56. Miłość nie może iść w parze z tym przeklętym imieniem

1.6K 75 0
                                    

Rina

Obudziłam się o dziesiątej. Wieczór wcześniej nie umiałam zasnąć, więc teraz najpewniej wyglądałam, jak chodzące zombie. Odgarnęłam kołdrę na bok, wręcz zrzucając ją z łóżka. Było zdecydowanie za gorąco, żeby czymkolwiek się przykrywać, chociaż już i tak spałam tylko w staniku i majtkach. W końcu było już po połowie czerwca. Dokładnie dwudziesty pierwszy. Moje urodziny.

Przewróciłam się na drugi bok. Narazie wolałam wykorzystać okazję i spać, do której mi się żywnie podoba. Czułam, że moje ciało znowu się rozluźnia, a ja powoli zapadam w sen. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie wrzeszczący na cały głos dzwonek mojego telefonu. Warknęłam pod nosem, ale odwróciłam się i złapałam za smartfona. Kiedy odczytałam na ekranie imię mojej najlepszej przyjaciółki, mimowolnie się uśmiechnęłam i nacisnęłam na zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha.

- Co, potworku? - zapytałam zachrypniętym od snu głosem.

- Wszystkiego najlepszego, staruszku! - krzyknęła, na co parsknęłam śmiechem. - Mam dla ciebie dzisiaj coś wyjątkowego. Nienawidzę wybierać prezentów, więc jedziemy dzisiaj do galerii i sama sobie wybierzesz, co tylko chcesz.

- Lay, nie trzeba... - zaczęłam, podnosząc się do siadu i poprawiając poduszkę, która się przewróciła.

- Jak to nie trzeba? To twoje ostatnie naście. Musimy to uczcić. - Byłam w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewna, że przewróciła oczami. Od jakiegoś roku robiłyśmy to nagminnie.

- Przewróciłaś oczami? - zadałam pytanie, żeby się przekonać, czy rzeczywiście siedziałam w jej głowie.

- Skąd wiesz? - burknęła podejrzliwie, a ja znowu zaczęłam się śmiać.

- Jestem twoją siostrą, wiem takie rzeczy. - Teraz to ja odruchowo przewróciłam oczami.

- A teraz ty to zrobiłaś. Na pewno - fuknęła w słuchawkę, a mój śmiech był tylko potwierdzeniem jej tezy. - Jedziemy o pierwszej? Dasz radę do tego czasu zwlec tyłek z łóżka?

- Oczywiście. Widzimy się za trzy godziny. - Zakończyłam połączenie i przejrzałam wiadomości, które do tego czasu dostałam. Nie wiem, dlaczego, ale wszystkie ciotki zawsze musiały jak najwcześniej wysłać życzenia, jakby od tego zależało ich własne życie. Odpisałam każdej cioci, dziękując za szczere i nieszczere życzenia, wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, przeciągając się przy tym.

Otworzyłam drzwi drewnianej szafy i zajrzałam do środka. Dzisiaj chciałam postawić na wygodę, dlatego wybrałam szare, jeansowe szorty i zwykłą, czarną koszulkę na ramiączkach. Wyszłam z pokoju, żeby się ogarnąć. Uczesałam włosy i po ich dokładnym obejrzeniu, stwierdziłam, że nie ma opcji, żeby dzisiaj ładnie wyglądały. Weszłam pod prysznic i umyłam je, nakładając ogromną porcję odżywki. Zawinęłam je w ręcznik i odczekałam kilka minut, aż staną się wilgotne, a nie będą ociekały wodą. Chwyciłam suszarkę i modliłam się do wszystkich, żebym dzisiaj miała ładną fryzurę, a nie szopę na głowie. Jakoś je ułożyłam i po kilkunastu minutach uznałam, że są w miarę w porządku. Były całkowicie proste, spadały na moje ramiona, okalając i wyszczuplając moją okrągłą buzię.

Dobra, ten dzień zaczynał się dobrze. Chociaż, nadal mi czegoś brakowało. Wróciłam do pokoju i wzięłam w rękę telefon. Dostałam tylko jedną wiadomość od Zeda. Że spotkamy się po południu, bo znowu musi zawieźć jakieś umowy do innego miasta. Odpisałam mu, że nie mogę się doczekać, co było najszczerszą prawdą. Codziennie za nim tęskniłam. Uzależniłam się od rozmów z nim, od jego dotyku i jego komplementów. Zakochałam się w nim na dobre.

WYZWOLONY [CZ.2] Where stories live. Discover now