Rozdział 24 - Choi

781 51 36
                                    

Myślałem, że to uczucie, gdy serce wysycha na wiór, w głowie pustka i człowiek nie czuje nic oprócz nicości,  jest tylko wymysłem. Czymś, co nie istnieje. Jednak, jak się przekonałem, myliłem się. Tak bardzo się myliłem! Czułem się, jakby wokół mnie była czarna dziura, która wysysała ze mnie wszystko co dobre, pozostawiając tylko ból i palące przerażenie. To było coś takiego, co bardzo kojarzyło mi się z dementorami z Harrego Pottera.  

Cały świat wokół mnie zamarł, a krzyk w głowie stawał się coraz głośniejszy, tak głośny, że zagłuszał moje myśli. A może to nie było tylko w mojej głowie? Miałem wrażenie, że to dzieje się jak za szybą, a ja obserwuję całą sytuację z boku i mimo usilnych starań, nie ważne jak wiele razy i jak mocno uderzę w szkło, to ono za cholerę nie chce pęknąć? W uszach brzęk, uporczywe świszczenie, które wwierca się w mózg, a świadomości nie pozwala w to wszystko uwierzyć. Nie znałem tego uczucia i gdybym miał wybór to nigdy nie chciałbym go poznać. To było tak straszne, tak bardzo łamało to moje serce. Raz za razem, bez przerwy, umierałem razem z nim. 

Niestety nie miałem wyboru, nie ważne jak bardzo błagałem by to był tylko sen. Łza za łzą, spływała po moich policzkach, oczy piekły mnie niemiłosiernie. Dlaczego to nie mógł być jeden z tych koszmarów, które rozszarpują człowieka na strzępy, pozostawiając po sobie dziwne refleksje, ale jednocześnie ulga, która przychodzi z chwilą otworzenia oczu jest nieporównywalna z niczym innym? O niczym innym bardziej nie marzyłem. Sama myśl o tym, że to mogą być jego ostatnie chwile, zabijała mnie, cząstka po cząstce, paliła mnie od środka, sprawiając ogromny ból. Marzyłem by to był tylko sen, wyobrażenie przesłane mi przez mój chory sadystyczny mózg, ale nie, a każda kolejna chwila boleśnie mnie w tym uświadamiała. 

Jego krew była na moich rękach, rozlewała się pod nim, tworząc kałużę. Wydawał się być taki lekki, jakby nie ważył nawet grama. Ludzie pochylali się nad nim, próbując jakkolwiek mu pomóc, krzyczeli coś do mnie, ale nie potrafiłem zrozumieć ich słów. Jakby mówili do mnie w innym języku, którego nie potrafiłem zrozumieć. Chciałem jedynie nie wypuszczać go z rąk, być przy nim aż do ostatniego oddechu, ale wycie karetki rozszarpało moje bębenki, wybudzając mnie z tego dziwnego otępienia. Jiyong umierał na moich rękach, a ja nie zrobiłem nic, żeby mu pomóc. Możliwe nawet, że przez to, że go tak do siebie przygarnąłem, mogłem mu zrobić większą krzywdę! 

-Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam Smoczku! - powiedziałem, ale zdarte gardło odmówiło mi posłuszeństwa i wydostał się z niego suchy, ostry szept, przez co brzmiało to, jakbym był zły. Wytarłem ręką oczy, trąc je mocno, żeby w końcu odzyskać nad sobą panowanie i zniżyłem się by pocałować mojego ukochanego w czoło. Jego oczy, mimo że patrzył na mnie, ale jakby przeze mnie, z uporem i ciepłem, pociemniały i zdawały się być takie puste, jakby już go tam nie było. -Nie zamykaj oczu, słyszysz! Zrób to dla mnie, nie zamykaj oczu! Dasz radę, dasz radę kochanie. - charczałem całując każdą część jego twarzy. - Musisz być silny! Tyle przetrwałeś, więc na pewno dasz radę! - błagałem, ale nic z tego. Mój ukochany stracił przytomność, a ja zawyłem, gdy oszałamiający ból przeszył moje ciało. W panice zacząłem go całować wszędzie gdzie tylko mogłem, jakby cokolwiek miało to zmienić. 

Uniosłem głowę go góry i wbiłem zapłakane spojrzenie w schylających się nad nami ludzi. Ich przerażone twarze i szok na nich, sprawiły że bardzo szybko, spuściłem go z powrotem na mojego ukochanego i zapłakałem jak dziecko, gdy zrozumiałem, że to nie ode mnie zależy, nigdy wcześniej nie czułem się tak bezsilny. 

-Proszę się odsunąć! - usłyszałem krzyki ratowników, którzy wybiegli z noszami z karetki i przepychali się przez tłum, który nas otaczał. Uklękli przy mnie, a jeden z nich próbował zwrócić na siebie moją uwagę, ale zignorowałem go. -Proszę pana, proszę puścić poszkodowanego, musimy mu pomóc, możliwe że zostało mu już niewiele, tylko szybka akcja będzie w stanie go uratować. - powiedział do mnie i poklepał mnie po ramieniu, jakby chciał mnie uspokoić, ale zadziałało to na mnie całkowicie odwrotnie. Obrzuciłem go wściekłym spojrzeniem, z całych sił zaciskając zęby, gdy oczy znów mnie zapiekły. 

Moja męska dziwka / GTOP (Zakończone)Where stories live. Discover now