Rozdział 31 - Choi

426 28 20
                                    

Leżałem w bezruchu, a ostre pchnięcia rozrywały mnie na strzępy. Nie tak wyobrażałem sobie swój pierwszy raz po tej stronie, ale nie miałem wyboru. Nienawidziłem tego skurwysyna za to, że odebrał mi tę chwilę, chwilę, która mogła być jedną z najlepszych w moim życiu, chwilę, która mogła scementować nasz związek, mój i Jiyonga. Jednak nie miałem wyboru. Obaj byliśmy na skraju wyczerpania i jeśli chcieliśmy zachować nasze życia, to nie mogłem postąpić inaczej. Czasami nadchodzą dla człowieka takie chwile, że musi przestać myśleć tylko o sobie, a skupić się na drugiej osobie. Nawet jeśli Ji miałby nas zwątpić, to ja nie potrafiłem. Wszystko inne przestało mieć znaczenie, liczyło się tylko to, że wciąż mamy szansę. I musiałem tę szansę wykorzystać, nawet jeśli moje zdrowie fizyczne i psychiczne może na tym ucierpieć. 

W tamtym momencie nie liczyły się moje uczucia. Mój chłopak, chociaż zapierał się, że jest już wystarczająco silny psychicznie, by poradzić sobie z czymś tak odrażającym, tak naprawdę był słaby i delikatny. Dosyć się nacierpiał w życiu. Nie mogłem pozwolić go skrzywdzić, nie ważne, że on nie miał nic przeciwko. Później by tego żałował. Nawet jeśli teraz nie chciał się do tego przyznać. Mógł wściekać się na mnie, wyzywać od idiotów, rzucać we wściekłości wszystkim, co miał pod ręką, ale nigdy nie będzie w stanie sprawić, że uwierzę w tę maskę. Zbyt dobrze go znałem, by dać się na to nabrać, nauczyłem się ją rozpoznawać i zauważać to, co jest głęboko skryte. Tak naprawdę był miękki i bardzo podatny na zranienie. I wiedziałem, wtedy, gdy patrzyłem w jego oczy, że nie potrafiłby znieść myśli, że widziałem, jak rucha go inny facet, nie byłby w stanie żyć później ze mną i patrzeć na mnie z tą samą miłością i oddaniem a poczucie winy powoli zżerałoby go od środka, pozbawiając go wszelkich dobrych uczuć. Znienawidziłby się za to, chociaż tak naprawdę nie byłoby w tym jego winy. Coś mi mówiło, że skończyłoby się to o wiele gorzej, niż mogłem to sobie wyobrazić. 

Nie mogłem pozwolić, by moje kruche jagnię zostało ponownie złamane i rozszarpane przez żarłocznego wilka. To by go zabiło. I zabiłoby naszą miłość. Musiałem go chronić. Za wszelką cenę. I wtedy gdy tak leżałem, starając się ignorować ból i upokorzenie, przypomniał mi się pewien cytat.

"Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś"

I uśmiechnąłem się wtedy, ze łzami wzruszenia w oczach, co musiało wyglądać naprawdę makabrycznie przy sytuacji, w jakiej się znalazłem. I choć nigdy wcześniej nie czułem się tak poniżony, to jakoś to wszystko stało się lżejsze, słabsze, jakby moje ciało uodporniło się na zewnętrzne bodźce, zamknęło się na wszystko inne oprócz ściskającego mnie za rękę Jiyonga. Gdy było już po wszystkim, wbrew temu, co kołatało się wcześniej w mojej głowie, wcale nie czułem się jak dziwka. Bolało, kurwa, bolało jak diabli. Ale nareszcie się skończyło. A ja zrozumiałem, że kocham Jiyonga. Kocham go jak nikogo innego. 

Nic oprócz niego, nie miało znaczenia. 

Byłem odpowiedzialny za swojego Smoczka. 

I byłem gotów, w razie takiej potrzeby oddać za niego życie.

Gdy Seehe ze mnie wyszedł i poczułem jak jego gorąca sperma wypływa ze mnie, to ledwo udało mi się powstrzymać odruch wymiotny i jęk ulgi, że nareszcie się to skończyło. Wiłem się z bólu, gdy zostałem złapany pod ramiona i postawiony na nogi. Trząsłem się w niekontrolowany sposób i choć bardzo starałem się być silny, to zacząłem się krztusić łzami, mimo iż wciąż nie do końca docierało do mnie, co się dzieje wokół mnie i czego właśnie doświadczyłem. Moje ciało spanikowało, ale umysł był spokojny jak nigdy dotąd. Patrzyłem przed siebie, ale nic nie widziałem. Wszystko było rozmazane, a ostre światło kłuło mnie w oczy. Najgorsze było to, że nie mogłem się wyłączyć. Bodźce były zbyt silne, a ostry ból przeszywał całe moje ciało. Zaciskałem zęby z całych sił i nie odrywałem spojrzenia od Jiyonga, uśmiechając się do niego pocieszająco. 

Moja męska dziwka / GTOP (Zakończone)Where stories live. Discover now