2. Czas zacząć mękę.

3K 204 11
                                    


Emma

Minęła czwarta godzina podróży. Większa część osób spała w najlepsze, tylko nie ja. Nie wiedzieć czemu moja podświadomość nie pozwalała mi zmrużyć oka. Spojrzałam na chłopaka siedzącego obok, który ze spokojem wymalowanym na twarzy, spał w najlepsze. Muszę przyznać, że miał on coś w sobie, co pozytywnie na mnie działało. Miałam nadzieję, że to było przejściowe. Wyjrzałam przez okno. Uliczne lampy rozświetlały ulicę, a czasem można było zauważyć przechadzających się ludzi. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z jednej bardzo ważnej rzeczy. Mój plan nie do końca mógł wypalić, ponieważ nie uwzględniłam pokoi. Na sto procent trafiłabym do takiego z jakąś jędzą, która z wielką radością chciałaby uprzykrzyć mi życie. Musiałam obmyślić plan, dzięki któremu byłabym w pokoju z tylko jedną osobą. Tylko gdyby to było takie łatwe. Cóż... Co się wydarzy, to już nigdy się nie odstanie. Musiałam to jakość przetrwać.

✩ ✩ ✩

Obudziłam się z powodu lekkiego wstrząsu. Momentalnie wyjrzałam przez okno. Poza naturalną ciemnością można było dostrzec wysokie drzewa. Pewnie byliśmy już w tym lesie. Zastanawiałam się czemu wyjechaliśmy tak późno. Teraz wszyscy byli zmęczeni i raczej nikomu nie chciało się rozchodzić po domkach. Ludzie czasami nie myślą, naprawdę.

— Pobudka obozowicze! — Usłyszałam donośny głos Pana Arthura. — Jesteśmy już prawie na miejscu. Gdy dojedziemy, to rozdamy wam klucze z numerkami do domków. Problemem jest to, iż każdy musi odnaleźć swoją chatkę samodzielnie. Nie są rozmieszczone, aż tak daleko od siebie, ale do niektórych kawałek trzeba będzie przejść. To będzie ostatni wysiłek na dziś — wyjaśnił nasz opiekun.

Z boku obserwowałam, jak wszyscy przeciągają się ze zmęczenia i z irytacją. Ta pobudka z pewnością nie wyjdzie mi na dobre. Było świeżo po północy, więc wybrali naprawdę świetną porę na dojazd. Za oknami zaczęło robić się jasno. Z pomocą przyszły obozowe lampy, które rozświetlały pobliską okolicę.

— No, to jesteśmy — powiedział nagle chłopak, który siedział obok mnie. Lekko się przestraszyłam, słysząc jego głos. Zdążyłam już zapomnieć o jego istnieniu.

— Tak. Czas zacząć mękę — odparłam, a następnie wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia.

✩ ✩ ✩

Minęłam kolejną lampę, a wciąż nie znalazłam domku z numerem 17-stym. Wiedziałam, że trafi mi się taki na samym uboczu. Po prostu cudownie. Dookoła zrobiło się przenikliwie cicho, przez co wywnioskowałam, że wszyscy już spokojnie odpoczywali w swoich chatkach. Mogłam też być bardzo daleko od środka obozu, ale jakoś nie chciałam w to wierzyć. Podeszłam do domku, znajdującego się nieopodal mnie i starałam się odczytać jego numerek.

To ten!

No nareszcie. Ile można szukać tak dużego obiektu? Dobrze, że lampa była dosyć blisko, bo znowu musiałabym się męczyć i wytężać wzrok, ażeby dojrzeć numer tej konkretnej chatki. Bałam się o to kogo spotkam za drzwiami. Miałam nadzieję, że nie będą to jakieś głupie, rozpuszczone osiemnastolatki, które tylko czekają aby pastwić się nad nowymi. Światło w budynku nie było zapalone, mimo to w okienku obok drzwi można było zauważyć blask świecącej się nocnej lampki. Nie chciałam grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu klucza, więc zapukałam. Zdawałam sobie sprawę, że pewnie wszyscy już smacznie spali, ale ja też byłam zmęczona podróżą i chciałam odpocząć. Nagle drzwi zatrzeszczały co oznaczało, że zamek został odbezpieczony. Po chwili drewniana powłoka się uchyliła, a w progu zauważyłam wysoką szatynkę o zielonych oczach.

Chłopak z obozuWhere stories live. Discover now