40. No to są jakieś jaja...

748 70 4
                                    




*Emma*

Droga powrotna wydawała się być jakaś dłuższa. Nie jestem pewna czy wracamy tą samą drogą, a krajobraz okolicy wydaje się wyglądać zupełnie inaczej, jak ten który zapamiętałam. Z tego co zdążyłam wyłapać podczas ostatniej wypowiedzi para Artura - która miała miejsce na ostatnim postoju - na miejscu będziemy za niecałe pół godziny. Jest godzina 17.48, a chmury które pojawiły się nad naszymi głowami jakiś czas temu, wciąż wytrwale trwają na niebie. Gdyby było słońce, to zdecydowanie przyjemniej by mi się podróżowało, ale na pogodę nikt nie może wpłynąć, więc nie powinnam z tego powodu jakoś głośno narzekać. Poczułam jak chłodny wiaterek przeleciał po plecach nie tylko mnie, ale i osobom, które idą w moim pobliżu. Chodziło mi głównie o Maksa, który oddał mi swoją bluzę, a sam idzie w krótkim rękawku. Chciałam wyciągnąć swoją bluzę na postoju, ale chłopak przekonał mnie do tego, iż bez problemu mogę założyć jego część garderoby. Nie przeszkadzało mi to, ale nie mogę powiedzieć, że nie martwiłam się o chłopaka. Minęliśmy trwający jakąś chwilę drogi zakręt, gdy dostrzegłam w oddali wysoki słup, który nie wyglądał mi na pień drzewa. To była lampa, którą jako ostatnią pożegnałam, gdy wyruszaliśmy w las trzy dni temu. Na moich ustach zagościł promienisty uśmiech, gdy tylko zaczęliśmy wchodzić między pierwsze budynki. Po chwili znaleźliśmy się na placu ogniskowym, niedaleko domku Amber. W obozie było stosunkowo cicho, a moja teoria na to jest taka, że jeszcze żadna inna grupa nie wróciła z wycieczki.

- Ogłaszam naszą podróż za zakończoną! - Powiedział entuzjastycznie pan Arhur, na słowa którego większość osób dało o sobie znać radosnymi okrzykami. Maks tymczasem dał mi buziaka w policzek, przez co się zarumieniłam. - Zanieście swoje rzeczy do chatek i się odświeżcie. Nie wiemy czy nasza wspaniała kucharka przygotowała już jakikolwiek posiłek, ale w każdym razie widzimy się na stołówce o 19! - Nagle do przemawiającego mężczyzny podszedł znany mi jedynie z widzenia inny niższy od naszego rozmówcy mężczyzna, który szepnął mu coś na ucho. - Poprosił bym dziewczęta z domku o numerze siedemnastym, aby jeszcze chwilę ze mną zaczekały.

Zaczęłam się poważnie zastanawiać czy coś się stało, albo czy zrobiłyśmy coś za co miałybyśmy ponieść jakąś karę. Spojrzałam na moje współlokatorki. Też wydawały się lekko przestraszone i nieco zmieszane całą tą sytuacją. Gdy praktycznie wszyscy rozeszli się do swoich domków, - łącznie z Maksem i chłopakami - podeszłyśmy do naszego opiekuna.

- Słuchajcie dziewczęta. - Zaczął mężczyzna, gdy tylko znalałyśmy się w obrębie jego głosu. - Na początku chcieliśmy przetransportować dodatkowe łóżko do waszego pokoju, ale stwierdziliśmy, że nie chcemy abyście miały zbyt duży tłok w pokoju, a więc.. - Mężczyzna popatrzył najpierw na mnie, a następnie na zdenerwowaną Kate. - Wy zostajecie u siebie, - wskazał na naszą (prawowitą) czwórkę, zamieszkującą ten domek od początku. - a Ty Kate zostaniesz przeniesiona do domku z numerem 39. Przyjechała nowa dziewczyna, która nie chciała już dołączać i pchać się do jakiegokolwiek domku, gdzie jest wolne miejsce, więc postanowiliśmy dać jej jeden z kilku całkowicie wolnych. Uważam, że nie będzie miała nic przeciwko na współlokatorkę. - Zauważyłam jak Kate lekko posmutniała, a ja sama szczerze powiedziawszy lekko się uśmiechnęłam. Nie będziemy miały tłoku. - Oto twój klucz. - Mężczyzna wręczył dziewczynie przedmiot, poczym żegnając się z nami, odszedł w stronę stołówki.

- Nie martw się Kate. - Powiedziałam, kładąc dziewczynie dłoń na ramieniu. - Zawsze możesz do nas wpadać. - Dodałam promiennie.

Dziewczyna tylko kiwnęła głową, a potem wszystkie się przytuliłyśmy. Matko, poczułam się jakbym miała jej już nigdy więcej nie zobaczyć. Zielonooka stwierdziła, że pójdzie poszukać tego domku, a po kolacji wpadnie do nas po resztę rzeczy. Gdy zniknęła za domkiem z 13-stką, my ruszyłyśmy w stronę naszego wspaniałego " pałacu ". Gdy tylko ujrzałam tą dróżkę, po której w ostatnim tygodniu sporo chodziłam, szeroko się uśmiechnęłam. W pięć minut stałyśmy przed schodami naszej chatki, a Alice otwierała drzwi kluczem. Zamaszystym ruchem otworzyła drzwi na oścież, ale zamiast entuzjastycznego komentarza, - którego nawiasem mówiąc się spodziewałam - dziewczyna wydawała się być zszokowana i wryta widokiem jaki ukazał się jej oczom. Szybko wskoczyłam po schodach i spojrzałam na.. W naszym pokoju wszystko było porozwalane po ziemi, a moje łóżko było Nawet pozbawione materacu. Szeroko otworzyłam oczy, gdy zdałam sobie sprawę, że wszystkie nasze ubrania z szaf znajdowały się w drzwiach do łazienki.

- Co do.. - Amanda, dołączając do nas, aż złapała się za głowę.

- To na pewno była Amber. - Powiedziałam szorstko, wchodząc głębiej do pomieszczenia.

Jak można zrobić coś takiego i nie mieć żadnych wyrzutów sumienia? Podeszłam do mojego zmasakrowanego łóżka, ówcześnie kładąc plecak na podłodze. Zajrzałam do pudełka w którym trzymałam pamiętnik, telefon i kilka innych rzeczy. Zniknął tylko pamiętnik. Teraz już miałam pewność co do tego, kto posunął się do takiego czynu.

***

Nie mogłyśmy tego tak zostawić. Od razu pobiegłam po pana Artura, który - nawet bardziej zszokowany niż my - stwierdził, że zajmie się tą sprawą. Powiedziałam mu wszystko co uważałam na ten temat i podrzuciłam kto mógłby to zrobić. Pomimo iż mężczyzna stwierdził, że nie mogę tak rzucać oskarżeniami, wyczułam tą niepewność w Jego głosie. On doskonale wie do czego zdolna jest ta blondynka razem z całą jej świtą. Wchodząc na stołówkę poczułam bardzo dziwne poruszenie. Podobne do tego, które wyczułam już jakiś czas temu. Wzięłam jedną tackę z lady i stanęłam w kolejce po posiłek. Już nie mogłam się doczekać tych standardowych posiłków naszej kucharki. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się jakoś podejrzanie cicho, a wszyscy spoglądali w stronę drzwi wejściowych. Ja także to uczyniłam, ale to co zobaczyłam - a raczej tą osobę - zmroziło mi krew w żyłach. Co on tutaj robi? Powinien przecież siedzieć teraz w więzieniu! Alice zauważyła, że zrobiłam się strasznie blada, więc odruchowo złapała mnie pod ramię. Patrzyłam jak chłopak idzie pewnym siebie krokiem w kierunku naszego stolika! Prawie dostałam zawału, gdy spojrzał w moją stronę, puszczając mi oczko. Nagle przy NASZYM stoliku znalazła się cała świta razem z rozpuszczoną na jej czele Amber z kilkoma nieznajomymi mi chłopakami, a o-on - zaczęłam się niekontrolowanie trząść ze strachu przed jego osobą. - witając się żółwikiem z chłopakami i uściskiem z Amber, usiadł obok blondyni z opanowaniem wymalowanym na twarzy. Czy moje życie znalazło się właśnie w wielkim niebezpieczeństwie? Jak ja teraz przeżyje na tym obozie!?

- No to są jakieś jaja... - Powiedziała Alice równie zdezorientowana jak ja, mocniej łapiąc mnie za ramię.

Chłopak z obozuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz