55. Kocham panią, pani profesor

1.2K 44 0
                                    

Początek czerwca

Damien

- Moim zdaniem się obraziła - zadecydował James, wgapiając się w telewizor.

Zed mu przytaknął, Liam jednak popatrzył na nich sceptycznie.

- Niby czemu miałaby się obrazić? - dopytał, zadając to pytanie za mnie.

- Bo nic nie powiedziała! - fuknął Jamie. - Po prostu wyszła, a Damien nie wie, gdzie ona jest.

- James - odparłem poważnie. - Ale wiesz, że ja nie jestem jej ojcem, nie? Nie muszę wiedzieć, gdzie jest w danej sekundzie swojego życia - prychnąłem.

- Jesteś jej chłopakiem. To chyba wystarczy - burknął.

- Ta twoja księżniczka z LA to ma z tobą przesrane - skwitował Liam, krzywiąc się na niego. - Kontrolujesz, jakby niewolnicą była i kroku nie mogła bez ciebie zrobić - dodał. - A Lay jest w szkole, matole. Gdzie miałaby być?

- Jest piąta. Lekcje się kończy o drugiej. Więc gdzieś błądzi od trzech godzin.

Zabijcie mnie, skoro jego nie można.

- Ignorujcie go. Po prostu Nat nie mogła przyjechać z nim, dlatego tak marudzi. Nie, braciszku, dopóki wiem, że Lay jest trzeźwa i nie wspina się znów na żywopłot, nie mam zamiaru jej truć. Jest na miejscu i ma telefon. Jak będzie chciała, to zadzwoni.

- Pantoflarz - mruknął pod nosem, patrząc na mnie z ukosa.

- Większy pantofel siedzi po twojej drugiej stronie. - Wskazałem na Zeda, chcąc skończyć temat nieobecności Lay.

- Co? - syknął Zed, gdy tylko to powiedziałem. - Nie jestem pantoflem!

- Łazisz za Rudą, jak posłuszny szczeniaczek. I ze wszystkim się zgadzasz.

- Bo ją kocham! - parsknął. - Dzielimy ze sobą umysły i dusze. Więc się z nią zgadzam, bo myślę tak samo - paplał, jak jakaś bohaterka taniego romansu.

- Oddałeś duszę diabłu - skwitowałem. - W życiu nie chciałbym dzielić umysłu z Rudą. Jest powalona.

- Ja za to współczuję Lay - stwierdził, próbując mi dopiec. - Musi codziennie użerać się z mrukiem. Nie dziwię się, że spieprzyła gdzieś i nie wraca.

- Uwielbia mnie - podsumowałem.

- Co uwielbiam? - Jego tyradę przerwał zaciekawiony głos Lay, dobiegający z korytarza.

- Mnie - odpowiedziałem, gdy stukot obcasów był coraz bliżej salonu.

- W jakim sensie? - Patrzyła na mnie podejrzliwie. Mały zboczeniec.

I do tego jak ubrany! Co do...

- Ty tak wyszłaś z domu? - sapnąłem, patrząc na jej krótki, szary top, narzuconą na niego czarną marynarkę, krótkie spodenki i te cholerne kozaki do połowy ud.

- A co? - prychnęła dumnie. Do tego miała rozpuszczone włosy, które uwielbiałem i...okulary?! - Tylko się ze mnie nie nabijajcie. - Zarumieniła się, patrząc na chłopców. - Pewnie wyglądam z nimi teraz dziwacznie, ale się przyzwyczaicie.

Dziwacznie? O matulu, przecież ja jej zaraz wsadzę do ręki drewnianą linijkę i będzie musiała mi odegrać wściekłą nauczycielkę, o której fantazjowałem w podstawówce.

- Dzisiaj się pieprzymy i masz je wtedy na sobie - powiedziałem, przerywając ciszę.

Lay rozchyliła usta z szoku, jeszcze mocniej się rumieniąc.

WYZWOLONY [CZ.2] Where stories live. Discover now