Rozdział 29

122 10 3
                                    

Chciałam uciekać. Wiedziałam, że muszę uciekać. A jednocześnie nie potrafiłam się do tego zmusić. Cały czas myślałam, co z Pat, choć odpowiedź na to pytanie już znałam. Po chwili jednak w mojej głowie pojawiła się jeszcze dziwniejsza myśl. Przekonanie, że ja znam osobę przede mną, znam Jeffa. A to byłoby niemożliwe, choć z chwili na chwilę wręcz nabierałam pewności, że jednak coś w tym było... Zrobiłam kilka kroków do tyłu. W myślach zaczęłam się już żegnać z życiem. Chłopak podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się jak psychopata (cholera, on się cały czas przecież uśmiecha!), podczas gdy ja jakimś cudem w końcu odzyskałam władzę w nogach. Zignorowałam wszystkie swoje głupie przeczucia, odwróciłam się i jak najszybciej pobiegłam przed siebie. Zdążyłam tylko usłyszeć, jak ona zaczyna biec za mną. Nabrałam powietrza w płuca i krzyknęłam głośno, choć wokół nikogo nie było, do tego było ciemno, a ja miałam tak daleko do wyjścia z parku... Nina, musisz dać radę, jak nie to już po tobie! - pomyślałam, załamana i przerażona. Chwilę później jednak poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę i szarpie do tyłu. Nie miałam sił się stawiać. Następne, co poczułam, to uderzenie w głowę i ból, a potem musiałam chyba zemdleć.

~*~

Kiedy się ocknęłam... Przez chwilę nie miałam pojęcia, co się stało, kim jestem i gdzie jestem. Usiadłam i pomasowałam miejsce na głowie, które okropnie mnie bolało. Pod palcami wyczułam małego guza. Następnie rozejrzałam się dokoła i zamarłam. Obok mnie znajdowała się dość duża plama krwi, kilka kropel było też na mojej kurtce, a oprócz tego był tam też czyjś telefon. Na początku pomyślałam, że to moja krew, ale kiedy się dokładnie obejrzałam spostrzegłam, że nic mi nie jest, nie licząc guza na głowie. Potem niemal bez namysłu chwyciłam za telefon i odblokowałam go. Na ekranie wyświetliła się krótka wiadomość.

IDŹ DO DOMU

NIE WZYWAJ POMOCY

BO ZABIJĘ CIEBIE

I TWOICH BLISKICH

Kiedy to przeczytałam, telefon wypadł mi z rękę. O Boże, o Boże, o cholera... - pomyślałam wystraszona. Wstałam powoli i, po namyśle, wróciłam wolnym krokiem do miejsca, gdzie on nas zaatakował. Kiedy tam dotarłam, nie było ciała Pat, ale za to masa krwi i ślady ciągnięcia czegoś...sporego, w stronę ciemniejszej, bardziej zarośniętej części parku. Ona na pewno nie żyje, jej już nie pomożesz. A on może gdzieś tam być... Może nadal cię obserwować... O Boże, nawet w tej chwili... Muszę stąd uciekać - pomyślałam. Natychmiast puściłam się biegiem w stronę wyjścia z parku.

Kiedy się tam znalazłam, bez namysłu pobiegłam dalej przed siebie, byle jak najdalej od tamtego miejsca. Muszę jakoś wrócić do domu... Tylko jak, co jeśli on dalej mnie śledzi? Obserwuje? Nie chcę zaprowadzić go do własnego mieszkania... - pomyślałam. Wtem mój wzrok spoczął na postoju taksówek. Były tam trzy, idealnie! Podbiegłam do pierwszej z nich, sprawdzając w drodze kieszenie. Na szczęście portfel nadal miałam przy sobie, a powinno być tam dość pieniędzy, abym mogła zapłacić za podwiezienie do domu. Przywitałam się z taksówkarzem, który zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem, i wsiadłam. Następnie podałam mu adres, a on spytał, czy mam pieniądze. W jego oczach musiałam wyglądać okropnie, rozczochrana, trochę brudna od ziemi dziewczyna, spanikowana, wpada mu do taksówki i prosi o podwózkę takim tonem, jakby od tego zależało jej życie. Nie mógł w końcu wiedzieć, że od tego być może faktycznie zależy moje życie. W jego oczach wyglądałam pewnie jak pijana, naćpana, albo to i to jednocześnie. Jednakże, kiedy pokazałam mu pieniądze, zgodził się w końcu zawieźć mnie do domu, za co byłam mu niemożliwie wdzięczna.

~*~

Była taka podobna, wręcz idealnie odpowiadała opisowi tej laski... A do tego coś podpowiadało mi, że skądś ją kojarzę. Postanowiłem to więc wykorzystać. Kiedy dziewczyna zaczęła uciekać, pobiegłem za nią. Z łatwością dogoniłem ją i ogłuszyłem, następnie postanowiłem wszystko odpowiednio zorganizować. Najpierw pozbyłem się ciała tej laski, odciągnąłem je głębiej, tam, gdzie było ciemniej i było też więcej zarośli. Nie chciałem, aby zjawił się tutaj ktoś i zwrócił uwagę na leżące ciało. Następnie wróciłem do dziewczyny. Wpadłem na pomysł, aby zostawić jej jakąś wiadomość, miałem bowiem plan jak dowiedzieć się, gdzie ona mieszka. Planowałem pójść za nią do jej domu, ale najpierw musiałem jakoś sprawić, żeby tam dotarła. Do domu, zamiast pobiec prosto na policję. Los się jednak do mnie uśmiechnął. W opustoszałym parku pojawił się jakiś chłopak. Nie miałem pojęcia, co tutaj robił, ale wiedziałem jedno, muszę się go pozbyć. I tak plan zakładał eliminację każdego, kto teraz zjawi się w parku. Schowałem się za grupą drzew i stamtąd obserwowałem chłopaka. Ten zaś szedł ścieżką jak gdyby nigdy nic, dopóki nie zauważył leżącej na ziemi dziewczyny.

- Hej! Hej, nic ci nie jest? - spytał, podbiegając do niej. Uklęknął przy dziewczynie, a wtedy ja zdecydowałem się zaatakować. Wyszedłem z ukrycia i rzuciłem się biegiem w jego stronę. Zanim chłopak się zorientował, już wbiłem w niego swój nóż. Zachłysnął się swoją własną krwią, podczas gdy ja odciągnąłem go do tyłu. Dla pewności dźgnąłem go jeszcze dwa razy, a on po chwili przestał się ruszać.

Odciągnąłem go tam, gdzie tamtą dziewczynę, po czym dokładnie go przeszukałem i znalazłem to, czego szukałem. Telefon. Wróciłem do dziewczyny, uklęknąłem przy niej i zacząłem pisać na nim wiadomość, przy okazji uważnie obserwując, czy nikt jeszcze się tutaj nie zapuszcza. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Ukryłem się w cieniu i odczekałem jeszcze kilka minut, po których dziewczyna w końcu odzyskała przytomność. Wydała się mocno zagubiona i skołowana, widziałem, że sięga po telefon, wiec wywnioskowałem, że przeczytała moją wiadomość. Jednak pierwsze, co zrobiła, zamiast udać się do domu, to wróciła do miejsca, gdzie zabiłem tamtą dziewczynę.

Nosz, do cholery jasnej, czy nic nigdy nie może mi pójść łatwo?! - pomyślałem zły. Nagle jednak dziewczyna cofnęła się stamtąd i wybiegła z parku jakbym już ją gonił. Kiedy zniknęła mi z oczu, niemal natychmiast również dobiegłem do bramy, starając się jednak nie wyjść przy tym z cienia, aby nie rzucać się niepotrzebnie w oczy. Gdy wyjrzałem na ulicę, spostrzegłem ją wsiadającą do taksówki. No pięknie! Teraz na pewno ją zgubię! - pomyślałem, jeszcze bardziej zły. Zaraz jednak wpadłem na nowy pomysł. Na postoju taksówek stały jeszcze dwa samochody. Naciągnąłem mocniej kaptur od bluzy, spróbowałem choć trochę wytrzeć krew i pewnym siebie, spokojnym krokiem podszedłem do jednej z taksówek. Obszedłem ją i sam otworzyłem sobie drzwi, po czym szybko usadowiłem się na miejscu pasażera z przodu. Zanim taksówkarz zdążył cokolwiek powiedzieć, wyjąłem swój nóż i przystawiłem mu go do szyi.

- Masz jechać za tamtym samochodem, inaczej poderżnę ci gardło, jasne?! - powiedziałem. On, przerażony, tylko pokiwał w odpowiedzi głową, po czym drżącymi rękami odpalił samochód. Zabrałem mu nóż od szyi, ale nadal trzymałem go w ręce, na wypadek gdybym musiał go szybko użyć.

Taksówkarz ruszył z miejsca i udał się za poprzednią taksówką, która zdążyła już dotrzeć do najbliższego skrzyżowania i skręcić w lewo. Na szczęście o tej porze ruch nie był wielki i kiedy my tam dojechaliśmy, nadal widzieliśmy naszą, a raczej moją, zgubę. Ruszyliśmy jej śladem. Przejechaliśmy kilka ulic, raczej nie wzbudzając niczyich podejrzeń, nawet śledzonych przez nas osób, w końcu to nic niezwykłego, że dwie taksówki mogą podwozić ludzi w podobne lub nawet te same miejsca. W końcu tamten samochód zatrzymał się. Rozpoznałem okolicę, byłem już tutaj kilka razy od powrotu do miasta. Kazałem taksówkarzowi zatrzymać się, co on, zdziwiony, zrobił. Ja zaś obserwowałem ze spokojem i uwagą, jak dziewczyna wychodzi z taksówki i kieruje się w stronę jednego z domów. A więc to tutaj mieszkasz - pomyślałem. Gdy otworzyła sobie bramę, kazałem taksówkarzowi odjechać i za cel naszej jazdy obrałem obrzeże miasta, blisko lasu. Gdy tam dotarliśmy, bez większego wysiłku zabiłem mężczyznę. Musiałem w końcu pozbyć się świadków. Następną rzeczą do zrobienia, była wizyta w domu tej dziewczyny, co też zamierzałem zaraz uczynić.

~*~

Gdy wróciłam do domu, byłam cała roztrzęsiona. Nie pomagał mi fakt, że byłam tam sama. Zamknęłam dokładnie wszystkie drzwi i okna i udałam się prosto do kuchni. Wzięłam stamtąd największy i najostrzejszy nóż, jaki znalazłam. Tak uzbrojona udałam się do swojego pokoju, który również dokładnie zamknęłam. W razie komplikacji przygotowałam sobie drogę ucieczki przez balkon. Co prawda skok z pierwszego piętra nie brzmiał zachęcająco, ale przynajmniej na dole rosły krzaki, które na pewno zamortyzowałyby mój upadek. Nie przewidziałam tylko tego, że morderca wtargnie do domu właśnie przez moją "drogę ucieczki". Akurat właśnie dotarło do mnie, jak absurdalnie się zachowuję, niczym bohaterka jakiegoś niszowego horroru albo fanfika. Muszę mimo wszystko wezwać pomoc. Zadzwonić na policję - pomyślałam. Właśnie w tej samej chwili usłyszałam jakieś hałasy dobiegające z balkonu. Odwróciłam się akurat w chwili, kiedy jakaś postać przechodziła przez barierkę. Głośno krzyknęłam, wypuszczając przy okazji trzymany nóż. Dopiero po chwili, gdy postać dotarła już do drzwi, odzyskałam panowanie nad swoim ciałem. Zabrałam z podłogi nóż, właśnie kiedy on kopnął z całej siły w zamknięte drzwi balkonowe. Nie czekając na nic więcej, wybiegłam z pokoju. Skierowałam się w stronę schodów. Musiałam za wszelką cenę stamtąd uciec.

Nie będę Niną the KillerWhere stories live. Discover now