~*~

Szłam przed siebie, coraz bardziej oddalając się od grupki ludzi i źródła światła. Z każdym kolejnym pokonanym metrem coraz bardziej przyspieszałam, jednocześnie próbując się uspokoić, że przecież nie napadnie mnie tutaj żaden psychopata, prawda? Chociaż właściwie to ostatnio sporo ich się pojawiło w okolicy i zwiększyli swoją "aktywność"...STOP!!! Nie myśl o takich bzdetach, tylko idź przed siebie!-zganiłam się sama w myślach. Nagle jednak dostrzegłam biały kształt wyraźnie odcinający się na ciemnym tle. Po chwili wahania podeszłam bliżej i przekonałam się, że to człowiek! Leżał na brzuchu i w ogóle się nie ruszał. Oprócz tego w dostrzeżeniu choć kawałka jego twarzy przeszkadzały mi ciemne włosy. Miał na sobie czarne spodnie i białą bluzę, poplamioną czymś ciemnym. Ukucnęłam obok niego, gdyż nie mogłam ot tak przejść obok kogoś, kto najprawdopodobniej potrzebował pomocy.

-Halo? Co się stało?-zapytałam, lekko potrząsając tą osobą. Zero reakcji. Postanowiłam przyjrzeć się plamom na bluzie.

-Zaraz...czy to krew?-przeraziłam się. W tej samej chwili postać poruszyła się. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, osoba ta złapała mnie za rękę, którą przed chwilą dotykałam jej bluzy, aby lepiej przyjrzeć się tym plamom. Niemal natychmiast też odwróciła się w moją stronę i podniosła do siadu. Moim oczom ukazała się jego twarz...której nigdy nie chciałabym zobaczyć! Biała twarz, czarne włosy, rozcięte usta... może i nie byłam obeznana w temacie creepypast tak jak niektórzy, ale nawet ja wiedziałam, jak wygląda Jeff the Killer. Chłopak zamrugał kilka razy, jakby sam nie ogarniał, co się tutaj dzieje (dop. aut. Tak, zamrugał. Dodajmy tej creepypaście trochę realizmu w tej kwestii, bo o ile jestem jeszcze w stanie uwierzyć, że jak się nie za głęboko pociął, to przeżył, o tyle nie wiem jak można żyć bez powiek. A w dalszej części opowieści jeszcze do tego powrócę). Chwilę potem uśmiechnął się, a przez te jego blizny wyglądało to jakby miał uśmiech dosłownie od ucha do ucha.

-Proszę, proszę...Szkoda że nie zawsze po przebudzeniu się mam przed sobą taką księżniczkę-powiedział. Na dźwięk słowa "księżniczka" od razu się wzdrygnęłam. Chłopak musiał pomyśleć, że to on jest powodem takiej reakcji.

-Zapewne się mnie boisz...i słusznie!-zawołał, po czym spróbował mnie zaatakować nożem trzymanym w drugiej ręce. Spróbowałam odskoczyć, ale, jako że mnie trzymał, pociągnęłam go trochę za sobą. Jeff syknął z bólu, a potem złapał się za swoje udo, "zabandażowane" za pomocą jakiegoś materiału, który i tak przesiąkł już krwią. Chłopak spojrzał na mnie i widać było, że nad czymś się zastanawia.

-Pomożesz mi-powiedział, po czym przyciągnął mnie z powrotem do siebie. Cholera, niby powinien być osłabiony utratą krwi, ale nadal miał sporo siły. Na pewno więcej niż ja.

-A-ale co ja mam zrobić?-zapytałam.

-Nie mogę tutaj zostać. Muszę wrócić do...do domu-odparł Jeff. Spojrzałam na niego zdziwiona. Słowo dom zawsze kojarzyło mi się z ciepłym, przytulnym miejsce, gdzie w zimowe wieczory całą rodziną ogląda się film "Kevin sam w domu", popijając przy tym gorącą herbatę. A ten obraz nie pasował mi zbytnio do psychopaty.

-No co taka zdziwiona? Chyba rozumiesz, co do ciebie mówię?-dodał Jeff, widząc brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony.

-No, rozumiem, ale jak mam to zrobić...przecież ja...a puścisz mnie wtedy wolno?-spytałam. Chłopak ponownie wyszczerzył usta (matko, ten uśmiech będzie mnie prześladował do końca życia!).

-Może, jeśli dobrze się spiszesz. A tylko spróbuj wezwać pomoc-odparł, przykładając na chwilę nóż do mojej szyi.

-Nie spróbuję. Czy wystarczy, że zrobię ci solidny opatrunek?-spytałam, mocno przerażona. Jeff zabrał ode mnie nóż, ale mój strach ani trochę nie zmalał.

-Pod warunkiem, że będę potem jeszcze w stanie wrócić...

-Tak, wiem , do domu-dokończyłam za niego, po czym rozpięłam swoją torbę. Liczyłam, że znajdę tam przypadkiem coś, co mi się przyda. I nie pomyliłam się. Damian, jeśli tylko to przeżyję, kupię ci masę cukierków...kupię ci cały sklep, fabrykę słodyczy, choćbym miała na to stracić wszystkie pieniądze!-pomyślałam, widząc wepchniętą do mojej torby apteczkę. Logiczne, że to brat Jade musiał być za to odpowiedzialny. Pewnie schował ją tu dla zabawy, może nawet o tym zapomniał, a mi w ten sposób uratował życie. Na szczęście nigdy nie miałam problemów z robieniem opatrunków, a właściwie to byłam w tym bardzo dobra. Wiedziałam, że nie mogę wyjąć noża z rany, bo to może spowodować tylko większe krwawienie. Należało to zabandażować tak, żeby ten przedmiot solidnie unieruchomić. Obłożyłam go więc z dwóch stron rolkami bandażu, a trzecią zużyłam, żeby to wszystko zabandażować.

-Masz tam jakieś prochy? Żeby mnie tak bardzo nie bolało?-odezwał się Jeff, który do tej pory trochę mi pomagał, ale nic nie mówił.

-Jasne. To powinno pomóc-powiedziałam, podając mu opakowanie ze środkami przeciwbólowymi, które wygrzebałam z apteczki.

-Dzięki-odparł chłopak, biorąc je ode mnie. Chwilę potem połknął od razu trzy tabletki.

-Potrzebujesz czegoś jeszcze? Dasz radę wrócić?-zapytałam, podnosząc się. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że MORDERCA, który do tej pory mi groził, właśnie mnie puścił, a ja zamiast uciekać czym prędzej, stoję tu i zadaję mu takie pytania! Jakbym się o niego martwiła! Przecież on zasługuje na więzienie i w najlepszym wypadku krzesło elektryczne, a nie współczucie.

-Jakoś dam radę-odparł chłopak, po czym zaczął się pomału podnosić.

-Świetnie-odparłam, po czym odwróciłam się i zaczęłam jak najszybciej biec w stronę swojego domu.


Nie będę Niną the KillerWhere stories live. Discover now