Księga I: Rozdział 16

632 63 6
                                    

Dente okazał się być stałą częścią życia we dworze. Służący go znali, bliźnięta uwielbiały się z nim bawić, król wydawał się być jego bliskim przyjacielem i nie dziwiłam się, że go lubiano. Wobec wszystkich był niezwykle uprzejmy i tylko mnie darzył chłodną rezerwą. Mnie za to nie dawało spokoju to, skąd go znałam – bo znałam go na pewno. Chodziło to za mną nieustannie – to i tajemnica tego, co kryło się w podziemiach pałacu.

Któregoś razu nawet postanowiłam wypytać Puellę, gdy pomagała mi rozczesaniu włosów przed snem. Ta kobieta była nieoceniona – szczególnie w tej kwestii, bo ja sama wyszarpywałam sobie kosmyki przy tej czynności.

-Mam pytanie – oznajmiłam wesoło.

-Słucham.

-Czy Dente był kiedyś wśród ludzi? – spytałam.

-Możliwe. Ostatnio król go gdzieś posłał, miał kogoś znaleźć, ale nie znam szczegółów. On często podróżuje, więc wydaje mi się to całkiem prawdopodobne.

Pokiwałam głową.

-A... Bywasz czasem w kuchni?

-Tam przebywają głównie kucharki, ale czasem tam zachodzę. Czemu tak cię to interesuje?

-Chciałabym wiedzieć, jak się tam dostać. Lubię podjadać w nocy.

-W takim razie przekażę służbie, żeby zostawili ci jedzenie na noc w komnacie. Lepiej nie szwendać się po nocy.

-Póki to nie ta wredna baba, która mnie zbiła pierwszego dnia, będzie mi gotować, to wszystko w porządku... W zasadzie to nie widziałam jej od tamtej pory.

-Nie pracuje tutaj. Królowi bardzo nie podobało się to, jak bardzo agresywna była.

-Och... Ale znalazła już inną pracę? – spytałam. Ta kobieta była straszna, ale nie chciałam, żeby straciła pracę przez mój długi jęzor. Dobrze wiedziałam, ile warta była dobra praca.

-Spokojnie, teraz wiedzie jej się lepiej niż kiedykolwiek.

-To dobrze – odetchnęłam z ulgą.

-No, gotowe – oznajmiła Puella. – W czymś jeszcze ci pomóc?

-Nie, położę się już. Dobranoc.

-Dobranoc, Bonnie.

Służka wyszła z mojego pokoju, a ja odprowadziłam ją wzrokiem. Lisek, który leżał w nogach mojego łóżka zrobił to samo. Cieszyłam się, że Lupus pozwolił mi go zatrzymać, a sam Kitek – bo tak go nazwałam – wydawał się równie zadowolony z ciepłego kąta.

Podrapałam go za uchem.

-Też masz wrażenie, jakby coś tutaj nie grało? – spytałam, ale ten tylko szturchnął mnie swoim noskiem i zamknął oczy.

-Tak, może masz rację – westchnęłam. – Sen na pewno mi dobrze zrobi.

Ułożyłam głowę na wielkiej poduszce i niemal natychmiast odpłynęłam.

Spojrzałam na tatę i bishę, którzy rozmawiali razem. Oddalili się ode mnie, bo stwierdzili, że to sprawa dla dorosłych. Nie lubiłam, gdy tak robili – przecież potrafiłam zrozumieć tyle co oni! Bisha sam mówił, że jestem bardzo mądra, a on nigdy nie kłamał.

No dobrze, czasem kłamał, ale nigdy nie mnie.

Niezadowolona usiadłam na kanapie w rogu sali. W trakcie balu ludzie tańczyli, ich postacie w ozdobnych strojach wirowały i nie mogłam dostrzec ich twarzy. Wszystko poza bishą wydawało mi się odległe i niewyraźne.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now