42. LA - Nie jestem zły

1.7K 91 43
                                    

James

Odsunąłem telefon od ucha, wzdychając ciężko po rozmowie z bratem.
D był wkurzony. Lay pewnie nie chciałaby mnie teraz oglądać.
Przy okazji ja też zaczynałem się wkurzać.

Byłem zaskoczony, że go znaleźli, ale to i tak nie sprawiało, że byliśmy zagrożeni.
Policja nie miała żadnych śladów, więc nadal nic nam nie groziło.
Przez tydzień, który już spędziłem w Los Angeles, wydarzyło się dość sporo.
Lista nadal była nieukończona, a i tak odhaczyłem kolejne trzy numery.

Zostało jeszcze pięć.
Ethan. Sto tysięcy.
David. Sto pięćdziesiąt tysięcy.
Jax. Siedemdziesiąt tysięcy.
Natalie. Trzydzieści tysięcy.
I Paul, którego zostawiliśmy sobie na koniec. Jako jedyny był na tej liście bez żadnej kwoty przy nazwisku. Zamiast niej pozwoliłem sobie domalować obok niego kilka kutasów.
Jak można się domyślić, nie przepadałem za nim.

Dzisiaj chciałem zabrać się za Jaxa, ale do tego potrzebowałem pomocy.
Jax miał własny bar na obrzeżach miasta.
Dobrze wiedział, że niedługo przyjdziemy po niego, więc miał tam swoich ludzi, którzy pilnowali wejść.
Sam nie byłem w stanie wszystkich ominąć.
Damien nie wchodził teraz w grę, bo był zajęty problemem, który sam stworzyłem. Po za tym chciałem żeby został z Lay.
Liam, Dante i Rush zostali w Bakersfield, więc też odpadali.
Po za tym nie potrafili dobrze używać snajperki, a być może będzie mi potrzebna. Liam potrafił, ale on był zajęty robotą w klubach.
Do pomocy miałem tutaj tylko Trippa, który też nie obsługiwał snajperki.

- Kurwa mać - mruknąłem pod nosem.

Tripp spojrzał na mnie, wstał i nalał mi kolejną kolejkę, stawiając ją na moim biurku.

- Co jest? - zapytał, siadając z powrotem na skórzanej kanapie.

- Na pewno nie umiesz obsługiwać snajperki? - zapytałem z nadzieją.

- Nie - wymamrotał, patrząc w podłogę.

- Trudno. - Westchnąłem, wychylając swoją whisky.

- Ale szef potrafi - dodał po chwili.

- Nie będę w dwóch miejscach jednocześnie - fuknąłem. - Ale chyba będę musiał poradzić sobie sam.

- Chodzi mi o Damiena - poprawił, z trudem mówiąc jego imię.

Tripp był nowy i nie wiedział co mu wolno, a co nie. Potrzebował Liama albo Dantego, żeby oswoić się z tą pracą.
Nie wściekaliśmy się, gdy powiedzieli do nas po imieniu. Bez przesady.
Nie byliśmy nawiedzeni, jak nasz staruszek. Poza tym spora część naszych kumpli była od nas starsza i znaliśmy się lata. Jedynie Liam był w naszym wieku. Reszta była starsza.

- D nie może przyjechać - wyjaśniłem. - Zajmuje się swoją narzeczoną. - Uśmiechnąłem się lekko, gdy chłopak otworzył szerzej oczy.

- Szef kogoś ma? - sapnął.

Ta, pewnie zastanawiał się jak to możliwe, że taki człowiek ma dziewczynę.
Jeśli kiedyś ją zobaczy na własne oczy, to dostanie jeszcze większego laga mózgu.
Była zwykłą dziewczyną, do tego młodszą. Ponadto przy Damienie to w ogóle wyglądała, jakby ledwo zaczęła liceum. Tymczasem zaraz je kończyła.
Ciotka Caroline pewnie powiedziałaby coś w stylu, że przez swoje rysy będzie długo młoda i powinna się cieszyć.

- Ma. - Pokiwałem głową. - I nie będę mu teraz przeszkadzał. - Odetchnąłem. - Ale potrzebuję kogoś do pomocy.

I nagle mnie olśniło.
Jak mogłem zapomnieć o jedynej opcji, jeśli w grę nie wchodziło moje przedłużenie? W sensie braciszek.
Chwyciłem telefon w rękę i wybrałem numer.
Odczekałem cztery sygnały, aż w końcu odebrał.

WYZWOLONY [CZ.2] Where stories live. Discover now