52 !

35 4 6
                                    

Perspektywa Aria 

Perspektywa Aria 

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Boże, za co? Za co to wszystko mnie spotyka? Czy ja faktycznie sobie na to zasłużyłam? Nie dość, że zawiodłam się na człowieku, z którym zaczynałam snuć poważniejsze plany na przyszłość, to jeszcze Rye zachowuje się jak bachor... Mia i Mikey wcale nie są lepsi. Mam wszystkiego i wszystkich dość! Najchętniej bym rzuciła wszystko, w tej chwili i wyszła jak jestem aktualnie ubrana! Wczoraj dowiedziałam się, że Mia dostała jakiś list od mojego brata, o którym oczywiście nie miałam pojęcia! No kochany braciszek... Dopiero wczoraj jak go przycisnęłam, to powiedział mi po co go wysłał i co w nim było. Nic nie rozumiem. Naprawdę nic nie rozumiem. Później Mia wspominała o jakimś jeszcze liście, ale kompletnie nic nie rozumiałam. To wszystko było chore. Całe moje życie ostatnio jest chore. Chaos, jednym słowem chaos.

-Rusz dupę, bo zaraz wyjdę z siebie! -Krzyknęłam do brata, który zamknął się na klucz w łazience. -Co ty tam robisz?!

-A co się robi w kiblu?! -Krzyknął.

Od wczoraj nasze stosunki wcale się nie poprawiły. Mówiąc delikatnie: pokłóciliśmy się.

-Ja już czekam. -Wysyczałam przez zęby. Gorzej niż baba...

-Czy ja już we własnym domu nie mogę siedzieć w kiblu dłużej niż pięć minut?

-Siedzisz dłużej niż trzydzieści pięć minut! -Spojrzałam na zegarek na mojej prawej ręce.

Uprzedzając wszystkie pytania: tak, wiem. Zegarki z reguły nosi się na lewej ręce. Ja noszę na prawej. Tak po prostu. To jest wygodniejsze. Bransoletki na lewej, zegarek na prawej.

Weszłam do łazienki i spakowałam swoje kosmetyki do specjalnej torebeczki w kolorze golden rose.

-Znieś to do samochodu. -Wyszłam i wskazałam palcem na moją walizkę.

Wziął ją bez słowa i opuścił mieszkanie.

-Trzymajcie się kochani. Jak coś to dzwońcie. -Mocno przytuliłam Mandy, potem Mikey'a. Na koniec dałam buziaka mojej przyszłej chrześnicy.

-Spokojnie, przecież i tak nie potrwa to długo. -Uśmiechnęła się Mandy. Będziemy się widywać.

-Zaraz przecież wracacie. -Zaśmiał się Mikey. Chyba nie do końca rozumiał mojego smutku. Miał rację. Za jakieś dwa dni się zobaczymy. No może trochę później. W każdym bądź razie: niedługo. Nie wiem dlaczego każde rozstanie z nimi ściska mi żołądek i serce, nawet jeśli jest to rozłąka na parę dni!

-A kiedy dokładnie wrócicie? -Spytał brunet.

-Nie wiem Mikey. To zależy od tego idioty... -Wysyczałam. Podniosłam mniejszą walizkę i westchnęłam. -No dobrze. Będę uciekać. Do zobaczenia. -Posłałam im buziaka w powietrzu. Pomachali mi. Zniknęłam za drzwiami. Poczułam napływające łzy do oczu. "Głupia jesteś!" -Skarciłam siebie w myślach. To tylko parę dni. Minęłam klatkę schodową, wyszłam na dwór. Zobaczyłam czarnego Jaguara, który był zaparkowany przed blokiem. Mój brat opierał się o jeden z boków samochodu. Wystukiwał coś na klawiaturze telefonu. Pewnie z kimś pisał. Mam nadzieję, że chociaż to, z kim pisze mi powie... O zdjęciach i liście mi jakoś nic nie wspomniał! Kiedy zbliżyłam się do niego, schował telefon do kieszeni spodni. Poprawił skórzaną kurtkę, która idealnie współgrała z jego samochodem. Bez słowa wziął mój bagaż. Wsiedliśmy do samochodu. Uruchomił silnik. Sprzęgło-bieg-gaz. Powoli ruszyliśmy. Włączyłam radio. Rye podgłośnił je na tyle, że pękały mi bębenki w uszach. Ale to mi nie przeszkadzało. To nawet było całkiem przyjemne. Może dlatego, że byłam wstanie skupić się tylko na melodii, rytmie, słowach. Mogłam na sekundę zapomnieć o tym, co wydarzyło się całkiem niedawno. Przez jakiś czas jechaliśmy w milczeniu. Ściszyłam radio i odwróciłam wzrok w stronę kierowcy.

Droga ucieczki cz. 1 || Road Trip, 1D || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now