Rozdział 35 - Choi

357 23 20
                                    

Tak, dodaję ten rozdział jeszcze raz. Zaraz siądę do kolejnego, ale niestety nie zdążę przed 24.00. Jednak, jeśli bardzo na niego czekacie, to koło pierwszej powinien się pojawić. Poprawiłam wcześniejszy rozdział i jestem z niego, w końcu!, bardzo zadowolona. I jest to chyba najdłuższy rozdział jak do tej pory, a jednocześnie jego długość nie jest wadą (a przynajmniej mam taką nadzieję xD). Zapraszam więc do lektury i dajcie znać, czy jest lepiej <3 Kocham was! 

-Jiyong? Śpisz kochany? Smoczku? - szepnąłem cichutko, słabym głosem, lekko potrząsając moim chłopakiem. Nie zareagował jednak więc postanowiłem dać sobie spokój, dosyć się już wycierpiał i w pełni zasługiwał na odpoczynek, który ostatnio przychodził mu z ogromną trudnością. Co w sumie, w naszej sytuacji nie było niczym specjalnie dziwnym. Długo siedzieliśmy na ziemi, wtuleni w siebie nawzajem i wstrząśnięci tym, co się właśnie wydarzyło. Coraz gorzej przychodziło mi radzenie sobie z tym. I dlatego, jeszcze bardziej bolała mnie myśl, że przed nami jeszcze wiele takich dni i raczej nigdy już nie doświadczymy niczego dobrego w naszym życiu. Coś mi mówiło, że szczęście nie jest nam pisane w tym życiu. I chyba to właśnie sprawiło, że powoli coraz słabiej wierzyłem w to, że ktokolwiek przybędzie nam na ratunek. I sami niewiele, a tak w sumie, to nic nie mogliśmy zrobić. Nie ma nic gorszego, niż świadomość, że nie ma się już żadnej szansy. Doskonale wiedziałem, co nas czeka i dzięki opowieścią mojego ukochanego, zrozumiałem w końcu, jak okrutnym człowiekiem był nasz oprawca. Bardzo bolało mnie to, że nic nie mogłem zrobić. Dosłownie nic, inaczej ryzykowałem życie mojego chłopaka. Gdy wcześniej jeden z mężczyzn przyłożył mu nóż do gardła, to serce mało co mi nie pękło ze strachu. Mogłem się na niego rzucić, obić mu tę parszywą mordę, ale trzech na jednego, to jednak było zbyt duże ryzyko. A nie chciałem ryzykować życia nie tylko swojego, ale również i Jiyonga. Nie mogłem ryzykować, bo mogliśmy albo zostać zabici, albo rozdzieleni i wysłani do burdelów, co byłby by jeszcze gorsze niż zamordowanie nas. O czym doskonale świadczyła nasza obietnica, którą sobie złożyliśmy.

Niestety, cały czas wszystko dowodziło, że nie będę w stanie ochronić swojego chłopaka. Mimo że dla niego zrobiłbym wszystko, to jednak byłem tylko człowiekiem, a to było prawdziwe życie, nie książka (HEHE JASNE). Gdyby coś mu się stało, gdyby stracił życie, to byłem pewien, że nie dałbym rady żyć bez niego, a szczególnie, w świadomości, że to moja wina. I choćby nie wiem co, dążyłbym do jak najszybszej śmierci. Życie bez Jiyonga nie miało dla mnie sensu. Byliśmy od siebie bardzo zależni. I choć może komuś z zewnątrz ciężko byłoby to uwierzyć, to jednak przez ten krótki czas odkąd się poznaliśmy, staliśmy się dla siebie kimś ważniejszym, niż nasze własne życie. I kiedyś, taka myśl, że ktoś były dla mnie tak bardzo ważny, byłaby dla mnie przerażająca, ale gdy siedziałem na ziemi, przemarznięty do szpiku kości, tuląc do siebie mojego Smoczka, to nie bałem się tego. Tak po prostu.

On był moim wszystkim i niczym jednocześnie.

Spojrzałem na chłopaka pogrążonego w głębokim śnie i pochyliłem głowę, by złożyć na jego czole delikatny pocałunek. Wyglądał tak spokojnie, jak spał, tak uroczo i rozkosznie, jak maleńki szczeniaczek, który śpiąc macha łapkami i marszczy nosek, a człowiek może na to patrzeć i patrzeć, i nigdy mu się to nie znudzi, nieważne jak często to widzi. Serce rośnie, uśmiech sam pojawia się na twarzy i jakoś tam się rozczula. Zamrugałem, czując jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Chyba zbyt dużo myślałem. Ten widok, był zbyt poruszający a moja masochistyczna wyobraźnia, wcale nie pomagała mi w byciu silnym. Głowa podsuwała mi obrazy życia, jakie mogliśmy mieć, przez co było mi jeszcze trudniej. Radośni, szczęśliwi, zakochani aż do granic możliwości. Przygryzłem wargę, nie przejmując się ostrym bólem i pozwoliłem łzom wypłynąć. Nienawidziłem żalu, nienawidziłem poddawać się i kulić w sobie, jak zbity pies. Wszystko we mnie błagało mnie, bym walczył, a jednak nie mogłem. Z każdym kolejnym dniem, coraz bardziej głupiałem, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Moja męska dziwka / GTOP (Zakończone)Where stories live. Discover now