54. LA - Nie przestawaj

1.5K 74 0
                                    

2019

James

- James. - Usłyszałem swojego ojca, jak tylko wszedłem za Damienem do biura, w którym niejednokrotnie dostałem.

- Victor. - Odpłaciłem się tym samym, choć mój ton brzmiał oschle, a jego jakby była w nim nadzieja.

- Damien - wtrącił sarkastycznie brat, przewracając oczami. - Skoro powitanie mamy za sobą, powiedz nam w końcu, co mamy takiego robić. - Skrzyżował ramiona na piersi i wbił wzrok w naszego ojca.

- Zaczyna mi się nudzić. Nie mamy nic dużego do roboty, a pora, by James wrócił do domu. - Spojrzał na mnie z miną, której nie mogłem do końca odczytać.
Był poważny, ale nie patrzył na mnie z pogardą lub nienawiścią, jak kiedyś.

- Jesienią wracam do Nowego Jorku - skwitowałem.

Nie miałem zamiaru narazie rzucać studiów. Już wystarczająco dużo mi zabrał.

- Jak sobie chcesz. - Westchnął, na co uniosłem brwi.

Cholera, żadnego krzyku, warczenia i kpiny?

- Ciężko pracujecie, więc przyda wam się chwila przerwy. - Sięgnął i otworzył szufladę w czarnym biurku. - Trent ma już na oku matkę tej dziewczyny. - Otworzył cienką teczkę, w której była tylko jedna kartka. Podstawowe informacje, typu adres, nazwisko i numer ubezpieczenia. - Chciałbym, żebyście zbierali o niej informacje. Wiedzieli, czym jeździ, do jakiej szkoły chodzi, co robi po niej. Wszystko.

- Po co? - prychnął D.

- Ostatnio widziałem Charlesa z jej matką. - Uśmiechnął się w ten okropny sposób. - Być może coś z tego się rozwija, więc chcę wiedzieć, co to za ślicznotki.

Pojebany.
No pojebany.

- Sami narzekacie, że wiecznie tylko wy dbacie o interes, z czym się nie zgodzę. Więc daję wam chwilę wytchnienia. Dla was to będzie zabawa. Weźcie auta, które nie rzucają się w oczy. - Czyli nici z mojego Porsche i Jaguara Damiena. - I miejcie ją na oku. Ta teczka ma być tak gruba, że nie wcisnę jej do szuflady, rozumiecie? - Przesunął teczkę w naszą stronę.

- To w Bakersfield - mruknął Damien, gdy tylko wyszliśmy z biura. - Trzeba sprawdzić loft, skoro będziesz tam przesiadywał jakiś czas.

- Musimy szybko to ogarnąć. Nie mam zamiaru bawić się w kotka i myszkę z jakąś cizią - burknąłem. - Wracaj Jaguarem do Charlesa, a ja wezmę któregoś SUVa i przyjadę do miasta. - Westchnąłem. - Wystalkuj ją na instagramie i jutro możemy zacząć. Podjadę po ciebie.

***

- Ileż mogą trwać lekcje? - warknąłem, siedząc w samochodzie.

Fotel odsunąłem maksymalnie do tyłu i opychałem się żelkami, które skitrałem przed Damienem. Zawsze mi je wyjadał.
Teraz siedział obok mnie na miejscu pasażera i wgapiał się w dom tej dziewczyny, albo we własny telefon.
Zaparkowałem przy chodniku, kilkanaście metrów od budynku.
Chyba nikogo w nim nie było, bo nigdzie nie stał żaden samochód. Garaż był otwarty, ale całkowicie pusty.

- Jest szesnasta, na pewno już nie ma lekcji - mruknął Damien, opierając głowę o boczną szybę.

Nagle uniósł głowę i spojrzał na wprost, unosząc brwi.
Zostawiłem swoje żelki w spokoju i również spojrzałem.
Mimo włączonego radia i wyjącego z niego Justina Timberlaka, doskonale słyszałem ogłuszający ryk.
Ściszyłem radio i otworzyłem okno, by lepiej wszystko słyszeć, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Nagle w ulicę skręciło błękitne Camaro, wyglądające jakby dopiero co wyjechało z salonu.
Silnik ryczał jak pojebany, a ja patrzyłem wciąż z ciekawością.
Nagle auto z impetem wjechało na podjazd i zahamowało przed garażem.
Trochę wycofało, robiąc miejsce, by drugie auto mogło wjechać do środka.
Kilka sekund po tym, jak silnik przestał mruczeć, drzwi otworzyły się i wyszła z niego dziewczyna.

WYZWOLONY [CZ.2] Where stories live. Discover now