Księga I: Rozdział 33

316 39 2
                                    

Wracając z pokoju Horana, spotkałam Króla. Był w całkiem dobrym humorze. Spacerował po pałacu, pogwizdując.

– Dobrze, że cię widzę – powiedziałam.

– Tak? Byłem pewien, że wieczorami będziesz nagabywać Dentego – odparł z uśmiechem.

– To później. Najpierw chcę niecnie wykorzystać ciebie, Królu.

– Czuję się zainteresowany – przyznał. – Co powiesz na spacer? Wtedy wszystko mi opowiesz.

Skinęłam głową. Oboje ruszyliśmy w stronę biblioteki, z której od niedawna z przyjemnością korzystałam.

– Chodzi mi o tę radę starych wrednych Wilków, którzy odrzucają pomysły Dentego – wyjaśniłam. – Naprawdę obniżają rozwój państwa... No i nie wiemy, jak to wszystko będzie wyglądać teraz. Zaraza dotarła do Kniei. Jeżeli okaże się, że mamy tylko jednego chorego, no to chwała bogom. Jego wspieramy my... Ale co jeśli chorych niezdolnych do pracy, polowań będzie więcej? Kto im pomoże?

– Racja, jako kraj nie rozwijamy się za bardzo... Ale co ja mam z tym zrobić? W pierwszej kolejności wnioski przechodzą przez, jak to ich ujęłaś, radę starych wrednych Wilków.

– Zmień ich – podsunęłam. – Masz władzę absolutną w tym kraju. Zażądaj zmian w tym, jak pracują albo zagroź, że ich zwolnisz.

– Bonnie, to nie takie proste. Nie mogę wprowadzać radykalnych zmian... No i nie mam nikogo lepszego na ich miejsce.

– Masz Dentego! Nawet Horan wie, że pomysły Dentego są dobre, więc w sumie mógłbyś ich wymienić na kogokolwiek – upierałam się.

Lupus westchnął.

– To wszystko nie jest takie proste – zapewnił mnie Król. – Ale pomyślę nad tym, co mogę zrobić.

Westchnęłam ciężko. Naprawdę chciałabym móc zdziałać coś więcej, ale mój oficjalny status to niewolnica. Nie miałam mocy zmiany prawa, ale wiedziałam, że Lupus coś wymyśli. Nastraszy sabotażystów rozwoju, a jeżeli to nie zadziała – no to trudno. Sama z nimi pogadam i będę męczyć tak długo, aż dotrze. W końcu i tak już nie miałam nic do stracenia. I tak nie miałam za specjalnych praw.

– Wiedz, że niechętnie zgadzam się na „pomyślę nad tym" – oznajmiłam. – Ale doceniam.

Lupus rozczochrał mi włosy.

– Dente to mój najlepszy przyjaciel. Nie musisz mnie mocno namawiać, żebym o niego walczył – zapewnił.

– To dobrze – stwierdziłam. – Mam jeszcze pytanie... Czy ta Marisa jest w pałacu?

– Nie, zniknęła jeszcze przed południem. Dlaczego pytasz?

– Dla świętego spokoju – wyznałam. – To wszystko mocno skrzywdziło Dentego. – Skrzyżowałam ramiona na piersi.

– Na pewno... On jest bardzo... wrażliwy, ale też zamknięty w sobie. Nigdy nie wiem, o czym myśli. – Tym razem to z piersi Lupusa wyrwało się westchnienie. – Czasem żałuję, że nie mogę oddać mu korony. Byłby o wiele lepszym królem niż ktokolwiek z mojej rodziny.

– Myślę, że ty radzisz sobie nie najgorzej – odparłam.

– Ja tylko staram się utrzymać to wszystko w kupie, ale niespecjalnie czuję powołanie do bycia władcą – wyznał. – On przynajmniej rozumie, jak to wszystko działa – dodał. – I wie, czego potrzebują ludzie. Znacznie lepiej rozumie potrzeby społeczeństwa.

– To że czegoś nie wiesz albo nie rozumiesz nie oznacza, że jesteś złym królem – oznajmiłam. – Skoro nie rozumiesz, czego potrzebuje twój naród, to ich o to zapytaj... Albo słuchaj Dentego. Szybciej pewnie będzie go posłuchać.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now