13. Możesz śpiewać głośniej.

2.1K 110 11
                                    

Damien

Następnej nocy czuwałem w samochodzie, niedaleko domu Travisa.
Siedziałem tu już drugą godzinę.
Była przerwa świąteczna. A on każdej nocy wychodził ze znajomymi do klubu. Każdej nocy.
Więc dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej?

Trzydzieści osiem minut temu jego matka wyjechała swoim niebieskim volvo, ubrana tak, jakby jechała na jakiś bankiet. Miała chustę na włosach, więc łącząc fakty już wiedziałem, po co były mu pieniądze.
Próbując ignorować coś na wzór współczucia, upewniłem się, że mam kilka kulek w pistolecie.
Odłożyłem go na siedzenie pasażera i znów utkwiłem wzrok w parterowym domku.

Miałem go dzisiaj zabić. Właśnie zaczynał się ósmy dzień, a pieniądze miały leżeć na biurku mojego ojca po siedmiu dniach.
Krótko po tym, jak Lay zasnęła wczorajszej nocy, zadzwonił i powiedział, że mam się szykować.
Cały dzień chodziłem, planując jak najlepiej to zrobić. Musiałem załatwić go na ulicy, tylko że zabijanie u nas, w małym mieście, było o wiele trudniejsze, niż zabijanie w Nowym Jorku, gdzie co chwilę była podejrzana uliczka, która idealnie się do tego nadawała.
Wiedziałem, że w pewnym momencie, gdy kolejny raz nie słuchałem Lay, domyśliła się, że mam coś na głowie. A obliczając, ile dni upłynęło, nawet nie komentowała tego, czego miałem dokonać. Jednak nie ukrywała się tak dobrze, jak myślała. Przed wyjściem z domu słyszałem, jak płacze w łazience. Płaczem nie do uspokojenia w chwilę. Takim, który był z nami wtedy, gdy wróciliśmy do domu po tym, jak Trent ją wystraszył.
Ten przeze mnie i Travisa był jednak trochę stłumiony, jakby płakała w coś, żeby się zagłuszyć.
Ledwo wtedy dałem radę wyjść z domu. Ze świadomością, że cierpi przez nas obu. A najbardziej przeze mnie.
Tego ranka jeszcze mnie prosiła, żebyśmy pożyczyli pieniądze Travisowi. Byłem skłonny to dla niej zrobić, ale tak naprawdę zmusiłem się do tego, by złamać jej serce do reszty. Wiedziałem, że Vic miał na oku moje konta bankowe. A w sytuacji Travisa na pewno postarał się o wgląd do kont reszty domowników. Zed musiałby na okrągło pilnować hakerów Vica i ich powstrzymywać, a to i tak na nic. Zrobimy przelew, a on się i tak dowie. 
Lay od tamtej pory zamilkła.

Wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki, widząc, jak drzwi wejściowe się otwierają, a zza nich wychodzi chłopak. Rozejrzał się po okolicy, zakładając granatową kurtkę.
Sięgnąłem po załadowany pistolet i otworzyłem drzwi Jaguara.
Samochód przysłaniały wysokie krzaki, więc nie miałem powodu do zmartwień, że Travis cokolwiek zobaczy.

Odczekałem chwilę i ruszyłem za nim.
Szedł powoli, nieoświetlonym chodnikiem. Ręce wepchnął w kieszenie czarnych spodni i kroczył nonszalancko, gwiżdżąc pod nosem.

Ja natomiast obmyślałem kolejny raz plan, jak go zabić.
Strzał w głowę był oczywisty. Jednak nie na ulicy. Ktoś mógł tędy przejeżdżać, a trudno byłoby w tym miejscu ukryć ciało. Najlepszą opcją było zaprowadzenie go do uliczki bez wyjścia. W pobliżu znajdywały się dwie, tylko z jednym wejściem. Wiedziałem też, że w tej, do której się wchodziło od strony Truxtun Ave, było kilka dużych kontenerów.
Niedaleko od drogi był też niewielki zbiornik wodny, który łączył się z Kern.
Tam też mogłem pozbyć się ciała.

Jednak wibrujący telefon w mojej kieszeni skutecznie odwiódł mnie od dalszych pomysłów. Wyjąłem aparat i zmarszczyłem brwi, gdy na ekranie pojawiło się imię mojego ojca.
Odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha, nie spuszczając wzroku z Travisa.

– Czas się skończył – powiedział szybko.

Uniosłem brwi, zdziwiony tonem jego głosu. Zawsze był zimny i groźny, a teraz był nerwowy, jakby szybko łapał powietrze, i podszyty paniką.

– Mam go – odparłem cicho. – Na co skończył się czas?

– Na wszystko, D – warknął. – Wracaj do Gloom, zostaw go w spokoju – dodał, rozłączając się od razu po tym.

WYZWOLONY [CZ.2] حيث تعيش القصص. اكتشف الآن