119. Przepraszam Cię Maks...

220 36 7
                                    


*Emma*

Hannah wyjaśniła kilka rzeczy Alice i reszcie dziewczyn, a następnie kazała im przejść na parking. Tam miały czekać na przyjezdnych. Postanowiłam iść z nimi. I tak nie miałam nic ciekawszego do roboty w tamtym momencie. Na początku stałam razem ze wszystkimi, ale gdy pojawił się pierwszy autokar, odeszłam i stanęłam z tyłu. Chwilę później pojawił się drugi pojazd. Stanęły dosłownie po dwóch stronach parkingu. Za nimi jechały samochody osobowe, z przyczepami. Nowe koniki! To musi być naprawdę wielkie wydarzenie, skoro jest takie zaangażowanie ze wszystkich stron. Do jednego autokaru podeszła Alice wraz z Amandą, a do drugiego Luna i Jen, z jakąś dziewczyną, której imienia nie znałam. Ludzie zaczęli wychodzić z pojazdów, a w tym czasie na parkingu pojawił się pan Arthur z kilkoma innymi opiekunami. Ja jednak skupiłam się na gościach. Było ich niewielu. Zresztą po co mieli przyjeżdżać wszyscy, skoro na dobrą sprawę w wyścigach biorą udział jedynie dwie osoby z każdego obozu? W pewnym momencie z autokaru, przy którym stały Luna i Jen wyszła dziewczyna, trzymająca na rękach dziecko. Stałam chwilę jak wryta. Byłam zaskoczona nie tylko tym, że nastolatka przyjechała z dzieckiem, ale też tym, że skądś ją znałam. Jakiś chłopak podszedł, otworzył bagażnik i wyjął z niego wózek, który następnie rozłożył. Dziewczyna zaczęła nim delikatnie poruszać, gdy włożyła do niego dziecko. Musiałam podejść bliżej. Zbyt dobrze znałam tą twarz. Czy to może być...

- Sylvia? - Spytałam, podchodząc do dziewczyny.

- Emma! - Moja kuzynka od razu rzuciła mi się w ramiona.

- Co Ty tutaj robisz? - Spytałam, podchodząc do wózka. - I od kiedy jesteś matką? Bo to Twoje dziecko, prawda?

- Nigdy Ci nie mówiłam, ale chodzę na obóz od czterech lat. I w tym roku nie mogło mnie zabraknąć. Sam nie mógł mi w tym przeszkodzić. - Powiedziała spokojnie rudowłosa.

- Sam? - Uśmiechnęłam się pogodnie, patrząc jak maluszek rusza rączkami przez sen.

- To mój mały mężczyzna.

- Ile ma? - Spytałam, wracając do pionu.

- Niecałe cztery miesiące. - Odparła moja kuzynka.

- I nie bałaś się go tutaj zabrać? - Spojrzałam na nią z zaskoczeniem.

- Nie bardzo. - Usłyszałam w odpowiedzi. - Zresztą na Twoim obozie jest jego tata. - Dodała Sylvia. Znów spojrzałam na śpiące dziecko.

- Strasznie mi kogoś przypomina. - Rzekłam po chwili zastanowienia. - On o nim wie?

- Powinien. - Odparła rudowłosa. - Zobaczymy jak dzisiaj zareaguje. Liczę na to, że się ucieszy.

- Przepraszam, że przerywam rozmowę, ale chciałyśmy zaprowadzić Cię do chatki. - Nagle przy nas pojawiła się Jen.

- Ja ją zaprowadzę. - Powiedziałam od razu. - Dasz mi klucze?

- Jasne. - Brunetka podała mi przedmiot. - Trafisz?

- Powinnam. - Uśmiechnęłam się do dziewczyny, która po chwili odeszła. - No to chodźmy. - Wzięłam torbę kuzynki, która leżała obok wózka i zaczęłam iść przodem.

Ukradkiem spojrzałam na Alice, która właśnie rozmawiała z kilkoma osobami, stojącymi przy drugim autokarze. W pewnym momencie spojrzała w moją stronę. Pomacham do niej, a następnie wskazałam na Sylvię i dziecko. Uwierzcie lub nie, ale szatynka zrobiła się nagle biała jak trup. Wydawała się być w niemałym szoku. Nie miałam czasu do niej podejść. Po chwili szłyśmy już z Sylvią w stronę przygotowanej dla niej chatki. Z powodu wyboistej ścieżki Sam się obudził i zaczął delikatnie płakać. Przystanęłyśmy, a Sylvia wzięła syna na ręce. Ja wzięłam w tym czasie wózek i zaczęłam go pchać. Po pewnym czasie znalazłyśmy się pod chatką. Otworzyłam ją, a następnie wniosłam do środka jej torbę i wózek.

Chłopak z obozuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz