Księga I: Rozdział 42

201 19 4
                                    

Wieczorem byłam umówiona na spacer z Puellą. Dawno nie miałyśmy okazji pobyć tylko we dwie. Jej również nie oszczędzano w trakcie przygotowań do obchodów. Służba zaczęła zostawać w pałacu na noc, a nie w domach należących do dworu, ponieważ posłowie okazywali się być znacznie bardziej wymagający od kilku członków rodziny królewskiej.

– W takich chwilach aż mi się przypomina despotyzm królowej – powiedziała mi ze śmiechem.

Jak zdążyłam zauważyć – nikt nie tęsknił za królową. Nawet jej rodzina.

– Kiedyś służba miała swoje osobne skrzydło – wyjaśniła. – Teraz raczej nikt tam nie mieszka, bo i po co. Nocna zmiana ma co robić, nie musi spać. Poza tym nie są w pracy, żeby spać. No i nie potrzeba aż tylu ludzi. Ogrodnicy pracują w dzień, służba też, kucharze się zmieniają. Nie ma już tylu mieszkańców, żeby wszyscy musieli być na nogach. Poza tym okresem w roku, gdy sprowadzają się tutaj posłowie. Oni to są rozpieszczeni. Niczego sami nie zrobią. Wzywają trzy służące, żeby podały im wody i poprawiły poduszki.

Słuchałam tego z lekkim niedowierzaniem. Dente wyrobił posłom (przynajmniej w moich oczach) opinię ludzi zorganizowanych i samodzielnych. Niestety sama przez ostatnie dni obserwowałam ich nieporadność we wszystkim.

– Nie lubię ich – zdradziła mi Puella. – Luke też za nimi nie przepada. Mówi, że żadnemu z nich nie można ufać. Jeden pod drugim dołki kopie.

– Dente jest w porządku – wypomniałam jej.

– On to co innego. On to nasz chłopak, z ludu... Nie obchodzi go władza.

Pokiwałam głową. Nie mogłam mówić o innych posłach. Wiedziałam, że dworskie życie było bardzo skomplikowane, gdy zaczynało się mieszać w politykę. Nawet nie chciałam myśleć jak bardzo musiała być skomplikowana sytuacja Dentego, biorąc pod uwagę, że całe jego istnienie w pałacu opierało się na kłamstwie. Już sam fakt, że powierzył mi swój klucz do dokumentacji, sprawił, że byłam podejrzliwa. Było mnóstwo innych osób, które powinny go dzierżyć, ale nie mógł im zaufać.

– Jak to wszystko się skończy, to idę na urlop – westchnęła rozmarzonym głosem Puella. – Zasłużyłam po trzydziestu latach nienagannej służby.

– I co planujesz? – spytałam.

Byłam ciekawa, jakie mogła mieć plany. Czy były jakieś sposoby na spędzanie dni wolnych tutaj w Kniei? W domu lubiliśmy kąpać się nad rzeką w słoneczne dni, a zimą chodziło się na łyżwy, jeżeli ktoś wylał wodę na noc. Bogatsi jeździli do kurortów stolicy, chociaż w naszej wsi mógł sobie na to pozwalać tylko lekarz. Piekarz raz z żoną pojechał do teatru w mieście, ale nie podobało mu się.

– Luke obiecał mi wycieczkę – odpowiedziała mi podekscytowana Puella. Aż trudno było mi uwierzyć, że była w wieku mojej babci...

Poczułam, że żal ścisnął mnie za żołądek. Jeżeli za kimś miałabym tęsknić, to za moją babcią. Ona była naprawdę wspierająca i kochająca. To pewnie był dla niej duży stres. Kiedyś Las odebrał jej przyjaciółkę, potem choroba córkę i na koniec zniknęłam ja.

Byłam okropną wnuczką. Nigdy o nią nie zapytałam, a tylko o nią powinnam pytać. Dlaczego tak bardzo przejmowałam się losem sióstr, a nigdy nie pomyślałam o kobiecie, która wręcz namawiała mnie do ucieczki z wioski.

Pokręciłam głową, chcąc odgonić od siebie te myśli. Dziś miałam skupić się na przyjaciółce.

– Mówił, gdzie cię porywa? – dopytywałam, licząc na to, że nie wyczuła w moim głosie zmiany nastroju.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now