Księga I: Rozdział 45

251 14 3
                                    

Mój kochany Dente,

podobno listy do Luen docierają szybciej niż przeciętny podróżnik (może w drogę powrotną nadasz się pocztą?), dlatego postanowiłam skreślić dla ciebie kilka słów. Mam nadzieję, że osłodzi Ci to dni rozłąki... No, chyba że jednak nie usychasz z tęsknoty, ale wtedy radziłaby Ci się nie przyznawać.

Jeżeli ciekawi Cię życie w pałacu to wszyscy już mają dość obecności posłów. Jedynie Tristan wydaje się znośny. Jest całkiem zabawny, ale trochę zbyt pogodny. Mam wrażenie, że mogłabym go dźgnąć widelcem, a on by mi za to podziękował.

Na szczęście niedługo będzie po wszystkim!

A jak Tobie mija czas w Luen? Dobrze Cię tam karmią? Mam nadzieję, że nie kręcą się dookoła Ciebie ani piękne księżniczki ani przystojni książęta. Zresztą nieważne jak wyglądają. Podobno potrafią uwarzyć eliksir miłosny. Oby nikt go na Tobie nie przetestował, bo musiałabym tę zniewagę odkupić krwią, a nie umiem się bić.

Och! Puella podejrzewa, że Luke jej się oświadczy. Mają razem wyjechać na urlop i nie mogę się doczekać wielkich wieści. Trochę dziwne, że tak szybko mają zamiar się pobrać, bo są ze sobą tylko trochę dłużej niż my, ale z drugiej strony wzdychają do siebie pól wieku.

Horan i Ira planują wyjechać w podróż poślubną nad morze.

To chyba tyle z plotek.

A mówiąc o podróżach, czy byłbyś skłonny w drodze powrotnej zajrzeć do mojej babci? Jestem ciekawa, co u niej słychać i czy niczego jej nie brakuje...


Przerwałam pisanie, gdy do gabinetu Dentego wszedł poseł Gorderyk, którego poznałam przy śniadaniu. Gdy tylko go ujrzałam, zaklęłam pod nosem. Wiedziałam, że Dente szczególnie go nie lubił, ale i ja czułam przy nim dziwny niepokój.

– Mogę w czymś pomóc? – spytałam uprzejmie.

Mogłam mieć swoje uprzedzenia, ale nie wypadało traktować posła nieprzyjaźnie tylko z tego powodu. Może rzeczywiście potrzebował pomocy.

– Przyszedłem sprawdzić, czy może panience się nie nudzi – powiedział. – Siedzi tak tutaj panienka całymi dniami i pewnie nie ma z kim porozmawiać.

– Na zabawy mam popołudnia – objaśniłam grzecznie. – Jak każdy mam swoje obowiązki, zadania zlecone przez króla. Pan nie ma nic do roboty?

Uśmiechnął się i podszedł bliżej mojego biurka, ale nie usiadł. Spoglądał na mnie z góry, co sprawiło, że czułam się bardzo niekomfortowo. Nie podobało mi się to, że miał znacznie więcej przestrzeni.

Szybko wstałam z krzesła. Zrobiłam to na tyle prędko, że mebel zaskrzypiał, a potem lekko się zachwiał.

– Chyba pani nie wystraszyłem – odezwał się Gorderyk. Obdarzył mnie kolejnym uśmiechem, ale było w tym coś niepokojącego.

– Nie – odpowiedziałam słabym głosem.

Wiedziałam, że Gorderyk nie zrobił na razie niczego złego. Tylko stanął blisko mnie, ale zachowywał się bardzo uprzejmie. Mimo to intuicja podpowiadała mi, że powinnam natychmiast od niego odejść. Czułam się tak jak wtedy, gdy ostatni raz byłam w Wiosce i zostałam zaatakowana przez nieznanego mi Wilka.

– Proszę mi wybaczyć, ale mam dużo pracy – oznajmiłam już znacznie spokojniej. – Jeżeli zechce pan ze mną porozmawiać, to może pan to zrobić w trakcie obiadu lub kolacji.

– Bardzo pani dokładna – westchnął. – To zadziwiające, biorąc pod uwagę pani zadziorny charakter.

– Jest czas na obowiązki i na zabawę – objaśniłam grzecznie.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now