Karoca zatrzymała się pod pałacem, gdy słońce chowało się za horyzontem. Opadając na linię drzew, oświetlając je swym płomiennym blaskiem, można by mieć wrażenie, że las płonął.
Dente wysiadł z pojazdu, a potem i mnie pomógł się z niego wydostać. Lokaje pod wodzą majordomusa zajęli się naszymi zakupami.
– Wciąż nie wiem, jak wyjaśnię księgowemu wizytę w Domu Uciech – westchnęłam. – Przepraszam, to na pewno...
– Jak powiesz, że przyniesie mi wstydu, to cię zaknebluję – ostrzegł, ale jego groźba wypadła blado wraz z pocałunkiem, który złożył na mojej dłoni.
– Co nie zmienia faktu, że to będzie uciążliwe – mruknęłam.
– Nie będzie – odparł. – Oddam im te tysiąc koron... Uznaj, że to pożyczka ode mnie.
– Pożyczka? Przecież ja nie zarabiam – przypomniałam mu. – Nawet nie mogłabym tego u ciebie odpracować, bo wszystko robisz sam i nikomu nie pozwalasz sobie pomóc.
– No to uznaj to za moją inwestycję w, mam nadzieję, przyszłą żonę. Kto cię lepiej wyedukuje niż Ara.
Westchnęłam.
– Inwestycja ci się pewnie zwróci za jakieś cztery lata – mruknęłam. Przynajmniej tak mi się zdawało, że przed dziewiętnastymi urodzinami nie będę miała ochoty brać ślubu.
– Mam sto pięćdziesiąt lat, cztery lata to jak nic.
Wtuliłam się w jego bok, gdy wchodziliśmy do pałacu. Dente objął mnie ramieniem.
– Mogę zostać dziś u ciebie na noc? – spytał.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nigdy nie prosił mnie o coś takiego. Za bardzo obawiał się plotek...
– Oczywiście. – Tym razem to ja ucałowałam jego dłoń. – Będę bardzo szczęśliwa, jeżeli zostaniesz.
Oddałam swoją pelerynę jednemu z lokajów, tak samo postąpił Dente ze swoim płaszczem, którego i tak nie zakładał w wyjątkowo ciepłej karocy.
Odetchnęłam.
Wcale nie chciałam wracać do pałacu. Chciałam się bawić na mieście. Rozmawiać z przypadkowymi ludźmi, targować się na targu, całować z Dentem w karocy... Teraz pałac wydawał się przytłaczający ilością sekretów. Już samo to, że ja znałam przeszłość Dentego, utrudniała mi powrót do tego miejsca. Myślałam o surowości jego sypialni, a braku akceptacji Kiry, o braku zaufania do Lupusa...
Tam, na zewnątrz, nie było tego wszystkiego.
Weszliśmy do jadalni, gdzie podawano kolację. Wszyscy poza nami byli już na swoim miejscu.
– Krew – powiedział Lupus. – Oboje jesteście we krwi...
– To prostytutki – odparłam, co zabrzmiało trochę oschle. Nie było to celowe, po prostu czułam się zmęczona. – Musimy się umyć.
– To chyba może poczekać... Co się stało? Ktoś was zaatakował?
– Nic nam nie jest. I tak chcemy z tobą o tym porozmawiać, ale najpierw naprawdę przyda nam się prysznic. To był ciężki dzień – wyjaśnił Dente.
Wyprostowałam się. Co ja wyprawiałam? Nie mogłam zostawiać takiej sprawy na później, bo czułam się zmęczona i przygnębiona. Przecież w tym czasie myśliwi mogli robić komuś krzywdę.
– Nie, to nie może czekać – zadecydowałam. – Lupusie, musimy porozmawiać, o tym natychmiast.
– Może jednak poczekamy z tym do końca kolacji... Zimne steki są niesmaczne – mruknął król.
YOU ARE READING
Czerwony Kapturek: Lycoris
FantasyNiech bogowie bronią tych, którzy przed ukończeniem siedemnastu lat postanowili wejść do Lasu. To jedyna zasada, której mieli przestrzegać mieszkańcy wioski. Ceną za złamanie jej była śmierć w paszczy bestii - nazywanej przez wielu Wilkiem. Czasem j...