14. Całe życie na to czekałem

1.9K 118 12
                                    

Lay

– Zajmij się nią, Trent – powiedział Victor.

Miałam wrażenie, że się uśmiecha. Może i bym to sprawdziła, gdybym nie była tak sparaliżowana strachem i zbyt zajęta patrzeniem na chłopaka za mną, niż na skurwiela przede mną.
Nawet jeślibym chciała, to i tak nie miałabym szans umknąć.
Gdzie? Na górę? Wątpię, żeby dwie pary drzwi powstrzymały tych facetów.
Poza tym jak miałabym teraz się wyrwać, skoro praktycznie czułam na plecach obecność innego ciała? Nie ucieknę i tyle.
Boże, gdybym wiedziała, co mnie czeka na dole, gdy szłam sobie po prostu po telefon, wzięłabym kija od baseballa.

I co bym nim zrobiła, co? Ten gnojek jest pewnie tak dobrze zapoznany z bijatykami, co mój chłopak. Bóg jeden wie, ile razy lądowałam na macie, gdy bawiliśmy się w samoobronę.

Też racja.
Jaki był wniosek?
Byłam w dupie. I to bardzo.

Kiedy udało mi się odwrócić swoją uwagę od Trenta, na Victora, zauważyłam, że mężczyzna zabiera mój telefon ze stolika kawowego i podaje go chłopakowi, przechodząc obok nas. Zaraz potem wkłada ręce w kieszenie spodni, jakby właśnie nie porywał niewinnej nastolatki! Jeszcze tylko niech zacznie gwizdać, a przysięgam, znajdę jakiś sposób i rąbnę go w jaja.

Zesztywniałam, gdy poczułam dużą dłoń na swoim karku.
Momentalnie do głowy spłynęły mi wszystkie sceny z filmów, kiedy to rozlega się ten nieprzyjemny trzask i głowa dynda bezwładnie.
Jezu, nie chcę tak skończyć.
Nie chcę umrzeć w tak głupi sposób.

Dlatego, by wydłużyć swój żywot, postanawiam się narazie nie sprzeciwiać, bo zaraz mogą wyciągnąć spluwy i zamiast złamanego karku, będę mieć w czole dziurę.
Obie opcje powodowały teraz, że moje serce zamieniło się w królicze i miało co chwilę mini ataki.
Jeśli nie zginę z rąk Trenta, albo pistoletu, to sama zejdę im na zawał.
Zawał w wieku osiemnastu lat jest pewnie możliwy. Jestem tego teraz pewna na sto procent.
Więc jestem grzeczna. Nie chcę umierać, dlatego idę posłusznie za Victorem, mając za sobą wysokiego blondyna, który trzyma mi rękę na karku i prowadzi do luksusowego, smukłego audi.
Nie pogardziłby nim elegancki milioner, tymczasem jestem tym samochodem uprowadzana przez niebezpiecznych członków mafii.
Co się stało z moim życiem?
I gdzie, do cholery, jest Damien?

– Kiedy ostatnio przerwałem ci marsz do domu, nie byłaś taka grzeczna, kochanie – skwitował Victor, siedząc na miejscu pasażera i patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.

Był naprawdę przystojny. Pewnie mógłby być też dla mnie czarujący, gdyby nie to, że wiedziałam, kim on jest i jaki jest.
Nie byłam pewna, czy chcę odpowiadać.
Najchętniej bym coś odpyskowała, ale prawdopodobieństwo, że wtedy mój koniec będzie bliżej niż dalej było spore. Ale nie mogłam też być spokojna.
Niewiadomo z jakich przyczyn, ale nie chciałam się przed nimi poniżać łamiącym się głosem i wykręcając sobie palce z nerwów.
Nie chciałam pokazać, że byłam przerażona, kiedy tak naprawdę chyba bardzo zauważalnie się trzęsłam, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni, by skupić się na bólu niż na tym, że może zaraz będę kopać dla siebie dół za cmentarzem.

– Byłam wtedy zdenerwowana – powiedziałam w końcu.

– Ach, no tak, płakałaś. Pewnie ciągle rozpamiętywałaś to, co mój syn zrobił z tą małą suką. – Pokręcił głową, wyglądając na tak zrelaksowanego, jak ja byłam zestresowana. – Musiałabyś widzieć minę tego chłopaczka, gdy się o tym dowiedział.

Na wspomnienie Travisa aż mnie zakuło serce. Może i okazał się być okropnym typem, ale i tak mu współczułam, bo wrąbał się w to bagno i nie mógł z niego wyjść.

WYZWOLONY [CZ.2] Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu