Rozdział 31

109 5 4
                                    

Ten rozdział dedykuję Dun_Dun_Gizmoo której jestem wdzięczna za pomoc, którą udzieliła mi i mojej koleżance. Ten fanart, który zrobiłaś, był naprawdę świetny<3

- CO TY TUTAJ ROBISZ, ZMORO?! - zawołałem, odwracając się w stronę owego głosu. Przede mną stał  nikt inny jak Nina the killer, mój najgorszy błąd w życiu. Naprawdę, w porównaniu z nią, stworzenie Jane było moim sukcesem.

- Jak to "co"? No przecież nie mogłam cię tak zostawić, wiesz przecież! Trochę zajęło mi szukanie twojej nowej kryjówki, w dodatku jak tylko na potencjalną kryjówkę trafiałam, to musiałam ją sprawdzać. Oczywiście zazwyczaj okazywało się, że to obóz jakichś ludzi i musiałam ich wykańczać, a to nie zawsze było proste. No, ale w końcu dotarłam i tutaj i opłacało się czekać, nie! - zawołała uradowana, po czym zrobiła kilka kroków w moją stronę, więc ja przygotowałem się na najgorsze. Na szczęście jednak jeszcze się na mnie nie rzuciła.

- O czym ty... - zacząłem, ale wtedy właśnie mnie olśniło. - Zaraz... Więc, podsumowując to wszystko, odeszłaś od Slendera razem ze mną? - zapytałem.

- Tak, właśnie tak! Wszędzie za tobą pójdę i wszystko dla ciebie zrobię! - zawołała Nina. Słysząc to, uśmiechnąłem się jeszcze szerzej niż normalnie. - Cieszysz się z tego, Jeffuś?! - dodała.

- O tak, i to bardzo! Zwłaszcza, że teraz już żadnego z nas nie obowiązuje umowa ze Slenderem. A wiesz, co to znaczy? - spytałem. Nina zrobiła zdziwioną minę i pokręciła lekko głową. - To, że mogę cię wreszcie zabić! - zawołałem, po czym sięgnąłem po swój nóż i rzuciłem się z nim na dziewczynę. Nina odskoczyła do tyłu, jednak ja nie dałem jej ani chwili spokoju i zaatakowałem ponownie. Nina miała zapewne broń ukrytą gdzieś na wierzchu, ale nie zdążyła jeszcze po nią sięgnąć. A ja planowałem załatwić to tak szybko, aby w ogóle nie zdołała tego zrobić. Nina ponownie odskoczyła, ale tym razem wykonałem zamach i poczułem, że w coś trafiłem. Nie zadałem jej chyba jednak zbyt poważnych obrażeń.

- Jeff! Co ty robisz?! - krzyknęła zaskoczona.

- To, na co od dawna miałem ochotę! - zawołałem. Rzuciłem się w jej stronę ponownie. Zauważyłem, że chyba zaczęła po coś sięgać ręką, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ale ja ją ubiegłem. Byłem szybszy. Doskoczyłem do niej i, zanim była w stanie się obronić, zaatakowałem ją. Celowałem w klatkę piersiową, bo łatwo w nią trafić i jest to zazwyczaj śmiertelny cios, ale Nina ponownie zrobiła unik. Poczułem jednak, jak ostrze mojego noża się w coś wbija, a po chwili zrozumiałem, że trafiłem ją w brzuch. Wyszarpnąłem nóż z rany i puściłem Ninę, która zrobiła kilka kroków w tył. Patrzyła się przy tym na mnie z niedowierzaniem. Nie powinna być aż tak zaskoczona, w końcu wie, że jej nienawidzę. A teraz, gdy oboje nie trzymamy już ze Slenderem i jesteśmy z dala od tej jego chatki, jego marna umowa zakazująca nam wzajemnego mordowania się, zwłaszcza w Rezydencji, nie obowiązuje, co jest niczym spełnienie moich marzeń - pomyślałem. Nina upadła na ziemię, a ja zapragnąłem dokończyć dzieła i ostatecznie pozbyć się ze swojego życia tego okropnego, różowego koszmaru, który prześladował mnie od tylu lat. Ale wtedy, jak na złość, usłyszałem czyjś głos. A potem jeszcze kilka.

- Też to słyszałeś, Jim? Wydawało mi się, że coś słyszałam - powiedział jakiś damski głos.

- Mi też. Poczekaj, zawołam George'a - odpowiedział jakiś mężczyzna.

- Frajer jak zwykle gdzieś się sam pałęta? Nawet nocą? - zapytał inny mężczyzna. Odwróciłem się w stronę, z której dochodziły głosy.  Niewiele później, dostrzegłem snop światła, najpewniej z latarki. Cholera, nie wygląda to najlepiej... Nie wiem, ilu ich jest, ani czy mają jakąś bronią. A skoro wybrali się na spacer po lesie nocą, to na pewno coś mają. Lepiej ich nie atakować - pomyślałem, z podwójną złością. Nie dość, że przeszkodzili mi w tak cudownej, wymarzonej chwili, to jeszcze nie mogłem ich zabić! Nie było jednak czasu do stracenia. Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie. Omijając leżącą, zdychającą Ninę, schyliłem się i zadałem jej na szybko jeszcze jeden cios w okolice klatki piersiowej, żeby się upewnić, że ukatrupiłem ją. A potem ruszyłem biegiem dalej, starając się robić jak najmniej hałasu. Gdy się już trochę oddaliłem, usłyszałem krzyki i jakieś zamieszanie, z czego zdołałem jeszcze wywnioskować, że znaleźli Ninę i postanowili wezwać pomoc. Całe szczęście, że się stąd zmywam, tylko muszę sobie załatwić nową miejscówkę - pomyślałem ze złością wymieszaną z ulgą.

Nie będę Niną the KillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz