Rozdział 66

3.1K 334 170
                                    

Spokojniejsza dzięki rozwiązaniu jednego z wielu problemów, odwróciłam się z zamiarem powrócenia do pałacu, jednak po zrobieniu pięciu kroków zorientowałam się, że Tony dalej stał przy podeście, z którego Heimdall sterował kopułą i ze splecionymi przed ciałem dłońmi, wpatrywał się w nieruchomą już złotą ścianę. Spojrzałam w jego kierunku z niepokojem marszcząc brwi.

- Tony?- powiedziałam próbując zwrócić na siebie uwagę geniusza. Ten dopiero po chwili zarejestrował moje pytanie i z lekkim roztargnieniem spojrzał w moje oczy.- Możemy już wracać?- upewniłam się.

- Tak, jasne - potwierdził obdarzając mnie lekkim, aczkolwiek nieszczerym uśmiechem, po czym ruszył w moim kierunku. Zaniepokojona obserwowałam, jak brunet mnie mija i dopiero wtedy pochwyciłam współczujący wzrok Heimdalla. Nie reagując, wraz z przyjacielem poszłam tęczowym mostem w stronę pałacu.

Między nami panowała cisza, która zdecydowanie należała do tych określanych mianem krępujących. Wydawało mi się, że skrzywdziłam Tonego odsyłając bliźniaki do Hadesu. A raczej, zaczynałam być tego pewna. Nie było nad czym myśleć. Jednak dziwiło mnie, że brunet nawet tego nie ukrywał, choć i nie podkreślał. Unikał mojego wzroku, był spięty, a jego mina była wręcz książkowym przykładem niechęci do życia.

- Chodziłam tędy ostatnio z Lokim - zaczęłam, by jakoś rozkręcić rozmowę.- Opowiadał mi o tym, jak on i Thor biegali wzdłuż Bifrostu, ganiając wyimaginowanych złoczyńców.

- Mm - z ust wynalazcy wydobył się ledwie pomruk. Nie zrażając się tym, kontynuowałam.

- Ostatnio zauważyłam, że podobne zabawy mają moje dzieci. To zaskakujące, jak niewiele nas tak na prawdę różni. Dzieci.. Dorosłych..

- Po co mi to mówisz?- odparł z jawnym niezadowoleniem geniusz. Wzruszyłam ramionami.

- Z czystej chęci.

- O, ciekawe. Bo już się bałem, że dostanę kolejny wykład o życiu i uczuciach - prychnął.

- Tony...- westchnęłam. O co mu chodziło?- Przecież staram się, by wszystko było jak dawniej. Toczyło się swoim rytmem. Dlaczego mi to utrudniasz?- zapytałam łagodnie.

- Nie zgrywaj świętej - odpowiedział miliarder, a jego głos pobrzmiewał zdenerwowaniem i drwiną. Zmarszczyłam zaskoczona brwi.

- Co?- rzuciłam wybita z rytmu.

- Nic nie będzie takie, jak dawniej, a ty już szczególnie, więc nie musisz się nawet starać - wyjaśnił chłodnym tonem, dalej wbijając spojrzenie w jakiś punkt przed sobą. Przez chwilę nie byłam pewna, co właściwie powinnam mu odpowiedzieć? To co, mam zostawić wszystko tak, jak jest, pozwolić, by drużyna się rozpadła, a on popadł w depresje i jeszcze większy alkoholizm? Na to liczył? Szczerze chciałam go o to zapytać, ale wiedziała, że wyżalanie się na Tonym było bardzo kiepskim pomysłem, który w przyszłości sprawiłby mi jeszcze więcej problemów, więc zagryzłam zęby, policzyłam do dziecięciu i ponownie spojrzałam na bruneta.

- Znasz mnie, wiesz, że lubię stabilność, bo to daje mi wrażenie władzy nad życiem i jego przebiegiem..- zaczęłam spokojnie, jednak miliarder ponownie bezczelnie wciął się w moje słowa.

- Chyba nie tylko nad życiem.

Spokojnie Viv, przecież on ma tak zawsze.

- Sugerujesz coś?- upewniłam się.

- Ależ skąd.

- Tony, to, że już nie mieszkam na Ziemi i nieco zmieniłam otoczenie nie czyni mnie innym człowiekiem. Dalej jestem sobą - zapewniałam. Dostrzegłam, że wynalazca nieznacznie przygryzł dolną wargę, jednak nie wiedziałam, czy było to spowodowane jakąś myślą, którą ten nie chciał się ze mną podzielić, czy próbą powstrzymania uśmiechu nieznacznie wkradającego się na jego usta.

Bóg w krainie cieni || ZakończoneWhere stories live. Discover now