Rozdział 36

93 9 2
                                    

Następnego dnia, choć niezbyt miałam na to ochotę, poszłam do szkoły. Nie chciałam jednak opuszczać zbyt wielu lekcji. I tak czy inaczej czekała mnie konfrontacja z moimi wrogami. Nie było co tego odwlekać. Miałam już tego wszystkiego naprawdę serdecznie dość. Gdybym tylko mogła w jakiś sposób skończyć z tymi swoimi problemami... Albo z tymi ludźmi - pomyślałam mimochodem. Zaraz jednak zganiłam się w myślach.

Nie, Nina, nie możesz tak myśleć. Gdy znalazłam się na terenie szkoły, natychmiast udałam się do szatni, a potem jak najszybciej do swojej klasy. Chciałam ograniczyć możliwość spotkania tych ludzi. W klasie pogadałam tylko z Grace. Powiedziałam jej, że już czuję się dobrze i że tylko wczoraj źle się czułam. Na szczęście to wystarczyło. W miarę jak mijał czas, schodziło się coraz więcej osób.

Ku mojemu zdziwieniu i uldze nie pojawiły się jeszcze Alice ani Maya. Już myślałam, że tym razem mi się upiekło, ale oczywiście nie mogło być tak pięknie. Kilka minut przed dzwonkiem zjawiła się oczywiście królowa Alice. Gdy tylko weszła do klasy, uważnie przyjrzała się wszystkim i w końcu jej wzrok spoczął na mnie.
- Ojoj, patrzcie państwo, kto tu się zjawił. Tylko się nią nie przejmuj, Nina - powiedziała Grace, po czym również na mnie spojrzała. Posłałam jej lekki uśmiech, żeby wiedziała, że wszystko u mnie w jak najlepszym porządku.

W tym czasie Alice skierowała się w naszą stronę. Maya, z początku nieco zaskoczona, szybko do niej dołączyła. Wyglądały jakby szykowały się do jakiegoś ataku, do tego jeszcze Alice cały czas uśmiechała się tak bardzo sztucznie i jadowicie. Wreszcie zatrzymały się przed moją ławką, obok której stała też Grace. Moja przyjaciółka zmierzyła je nienawistnym spojrzeniem, ale one zdawały się tego w ogóle nie zauważać.

Wzrok obu skupiony był tylko na mnie, co nie mogło wróżyć nic dobrego. Jednak ku mojemu zdziwieniu, nie czułam strachu ani paniki, jak zwykle w takiej sytuacji. Czułam się wręcz przeciwnie. Wypełniał mnie spokój i opanowanie, co było naprawdę dziwne i niecodzienne.
- Proszę, proszę, jednak umknęłaś spod noża psychola i nie skończyłaś podziurawiona jak szwajcarski ser? W przeciwieństwie do swojej przyjaciółki - powiedziała Alice. Obie z Mayą wymieniły rozbawione spojrzenia, po czym dziewczyna kontynuowała. - Oczywiście przyszłam aby wyrazić swoją ulgę. Cieszę się, że nic ci nie jest. Kto zastąpiłby naszą zołzowatą księżniczkę? - dodała. Ona i Maya, nie wiedzieć czemu, chyba uznały to za dobry żart. Zaczęły się śmiać.

- Przestańcie! Jesteście okropne! Serio aż tak wam na mózgi padło?! - zawołała zdenerwowana Grace. To wywołało u nich obu tylko kolejny napad śmiechu.
- Obrończyni uciśnionych! - stwierdziła Maya. Alice, słysząc jej słowa, zaczęła się śmiać jak jakaś pojebana. Doszłam już nawet do wniosku, że znoszenie Jeffa było łatwiejsze niż znoszenie ich, mimo że on mógł mnie w każdej chwili zabić, gdyby tylko coś w moim zachowaniu nie spodobało mu się. Gdy pomyślałam o Jeffie, to dodało mi to trochę odwagi. Ostatecznie dałam radę spędzić dzień z psychopatą i to przeżyłam, a z nimi dwiema nie dam sobie rady? Zwykłymi, niegroźnymi ludźmi? To samo postanowiłam powiedzieć im, tylko stwierdziłam, że jeszcze trochę to ubarwię.

Podniosłam na nie wzrok. Nawet nie zamierzałam wstawać z ławki. Następnie odezwałam się. Starałam się brzmieć jak najbardziej spokojnie, aby nie dać im satysfakcji ze zdenerwowania mnie.
- Jesteście zwykłymi, małoznaczącymi, niezbyt rozgarniętymi, małymi ludzikami, które tak bardzo boją się, że ktoś dostrzeże, jak niewiele znaczą i jak mało są warte, że wolicie zmieszać z gównem innych, aby nikt nie zrobił tego z wami. Innymi słowy, staracie się nie paść ofiarami opinii publicznej i zamiast tego dostarczacie ludziom inne ofiary zamiast was - powiedziałam. Miałam szczerą nadzieję, że powiedziałam to dość prostym dla nich językiem i że mnie zrozumieją. Następnie uśmiechnęłam się lekko, równie sztucznie i ironicznie jak one.

Nie będę Niną the KillerWhere stories live. Discover now