Księga I: Rozdział 15

634 65 13
                                    

Tydzień był męczący. Wynudziłam się za wszystkie czasy, siedząc samotnie w pokoju. Tylko gdy Puella nie pracowała to pomagała mi w nauce języka. Zajmowałam się też przygotowywaniem niespodzianki dla Lupusa, ale było to żmudne i nudne zajęcie. Czasem chciałam też pobawić się z bliźniętami, ale i ich tydzień był pełen atrakcji – spały do południa, a zaraz potem mieli lekcje do wieczora.

Jedyny ciekawsze element tego oczekiwania miał miejsce wtedy, gdy postanowiłam poćwiczyć zakładanie pułapek, a przed snem zapomniałam ich zdjąć. Kolejnego dnia obudził mnie wrzask Puelli, która wisiała głową w dół na cienkiej lince.

-Przepraszam – powiedziałam, gdy ta już stanęła na nogi.

-Co ci strzeliło do głowy?

-Nudziłam się.

-I dlatego polujesz na służące? Kto cię tego w ogóle nauczył? Za moich czasów w wiosce nie szkolono kłusowników.

-Halter – odparłam. – On mnie tego nauczył.

-Kim jest Halter?

-Mój kolega – odparłam. – Pracowałam z jego siostrą.

-Bliski ten kolega?

Wzruszyłam ramionami.

-Lubię go – powiedziałam.

Puella pokiwała głową.

Na tym nasza rozmowa się urwała. Ja więcej nie zastawiałam pułapek, a ona nie pytała o Haltera.

A potem nadszedł dzień, gdy w końcu moja bestia wróciła do domu. Od rana wpatrywała się w okno, a gdy pod wieczór zobaczyłam powóz, który zatrzymał się przed domem, serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Z pojazdu wyszedł mój olbrzym ze znajomą rudą czupryną i chłopak o długich, złotych włosach.

Szybko poprawiłam wtedy sukienkę i rzuciłam się biegiem korytarzami. Wpadłam na nich akurat, gdy wchodzili do pałacowego foyer.

-Bestio! – zawołała na jego widok. Wtedy wydał mi się przystojniejszy niż kiedykolwiek, a oczy bardziej złote niż przedtem. Na wymioty tytana, jak ja się za nim stęskniłam!

Wskoczyłam mu na ramiona i wycisnęłam na jego ustach pocałunek. Lupus napiął się na moment, a potem objął mnie. Rozchylił usta i wsunął język miedzy moje wargi. Przesunął nim po moim podniebieniu, musnął mój język, a potem przerwał pocałunek.

-Nie wróciłem szybciej – przypomniał.

-Och, zamknij się – burknęłam i pocałowałam go raz jeszcze. Zachichotał z ustami na moich ustach, a potem cofnął się. Dam mi całusa w czoło.

-Z radością bym kontynuował, ale umieram z głodu – powiedział i postawił mnie na ziemi.

Przeniosłam wzrok na towarzysza Lupusa. Ten niemal dorównywał mu wzrostem, ale był o wiele szczuplejszy i mniej umięśniony. Miał długie blond włosy związane w kucyk na karku i zielone oczy – jak szmaragdy. Jego twarz wydawała mi się bardzo znajoma, byłam niemal całkowicie pewna, że widziałam go wcześniej.

-Bonnie, nieładnie się tak gapić – upomniał Lupus.

-To może byś mnie przedstawił? – odparłam.

-Ach tak... Poznajcie się, proszę. Bonnie, to mój przyjaciel Dente. Dente, to Bonnie.

Zaśmiałam się.

-Mnie nie dasz żadnego przydomku? – spytałam.

-Sama zadecyduj jak mam cię przedstawić.

Rozciągnęłam usta w uśmiechu.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now