Księga I: Rozdział 37

234 29 8
                                    

Dente zapalił światła w pokoju i spojrzał na mnie... no cóż, nie był ani zły ani zaskoczony. Patrzył na mnie rozbawiony.

– Możesz mi wyjaśnić, co tutaj robisz? – spytał.

Poczułam, że rumieńce oblewały mi policzki. To, jak znalazłam się w tej sytuacji, było serią głupich decyzji.

– Odkrywa swoje seksualne powołanie – wyręczyła mnie Ara, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Chciałaby się nauczyć mojej profesji.

Dente uniósł gęstą brew i podszedł do mnie kilka kroków.

– A mogę wiedzieć, po co ci to? – spytał niskim głosem. Pochylił się w moim kierunku, świdrując mnie spojrzeniem swoich pięknych zielonych oczu.

– No cóż... no... – wyjąkałam. – Ja... To chyba mój fetysz.

– Fetysz... Chcesz mnie przykuć do łóżka?

Pochylił się jeszcze odrobinę, a ja podziękowałam bogom, że siedziałam, bo kolana zmiękły mi tak bardzo, że niechybnie bym upadła.

– Jeżeli się zgodzisz – przyznałam.

Dente uśmiechnął się i rozczochrał mi włosy.

– To po ślubie. – Wyprostował się i tym razem spojrzał na kobietę koło mnie. – Ara, twoje pozwolenie na nauczanie niedługo się kończy. Złóż podanie do końca tygodnia, to przedłużymy ci je bez reszty pracy papierkowej. Inaczej pozwolenie będzie trzeba wyrabiać od nowa.

– Jasne, jasne... Załatwię to w piątek.

Nieśmiało spojrzałam na swojego chłopaka, który z najbardziej formalną miną na twarzy, patrzył na Arę. W dłoniach trzymał aktówkę i niecierpliwie stukał w nią palcami.

– Co roku ci o tym przypominam – upomniał ją. Potem powoli obrócił i spojrzał na mnie. – Kupiłaś wszystko z listy zanim tutaj przyszłaś?

Skinęłam głową.

– To dobrze. O której kończycie pokaz?

– Za trzy minuty – wyjaśniła usłużnie Silenne.

Dente ponownie skinął głową.

– Poczekam na zewnątrz – powiadomił i wyszedł wraz z towarzyszącą mu kobietą, której twarzy nie mogłam dostrzec. Miała na sobie kapelusz z woalką.

Nie mogłam się jednak skupić na ostatnich minutach pokazu zaaferowana tym, że prawdopodobnie nieźle rozgniewałam mojego chłopaka. Owszem, on rzadko wyrażał swoje emocje. Nawet swoje uczucia do mnie za pierwszym razem wyznał oficjalnie, ale czułam, że teraz zachowywał się chłodniej niż zazwyczaj. Obawiałam się, że zraniłam go moim zachowaniem. I przy okazji na pewno przyniosłam mu wstyd. Do tej pory nie musiałam zamartwiać się takimi rzeczami – byłam tylko biedną dziewczyną z piekarni. W pałacu też nikt nie dba o takie niuanse. Nie uczestniczyłam w oficjalnych spotkaniach... Teraz jednak spotykałam się z posłem. Dla osób jak on opinia publiczna musiała być ważna, a ja nie dość, że dalej nosiłam się jak dziewczyna z piekarni, to odwiedzałam miejsca jak to. Nawet Lupus, który nie był mistrzem taktu, zauważył, że nie byłam dobrą reprezentantką interesów kogokolwiek.

– Koniec pokazu – ogłosiła Ara.

– Dziękuję – powiedziałam. – To było naprawdę niesamowite.

– Ja bym powiedziała, że przeciętne. Przyjdź kiedyś na mój pokaz, dziecinko. Wtedy zobaczysz niesamowite rzeczy.

Poczułam dreszcze ekscytacji na samą myśl o tym i okropny smutek, bo wiedziałam, że nie powinnam się tutaj nigdy więcej zjawiać.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now