57. Co ci jest?

1.7K 90 5
                                    

Lay

Zakończenie roku szkolnego.

Ubrani w togi czekaliśmy aż dyrektor zabierze głos i zacznie wręczać nasze świadectwa i wyniki z egzaminów.
Stałam obok Riny, która zaczynała się już niecierpliwić.
Było cholernie gorąco, a nasze stroje nie pomagały nam w tym, by się jakoś ochłodzić.
Dodatkowo nie czułam się zbyt dobrze i miałam wrażenie, że zaraz mogę zwymiotować na dziewczynę przede mną.

– Wszystko dobrze, Lay? – zapytała mnie Rina, gdy bardziej mi się przyjrzała.

– Tak. – Machnęłam ręką uspokajająco. Pewnie byłam blada jak ściana. Albo, o zgrozo, zielona. – Po prostu ostatnio słabo się czuję, zaraz mi przejdzie.

– Yhm. – Dała za wygraną, patrząc znów na starego dyrektora, który wychwalał naszą szkołę, robiąc przemowę na dziesięć minut, kiedy my tu ledwo staliśmy, bo niestety nie dosięgała nas klimatyzacja.

Przystępowałam z nogi na nogę, wzdychając ciężko. Chciałam już stąd wyjść i sprawdzić coś, co spędzało mi sen z powiek od jakiś dwóch tygodni.

Kilkadziesiąt minut później w końcu dostałam swoje świadectwo i teraz po jego odebraniu, mogłam już usiąść na swoim miejscu.
Rina już siedziała, grzebiąc w telefonie.

– Zed czeka przed szkołą. – Popatrzyła na mnie, a następnie na dyrektora, który miał do rozdania jeszcze dobrą setkę świadectw i nagród.

– Spadamy stąd – mruknęłam i wstałam z krzesła, które niedawno zajęłam.

Rina zrobiła to samo i cicho wydostałyśmy się z auli, schodząc schodami na dół, a następnie dwa piętra niżej, do wyjścia.

Ściągnęłam tą durną czapkę, która nie dość, że przydusiła mi włosy, to jeszcze spowodowała, że było mi niewyobrażalnie gorąco.
Odpięłam dwa guziczki od togi, by móc jakoś oddychać.

– Chodź do toalety, zdejmiemy to – prychnęła dziewczyna i ominęła schody, idąc do łazienki.

Pomogłam jej przeciągnąć materiał przez głowę. Chwilę później ja też miałam togę w rękach i w końcu czułam trochę chłodnego powietrza na skórze, które dochodziło z otwartego okna. Niemal jęknęłam z ulgą. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się spociłam.
Telefon Riny zaczął wibrować, na co przewróciła oczami.

– Nie poczeka nawet pięciu minut – marudziła, odbierając połączenie od Zeda. – Już idziemy – burknęła do słuchawki. – Przysięgam, zachowuje się jak dzieciak, który zgubił matkę. – Westchnęła, odsuwając telefon od ucha.

– Słyszałem! – zawołał Zed, zanim dziewczyna zdążyła się rozłączyć.

– Miałeś słyszeć, gamoniu – prychnęła do siebie. – Jedziesz z nami na pizzę? – zapytała mnie, gdy szłyśmy chodnikiem w stronę bramy.

Na samo wyobrażenie pizzy było mi niedobrze.

– Innym razem – odpowiedziałam. – Podrzućcie mnie tylko pod loft.

– Dobrze. – Wzruszyła ramionami, otwierając drzwi od pasażera.

Ja wskoczyłam na tylne siedzenie Jeepa.

– Wolność. – Zed uśmiechnął się do nas szeroko. – Już wiecie, jakie to uczucie.

– Zajebiste, naprawdę – wymamrotałam do siebie ironicznie, bawiąc się paznokciami.

– Podwieziemy Lay do mieszkania – odezwała się Ri.

– Och. – Zed odwrócił się do mnie.

– Patrz na drogę! – krzyknęła na niego Rina.

WYZWOLONY [CZ.2] Where stories live. Discover now