33. Dawno nie jadłam kiełbasek z ogniska

983 70 9
                                    



*Emma*

Ognisko tliło się niespodziewanie mocnym blaskiem, a samo miało wysokość sięgającą dosłownie mojego brzucha. Gdy zbliżyłam się na bezpieczną odległość, do specjalnie przygotowanych pni, poczułam przyjemne ciepło bijące od płonącego drewna i trawy. Zrobiło się już stosunkowo ciemno, przez co ognisko znajdujące się przede mną stało się jedynym źródłem światła jak na obecną chwilę. W obrębie ogniska, zebrało się już całkiem sporo obozowiczów, którzy - Zapewne tak samo jak ja - oczekują biwakowych przysmaków. Usiadłam na kawałku spróchniałego drzewa, pomiędzy Alice i Luną, które już od dłuższego czasu ciągle ze sobą dyskutują. Pomimo pojawienia się mojej osoby między nimi, nie zaprzestały swojej konwersacji, która dotyczyła jakiegoś filmu z Devisem Elenerem w roli głównej. Nie chciałam im przeszkadzać, więc nie odezwałam się ani jednym słowem. Zaczęłam się zastanawiać jak Vans spędza wakacje we Francji. Jestem przekonana, że zabrała ze sobą Noorę, którą szczerze uwielbiam. Gdy wrócimy do obozu muszę znaleźć jakieś ustronne miejsce, gdzie będę mogła w spokoju porozmawiać przez telefon. Czy to z mamą czy z którąś z moich przyjaciółek.

- Moi drodzy! - Usłyszałam nagle niski głos mojego ulubionego opiekuna. Pan Arhur stoi obecnie przy stoliku, na którym znajdują się wyczekiwane przez wszystkich łakocie. - Upieczemy sobie teraz kiełbaski, a następnie przyjdzie czas na trochę słodkości. Jutro rano wychodzimy na przechadzkę, która z natury będzie wyczerpująca, więc dobrze się wyśpijcie. Nie polecam zarywania nocy. Cóż, starczy dla każdego, więc proszę się nie przepychać. - Po tych słowach, mężczyzna zajął miejsce obok pozostałych opiekunów, a osoby znajdujące się najbliżej miejsca, w którym ulokowame  są nasze kolacyjne kiełbaski, zaczęły powoli zabierać po jednej z nich.

Przyglądałam się im z zaciekawieniem, ale muszę przyznać, że nikt nie brał niczego z przesadą co się szanuje. Przynajmniej starczy dla wszystkich. Gdy nadeszła nasza kolej, razem z dziewczynami zaczęłyśmy zabierać ze sobą nie tylko przygotowane patyki, ale i mięsny przysmak. Zajęłam swoje dotychczasowe miejsce i uniosłam moją kiełbaskę nad skrwierczącym ogniem. Bardzo przyjemnie jest obserwować, gdy ta przypieka się nad płomieniami gorącego ognia.

- Chyba już wystarczy. - Usłyszałam nagle głos Alice, która z przekonaniem spoglądała na swoją kolację. - Ell podasz ketchup? - Spytała się brunetki, która siedziała akurat bardzo blisko stolika.

- Jasne. - Odpowiedziała jej dziewczyna, poczym podała jej sos.

- Dawno nie jadłam kiełbasek z ogniska. - Wtrąciła się Amanda, która w tym momencie stoi tuż obok siedzącej koło mnie Alice.

- Wiecie co? - Ponownie odezwała się Alice. Spojrzałam się na nią, a ona ze swoim naturalnym, ale mimo wszystko skąpanym w smutku wyrazie twarzy wydawała się być bardzo przybita. - Ja wiem, że to dopiero początek naszej znajomości i całego czasu, który spędzimy do końca wakacji, ale mimo wszystko jest mi już strasznie smutno, że możemy się już nigdy więcej nie spotkać w takim składzie. - Poczułam igiełkę, która mocno ukłuła mnie w serce, na słowa szatynki. Ma rację. Ten przyjemny czas kiedyś dobiegnie końca.

- Alice.. nie zadręczają się i nie myśl o tym w tym momencie. - Powiedziała jej Luna, która podeszła do dziewczyny, kładąc jej rękę na ramieniu i spoglądając prosto w jej zaszklone oczy. - Trzeba się starać, żeby kontakt nie uległ przerwaniu.

Mam takie dziwne uczucie, że Luna jest wyjątkowo rozsądną osobą. Ma zupełnie inny charakter, jak te wszystkie osoby, które niedawno poznałam lub znam od dłuższego czasu. Jestem pod wielkim wrażeniem. Gdy moja kiełbaska zaczęła wyglądać na zdatną do jedzenia, zdjęłam ją z kija i położyłam na plastikowej tacce, którą od pewnego czasu trzymałam na kolanach. Polałam ją sobie sosem gyros - który moim zdaniem jest najlepszym sosem na świecie - i zaczęłam konsumować tą niecodzienną kolację. Przyjemnie ciepły kęs sprawił, że na moich ustach zagościł radosny, uśmiech zadowolenia. Ostatni raz jadłam kiełbaski z grilla na biwaku z rodzicami cztery lata temu. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego ile ja już w życiu przeżyłam. A to dopiero początek mojej przygody. Podczas gdy brałam kolejnego gryza, do moich uszu dobiegł dźwięk nastrojonej gitary Lucas'a, którą w obecnym momencie zajmuje się Maks. Brunet siedzi na pniu obok opiekunów, a po jego jednej stronie siedzi nie kto inny jak Louis. Ta dwójka naprawdę jest nierozłączna. Przyglądałam się jak brunetowi chodzą ręce i dałam się ponieść melodii jaką wygrywał na tym pięknym strunowym instrumencie. Zawsze chciałam się nauczyć gry na gitarze, ale jakoś nigdy się do tego porządnie nie zabrałam. Owszem, kilka razy starałam się to ogarnąć, ale mój zapał gasł wraz z kolejnymi trudnościami, jakie sprawiały mi ćwiczenia. Moja mama w dzieciństwie uczyła się gry na fortepianie, co spowodowało że już od dziecka byłam przez Nią uczona podstaw gry. Może nie stałam się jakimś wybitnym geniuszem, ale muszę przyznać, że gram całkiem dobrze. Zresztą mam jak trenować, albowiem w moim liceum w sali muzycznej mamy wspaniały model tego konkretnego instrumentu klawiszowego marki - Petrof - na którym bardzo często wygrywam piosenki, które mi się podobają. Moja mama zawsze uwielbiała dźwięk skrzypiec, a ja od małego chciałam umieć grać na tym trudnym instrumencie. I to właśnie stało się moją pasją. Gdy zaprzestałam jeździć konno, muzyka stała się czymś co pozwalało mi ułożyć swoje myśli. Jestem dumna z tego co potrafię.

Nie zwróciłam szczególnej uwagi gdy Maks zaczął śpiewać jakąś biwakowską piosenkę, w której wykonaniu po krótkiej chwili zaczęli pomagać inni obozowicze, gdy zdałam sobie sprawę z Bardzo szybko postępującego czasu. Przyjechałam na ten obóz nastawiona dość sceptycznie. Nie przypuszczałabym, że znajdę tu sobie chłopaka. W dodatku no cóż "takiego" chłopaka. Czasami mam wrażenie, że coś tu jest nie tak i jakaś dość istotna sprawa może spowodować, że stracę chęć do dalszego przebywania w tym miejscu. Mam nadzieję, iż tak się nie stanie. Spojrzałam na Alice, która pozbyła się już tacki po posiłku i w tym momencie razem z Luną i Patris kołysze się w rytm muzyki granej przez Maksa i z szeroko uśmiechniętym wyrazem twarzy dała mi znak, żebym przestała tak głęboko rozmyślać nad kwintesencją życia i zajęła się relaksem. W końcu po to tu jesiem, prawda? Wstałam na równe nogi, aby odnieść plastikowy talerzyk do worka, który był przymocowany do ziemi tuż obok stolika ze słodkościami. Wracając do ogniska usiadłam obok Luny i łapiąc ją pod pachę, zaczęłam wczuwać się w rytm muzyki granej przez mojego - jeszcze od niedawna - niespodziewanego chłopaka...

Chłopak z obozuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz