Rozdział 58

3.3K 322 148
                                    

Stanowczym krokiem przemierzałam pałacowe korytarze, nawet nie dbając o zachowanie pozorów kobiety żyjącej w słodkiej nieświadomości. Oj, niech no tylko Loki wyjdzie z tych lochów, już ja mu pokażę, co to znaczy pakować się w prawdziwe tarapaty. Będzie mnie błagał o wybaczenie. Odechce mu się psot na najbliższe sto lat. Jeśli myśli, że takie rzeczy są zabawne, szybko zostanie wyprowadzony z błędu.

W morderczym nastroju stanęłam przed drzwiami do salonu, w którym niedawno spotkałam Avengers i wzięłam dwa, uspokajające wdechy, by zdołać zgrywać pozory normalności. Gdyby było inaczej, przyjaciele szybko zaczęliby wypytywać mnie, o co chodzi, a ja nie mogłam powiedzieć im prawdy. W końcu nie po to zabraniałam Hekate wspominania o naszym planie komukolwiek, by samej teraz łamać ten przepis. Do tego, im mniej Avengers wiedzieli, tym byli bezpieczniejsi.

Bez pukania weszłam do komnaty. Wszyscy moi przyjaciele, łącznie z Jane, której z rana nie widziałam, siedzieli rozproszeni na kanapach i fotelach dookoła szklanego stołu, oczywiście ze złotą obwódką. Widząc, że podchodzę w ich kierunku, podnieśli na mnie wzrok, następnie obdarzając nieco smutnymi uśmiechami.

- Kogo to moje piękne oczy widzą?- zaczął Clint odchylając się lekko do tyłu, zapewne nieświadomie. Choć jego słowa nie wskazywały na to, że jestem tu mile widziana, to sam fakt, że ten oparł się o fotel wskazywał na odwrotność tego twierdzenia. Inaczej nie robiłby mi umownego miejsca.

- Clint - upomniał go Steve, zapewne jako jedyny wiedząc, do czego nawiązywało zachowanie łucznika, chociaż nie mogłam być tego pewna. W tym gronie ciężko było zachować jakiekolwiek tajemnice.

- W porządku - zapewniłam z łagodnym uśmiechem stając koło szatyna. Może i Clint zgrywał obrażonego, ale znałam go zbyt długo, by nie zorientować się, że wszystko jest na pokaz.- Tony nie przyjdzie?- zapytałam zamiast to.

- Byłem u niego, wie o tym, co robimy. Czy przyjdzie? Zobaczymy - odpowiedział Banner z lekko posępną miną. Wydawał się być zmęczony tym wszystkim i nie dziwiłam mu się. W zaistniałej sytuacji zapewne ciężko było mu panować nad swoim drugim Ja.

- Zapewne gdyby twoje dzieci go poprosiły, przyszedłby - zauważyła Natasha z lekkim uśmiechem.

- Narvi i Hel? Dlaczego? Ktoś mnie wtajemniczy w temat?- poprosiła Jane siedząca z podciągniętymi nogami na kanapie po mojej lewej.

- Z rana ich szukaliśmy, bo gdzieś zniknęły. Okazało się, że siedziały u Tonego i prowadziły z nim przyjacielską pogawędkę przy soczku - wyjaśnił w skrócie Clint.- Najwidoczniej te dwa maluchy mają coś, czego my nie mamy.

- Na przykład urok osobisty i dziecięce spojrzenie na świat - podpowiedział Bruce przecierając oczy palcami.

- Mów za siebie.

- Tony sam jest dzieckiem, dlatego łatwiej im się dogadać - podsumowała Jane najwidoczniej rozumiejąc sens wszystkich wypowiedzi.

- W sumie racja - w czasie wypowiedzi Steve'a, drzwi od komnaty ponownie otworzyły się, a chwilę później koło nas pojawiła się Hekate. Spodziewając się, że przyszła do mnie, spojrzałam na nią pytająco, jednak gdy ta usiadła na oparciu koło Jane, ściągnęłam brwi w wyrazie zaskoczenia. Z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, przejechałam wzrokiem po członkach drużyny czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie tej sytuacji. Co Kat miała do pogrzebu Pepper?

- Uznałem, że twoja pomocnica też powinna tutaj być, na wypadek, gdybyś musiała wyjść w trakcie spotkania czy coś - wyznał Steve przechwytując moje spojrzenie. Lekko zaskoczył mnie fakt, że moi przyjaciele tak się zabezpieczają, jednak bardziej nie odpowiadał mi fakt, że kobieta miała w tej chwili inne zadanie.

Bóg w krainie cieni || ZakończoneWhere stories live. Discover now