49. LA - Damien, poznaj Jamesa

1.4K 87 7
                                    

James

O wpół do szóstej w sobotę podjechałem pod to przeklęte miejsce.
Wysiadłem z Porsche i poprawiłem odruchowo koszulę, w której wyglądałem cudownie i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
Chociaż po chwili namysłu do głowy przyszła mi myśl, że ubranie się w całości na czarno może przestraszyć Natalie. Mogłem wybrać inny kolor koszuli. Chociażby ten pudrowy róż, który wcisnęła mi Lay mówiąc, że pięknie odbijają przy nim moje oczy. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego mój brat takiej nie dostał. A może dostał, tylko nie był tak samo jak ja jeszcze gotowy do założenia jej.

Przy wchodzeniu po schodach zadałem sobie nieme pytanie, jak daleko się dzisiaj posunę.
Nie zamierzałem jej do czegokolwiek zmuszać, więc musiały mi wystarczyć, jeszcze na długo niewinne pocałunki w dłoń.

Lekko zapukałem w zniszczone drzwi i czekałem.
Dziesięć sekund później, tak liczyłem, drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem i pojawiły się przed moimi oczami najpierw stopy, zakryte czarnymi, krótkimi botkami.
Następnie blade, gołe nogi, czarna spódniczka, szary top, a na to narzucona czarna, skórzana kurteczka.
Podniosłem wzrok wyżej i napotkałem jej błyszczące oczy.
Były teraz bardziej wyraziste przez cienkie kreski i ciemny cień do powiek.
Długie, zwykle proste włosy, zakręciła przy końcach i zostawiła rozpuszczone.
Teraz sięgały jej poniżej piersi, a ja byłem oczarowany.

Zdecydowałem się zrobić największy błąd w moim życiu i spojrzałem znów na jej twarzyczkę. A konkretnie na usta.
Przeciągnęła po nich czerwoną szminką. Dolna warga, pełniejsza od górnej kusiła mnie, by ją ugryźć, ale szybko stłumiłem w sobie tę myśl. Zawsze wszystko musiałem i tak sprowadzić do seksu. Czas się ogarnąć, James. Chcesz zdobyć tą dziewczynę, a nie zaliczyć. Pamiętaj o tym, kretynie.

- Gotowa? - zapytałem, odzyskując głos.

- Mhm. - Kiwnęła lekko głową, splatając palce i kręcąc nimi młynka po chwili. - Tylko pójdę po torebkę. - Wskazała kciukiem na mieszkanie i zniknęła w nim szybko, stukając grubymi obcasami.

Po chwili wróciła z czarną torebką na ramieniu.
Wyszła na korytarz, odwróciła się do mnie plecami i zamknęła drzwi na klucz.

- Podejrzewam, że i tak ktoś tu wejdzie bez problemu - stwierdziłem niepewnie, na co lekko się spięła.

- Wolę zachowywać pozory - odpowiedziała, chowając pęk kluczy do torebki.

- Proszę. - Wskazałem na schody i zaczekałam, aż dziewczyna przejdzie obok mnie, a ja pójdę zaraz za nią, jak jej cień, którym przecież byłem. Byłem stworzony do cierpliwego stania w cieniu i nie wychylania się. Chyba powoli nadchodził czas, bym wyszedł z tej formy. Już nie byłem tak przegrany, jak jeszcze kilka miesięcy temu.
Mogłem być już tak pewny jak Damien. Czemu nie?

Gdy schodziła ze schodów, wyprzedziłem ją i otworzyłem przed nią drzwi wejściowe. Kątem oka widziałem jej malutki uśmiech, na co sam się uśmiechnąłem.
W środku poczułem się jak pochwalony uczeń. Uczyłem się i najwidoczniej do tej pory wszystko robiłem dobrze.

Wyciągnąłem pilot z kieszeni i nacisnąłem na blokadę.
Światła Porsche błysnęły dwa razy i rozległ się pomruk odblokowanych zamków.
Otworzyłem drzwi od strony pasażera i zaczekałem, aż Nat wsiądzie do środka.

- Nie wywieziesz mnie do obozu pracy, ani domu publicznego, prawda? - dopytała poważnie, a ja nadal trzymałem otwarte drzwi mojego samochodu.

- Co? - Szczęka mi opadła.

- Nie wywi...

- Słyszałem za pierwszym razem, Nat - przerwałem jej, na co lekko się zarumieniła, ale szybko spuściła głowę, więc nie widziałem już jej twarzy, bo zakrywały ją jej ciężkie, czarne włosy. - Po prostu wsiadaj i nie myśl o takich głupotach - odpowiedziałem na jej durne pytanie.

WYZWOLONY [CZ.2] Where stories live. Discover now