Rozdział 23 - Kwon

817 60 24
                                    

Stałem właśnie pod drzwiami i przysłuchiwałem się ich rozmowie, czując jak z każdym kolejnym słowem, moje serce pęka na coraz to mniejsze kawałki, gdy drzwi się otworzyły, a ja szybko odskoczyłem w bok, by nie zostać przez nie staranowanym. Głos Soohyuka brzmiał dla mnie jak krzyk, odwróciłem się szybko z zamiarem natychmiastowej ewakuacji, podskakując nerwowo gdy głośny trzask drzwi przetoczył się po holu. Usłyszałem świst powietrza, jakby Seunghyun wciągnął je przez zęby, gdy tylko mnie zauważył. Po cholerę ja tu przylazłem? Nie mogłem po prostu zostać w jego biurze i grzecznie poczekać? Nie! Oczywiście, że musiałem tam poleźć i podsłuchiwać. Moja wewnętrzna ciekawość i ogromne pragnienie poznania prawdy przywiodły mnie tam, chcąc bym cierpiał. Palił mnie przełyk, w żołądku miałem kulę ognia, dosłownie, taką która rozdzierała mnie na najmniejsze strzępy, wypalała każdy nerw, każde ścięgno, każdą cząstkę mnie. 

Wolałbym nigdy tego nie usłyszeć. 

Ale trauma która siedzi w jego sercu nie pozwala mu normalnie żyć, zżera go od środka, pozostawiając po sobie skorupę.  

Wcale nie byłem skorupą! Czułem, czułem wszystko aż za mocno. Prawda? Nie byłem tylko pustą skorupą, przecież potrafiłem kochać, pokonałem traumę, Seunghyun był dla mnie wszystkim, znaczył dla mnie o wiele więcej niż całe moje doczesne życie. Gdybym mógł, to oddałbym mu wszystko, gdyby tylko tego chciał! Nie mogłem uwierzyć w jego słowa, na pewno powiedział to tylko po ty, by zniechęcić mojego osiołka do mnie, wcale tak nie myślał, nie mógł tak myśleć. 

Biegłem przed siebie, czując jak krew wrze mi w żyłach, a adrenalina i ból próbują znaleźć ujście. Niczego nie słyszałem, niczego nie widziałem, zasłoniłem uszy rękami, byle tylko odciąć się od tego co powiedział, byle tylko odciąć się od krzyku za mną, od wołania i pragnąc zignorować serce, które kazało mi się zatrzymać i wtulić w ciepłe ciało mojego ukochanego. Zniknąć w jego ramionach, jakbyśmy byli tylko on i ja, nikt więcej. Tylko przy nim czułem się bezpiecznie, dlaczego więc uciekałem przed nim, zamiast po prostu pozwolić mu zobaczyć łzy spływające po policzkach? 

Wspomnienie Soohyuka, jego pocałunków, jego dotyku, pociągnięć pędzla na płótnie, gdy uwieczniał mnie w tysiącach póz, zabolało jak diabli. Inspirowałem go, byłem jego muzą, a on popchnął to dalej. Jego chore ambicje, by osiągnąć coraz więcej i więcej, zniszczyły naszą miłość. Zaczęło się od zwykłych sesji, potem kazał mi się rozbierać, a potem... Kochałem go, więc się zgodziłem, zgodziłem się na to, by po wszystkim móc wtulić się w jego ramiona i poczuć jego usta tam gdzie pragnąłem ich najbardziej. Miałem wrażenie, że to jest dobre, że tak powinno być. Do momentu gdy zostałem zgwałcony przez 5 mężczyzn, byle tylko on mógł to uwiecznić... Mówił mi, że to nic złego, że on jest przy mnie i że jestem z nim bezpieczny. Póki tam byłem nie miałem się czego obawiać, prawda? 

-Nie mów mi, że chodzisz z Ji? Ale wiesz, że on jest męską dziwką?
-Już nie jest i nigdy nie będzie. Kocham go i nie dopuszczę do tego.
-Zawsze nią będzie, dlatego się rozstaliśmy... 

A jeśli naprawdę już na zawsze zostanę dziwką? Może nie było dla mnie szansy na szczęście, w końcu zgrzeszyłem, tyle razy zgrzeszyłem, tacy jak ja nie powinni być szczęśliwi? A co jeśli Soohyuk miał rację i nigdy się nie zmienię, może moi przeznaczeniem było zadowalać obcych facetów, obciągać im kutasy, zlizywać z nich spermę i po wszystkim kłaść się, w oczekiwaniu na kolejny dzień, z pustką w sercu? Byłem pusty. Byłem jak dziurawy dzban, z którego ucieka wszystko co dobre, a to co złe zostaje na ściankach, wgryzając się coraz głębiej i głębiej? 

Myślałem, że miłość mojego głuptaska będzie w stanie mnie wypełnić, ale żeby tak się stało, musiałem się najpierw skleić, zalepić dziurę, tak by już nigdy nie przeciekła i bym w końcu czuł się pełny. Tak pełny, że kipiałbym tym dookoła, mokry od potu, perlącego się na czole, kochający całym sobą. Nie potrafiłem kochać, prawda? Nie potrafiłem... 

Bałem się, że nigdy nie będę w stanie się uleczyć, tak w pełni, żeby po chorobie nie pozostał nawet najmniejszy ślad. Przerażało mnie to nawet bardziej niż wizja i świadomość przemijania, tego że lata lecą, a śmierć z każdym dniem jest coraz bliżej. 

W chwili, gdy biegłem ścieżką prowadzącą z biura Seunghyuna do głównej drogi, w momencie gdy dotarłem do chodnika, zrozumiałem, że podjąłem złą decyzję. Powinienem był się zatrzymać, odwrócić do swojego ukochanego, pozwolić mu być bliżej mnie niż każdy inny. Wstydziłem się siebie, wstydziłem się tego cierpienia i traumy, które nie pozwalały o sobie zapomnieć. Już w chwili, gdy bez sił wyszedłem z jego gabinetu i skierowałem się do sali w której siedzieli, podjąłem bardzo złą decyzję, której skutków nie mogłem już cofnąć. Bo te kilka słów, które usłyszałem, rozszarpało mi serce na strzępy, jakby ostre pazury przejechały, po tyle co zagojonej ranie, zdzierając strup i przecinając kolejne warstwy mięsa. 

-JIYONG STÓJ DO JASNEJ CHOLERY! - ostry krzyk przedarł się przez warstwę, którą wokół siebie zbudowałem i stanąłem jak wryty na chodniku, hamując tak nagle, że prawie się przewróciłem. Ogromna fala miłości przetoczyła się przez moje ciało i odwróciłem się do niego ze łzami w oczach. 

-Seunghyunieeee, przytul mnie, proszę. - zawyłem, czując jak moje włosy rozwiewa wiatr. -Ja nie jestem pusty, nie jestem rozumiesz? Potrafię czuć, przy tobie żyję! - krzyczałem, przestając powstrzymywać łzy i pozwalając im spływać po mojej twarzy. Oczy mnie piekły, a gardło boleśnie się ścisnęło, gdy wbiłem wzrok w ziemię i schowałem twarz w dłoniach, gdy gorący, żarliwy płacz, zmienił się w szloch, rozdzierający serce szloch. 

Słyszałem jego szybkie kroki, gdy biegł do mnie, słyszałem każdy szelest liścia pod jego stopami, każdy łapczywie łapany oddech, gdy dostał zadyszki. Wcześniej nawet nie zdałem sobie sprawy z tego, jak szybko biegłem. Dzieliło już nas niewiele, gdy usłyszałem jego przerażony krzyk, ale nie potrafiłem zrozumieć o co mu chodzi. Czekałem po prostu by mnie objął i zabrał do domu, byśmy razem schowali się pod kołdrą i już nigdy spod niej nie wychodzili. Pragnąłem tylko tej odrobiny szczęścia, tej chwili, gdy przeleje się ono przez moje brzegi. On mógł mi to dać. 

Dzieliły mnie od niego centymetry, gdy do moich uszu dotarł okropny pisk i zapach palonej gumy, odgłos podwozia uderzającego o chodnik i uczucie, że to zjebałem. Odebrałem sobie szansę na szczęście. 

Najgorszy był krzyk mojego ukochanego Seunghyuna. 

Ostatnie co zdążyłem zobaczyć, to jego z otwartymi ramionami, tak niewiele dzieliło mnie od wymarzonego bezpieczeństwa. Nie zdążyłem się nim nacieszyć. Najwyraźniej nigdy nie było mi to dane. 

Nie chciałem skończyć w ten sposób. 

-Koam Cię, ong ong. Koam cię mój soczku! Ostań ze mną, retka już jedzie! - wsłuchiwałem się w jego słowa, nie rozumiejąc dlaczego tak dziwnie i cicho mówił.  

Wołał moje imię, ale krew w moich ustach, która mnie dusiła, nie pozwalała mi odpowiedzieć. Tak bardzo pragnąłem powiedzieć mu, że go kocham, że tak bardzo żałuję tego, że nie potrafiłem mu do końca zaufać. Gdy jego dłonie obejmowały moją twarz, a gorące łzy mieszały się z moją krwią, ja jedynie wpatrywałem się w niego z miłością w oczach, czując ciepło rozlewające się po moim ciele. Nie czułem nawet bólu, jedynie głęboką, porażającą miłość. Gdy objął mnie ramionami i wtulił moje bezwładne ciało w swoje, cieszyłem się, że chociaż nie umrę samotnie, a w ramionach ukochanego. 

Gdy chwilę później nastała ciemność, żałowałem jedynie tego, że nie mogłem powiedzieć mu, jak bardzo go kocham. 

Moja męska dziwka / GTOP (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz