Rozdział 26 - Choi

612 37 18
                                    

Myśleliśmy, że wszystko co złe, już dawno za nami. Ale mieliśmy jeszcze kilka problemów, których nie byliśmy w stanie ot tak przeskoczyć. Dawny szef Jiyonga, który zaczął do niego wydzwaniać, nie chcący się od nas odczepić Soohyuk i pewien mur, który mimo wszystko, mimo tego, że naprawdę kochałem mojego Smoczka nad życie, pojawił się między nami. Od samego początku to wszystko było jakieś takie za proste. Zakochałem się w nim i wszystko szło jak po maśle. A potem wszystko runęło jak domek z kart. 

Minął miesiąc do wypadku. Byliśmy sobie bliżsi niż kiedykolwiek. Każdy dzień spędzaliśmy razem, nie potrafiliśmy się od siebie oderwać. Opiekowałem się nim, opowiadałem mu wszystko co się działo gdy spał. Ale nie wspomniałem mu o tym, że prawdziwe problemy dopiero nadchodzą. Nie chciałem by jego twarz znów stała się maską bez wyrazu, uwielbiałem słuchać jak się śmieje i patrzeć na jego rozświetlone uśmiechem oczy. Czasami kazał mi dać sobie spokój, bo twarz go bolała od tych ciągle rozciągniętych ust. 

"Seunghyun, coś ty ze mną zrobił? Dawno nie czułem się tak szczęśliwy. Daj mi trochę smutku, nie może być między nami tylko dobrze! Policzki mnie już bolą." Słuchałem tych jego jęków, wpatrując się w niego rozmarzonym wzrokiem. Rozwaliłem jego telefon gdy tylko pierwszy raz go odebrałem i usłyszałem jego szefa. To z jaką nienawiścią krzyczał do słuchawki bardzo głęboko zapadło mi w pamięć. Nigdy wcześniej nie byłem świadkiem takiego zachowania. Bałem się, że odbierze mi Ji. Ten mężczyzna był niebezpieczny. A mój Smoczek był jego ulubieńcem, który przynosił mu najwięcej zysków. I który nagle zniknął bez żadnego pożegnania. Powiedziałem mu, żeby spierdalał i roztrzaskałem telefon na strzępy. I okłamałem Jiyonga, czego nigdy sobie nie wybaczę. Ale musiałem. To był dla jego dobra. Chciałem by był szczęśliwy, a nie, by umierał ze strachu i cierpiał z powodu swojej wcześniejszej pracy. 

Jednak, choć na początku, byłem z siebie dumny, to z czasem zrozumiałem, że źle zrobiłem. Może Ji zdołałby się jakoś dogadać ze swoim pracodawcą. Wiedziałem, że zachowałem się nieodpowiednio, ale strach przed jego stratą, był silniejszy niż rozsądne logiczne myślenie. I tak też żyliśmy, a nasza bańka, w której się zamknęliśmy była coraz słabsza. Miałem przeczucie, że jeszcze daleko nam do happy endu i byłem praktycznie pewien, że to częściowo z mojej winy. 

Wszystko posypało się w pewien czwartkowy wieczór. Siedzieliśmy właśnie i oglądaliśmy telewizję, gdy mój kochany się zasępił. 

-Chciałbym pójść do pracy Seunghyun. Zrobić coś co naprawdę lubię. 

Pocałowałem go w czoło i przytuliłem do siebie patrząc mu w oczy. - Idź kochanie, jak chcesz to pomogę ci coś poszukać. Wiesz, że będę cię zawsze wspierać, kocham cię i jeśli tego pragniesz, to nie mam nic przeciwko. Dlaczego jesteś smutny? Nie możemy przecież żyć tylko sobą nawzajem. - roześmiałem się i przesunąłem palcami po jego gładkim policzku, ciesząc się tą cudowną miękką skórą. Zbliżyłem się i nie mogąc się powstrzymać zassałem ją między swoje wargi i polizałem językiem. Ji jednak nie zareagował na moje zaloty w żaden sposób, co wzbudziło we mnie dreszcz niepokoju. Odsunąłem się od niego i przyjrzałem się mu. Spojrzenie miał wbite w ścianę, ale było ono inne, takie puste i nieobecne. A... A po jego lewym policzku spłynęła łza. 

Mój ukochany się rozpadał, a ja nie potrafiłem mu pomóc. Odkąd wyszedł ze szpitala ani razu nie był smutny. Zawsze się uśmiechał, gadał jak najęty i dosłownie kipiał szczęściem. I wystarczyła chwila i coś w nim pękło. 

Byłem na siebie zły, bo okazałem się nie dość dobry. 

-Yong Yong, coś się stało? Dlaczego płaczesz? Zrobiłem coś nie tak? - spytałem, czując jak serce wali mi szaleńczo w klatce piersiowej. 

"Nie jesteś wystarczająco dobry."

"Miał wielu o wiele lepszych kochanków."

"Tęskni za Soohyukiem." 

Tysiące myśli kotłowało się w mojej głowie. Nic nie rozumiałem. Jego zbolałe spojrzenie rozszarpało mi serce na strzępy. 

-Wiesz Osiołku... - zaczął i oparł głowę na moim ramieniu. - Nigdy ci tego nie mówiłem, po prostu nie było do tego okazji, a do tego sam bardzo mocno pragnąłem o tym zapomnieć, ale... Problem jest taki, że... - jęknął i skrzywił się. Wytarłem łzę, która wydostała się spod jego powieki i zacząłem gładzić go po włosach, bardzo pragnąc go jakoś pocieszyć. Ale nie udało mi się. Jego gardło rozdarł szloch, tak przeraźliwy, że odsunąłem go od siebie i przyciągnąłem do piersi, z całych sił przytulając i gładząc dłonią po plecach. -Boże, dlaczego nie możemy być po prostu szczęśliwi. Ty o niczym nie wiesz, o niczym nie wiesz, o niczym. - płakał w moją koszulę. Bardzo starałem się być dla niego oparciem, być silny i twardy, ale nie potrafiłem. Trzęsły mi się ręce, a serce biło 3 razy wolniej w bolesnym oczekiwaniu. 

Byłem taki bezradny. Znów wróciło do mnie to wszystko, co starałem się tak skrzętnie ukrywać. Znałem powód jego płaczu, ale on nie miał pojęcia, że o wszystkim wiem. Przecież wspomniał w końcu o pracy. To musiało o to chodzić. 

-Poradzimy sobie Jiyong. Moje ty słońce, mój aniele, mój Smoku. Poradzimy sobie, tylko błagam nie płacz już, nie chcę byś był smutny. - powiedziałem zachrypniętym głosem, który załamał się przy ostatnich słowach. Zamrugałem kilkakrotnie, by odpędzić łzy i odetchnąłem głęboko. -Jeśli płaczesz, przez twoją dawną pracę i szefa, to o wszystkim wiem. Nie pozwolę cię skrzywdzić, słyszysz? Choćbym sam miał zginąć, nigdy nie pozwolę by stała ci się krzywda. 

Poczułem uderzenie w twarz. Mocne smagnięcie, przez które głowa odskoczyła mi do tyłu. Złapałem się za policzek i spojrzałem zdumiony na Ji, który mierzył mnie wściekłym zapłakanym spojrzeniem.

-Nie.

Nic nie rozumiałem. 

Zmarszczyłem brwi i skrzywiłem się. - Co nie? Dlaczego mnie uderzyłeś? - spytałem cicho i zamrugałem. 

Jego twarz stała się maską. -Nie pozwolę ci za mnie umrzeć. NIGDY więcej tak nie mów! Oszalałeś, czy co? Myślisz, że byłbym w stanie żyć bez ciebie Ośle?! Skąd ty w ogóle wiesz o moim szefie?! NO SKĄD? - w tamtej chwili naprawdę mnie przerażał. 

W mojej głowie pojawił się głos tego debila Soohyuka "Kochałem go, wiesz? Najmocniej na świecie, nikogo nie kochałem tak jak jego. Ale trauma która siedzi w jego sercu nie pozwala mu normalnie żyć, zżera go od środka, pozostawiając po sobie skorupę."

Jiyong nie jest pustą skorupą. 

"Nic i nikt nie jest w stanie mu pomóc." 

Pokręciłem głową, byle tylko wyrzucić z niej te pierdolone wspomnienia. To nie była prawda. Musimy się tylko uporać z problemami. Wszystko będzie dobrze, nie mogłem wątpić w naszą miłość. Wszystko będzie dobrze, to mój Ji, kocham go, jest dla mnie wszystkim. 

-Yong Yong. - zacząłem i podniosłem dłoń by dotknąć nią jego policzka, ale odepchnął ją i rzucił się na mnie tak, że prawie spadłem z łóżka. Jego usta wylądowały na moich, a ręce wsunął pod moją koszulę. Złapałem go i odsunąłem od siebie siłą. -Nie Jiyong. Tak nie można. Nie możemy każdego problemu rozwiązywać seksem! Od dawna chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale bałem się, bałem się zobaczyć dawnego ciebie. Musimy porozmawiać Yong Yong. Nie widzisz, jak bardzo tego potrzebujemy? - spojrzałem mu w oczy, tak bardzo pragnąłem by się przede mną otworzył i szczerze ze mną porozmawiał. Coś go dręczyło. Skumulowało się w nim i rozdzierało go na strzępy. Chciałem mu pomóc, ale gdy wstał z łóżka i pobiegł do łazienki, trzaskając drzwiami, zrozumiałem, że właśnie wszystko spierdoliłem. 

Pobiegłem za nim przerażony i doskoczyłem do drzwi, ale zamknął je na klucz. 

-Jiyong! Otwórz drzwi, proszę! 

-Zostaw mnie w spokoju! ZOSTAW MNIE! 

 "Nic i nikt nie jest w stanie mu pomóc."  

Moja męska dziwka / GTOP (Zakończone)Where stories live. Discover now