Rozdział 11

6.4K 433 282
                                    

Od Autorki:
W tym rozdziale znajdują się teksty mogące urazić katolików, jak i innych chrześcijan. Od razu pragnę zaznaczyć, nie mam tego na myśli.
+ ważna notatka pod rozdziałem
_______________________

€€€

Loki

- Szach Mat.- oznajmiłem stawiając pionek na odpowiednim polu, przez co Viv przegrała. Znowu.

- Miałeś mnie nauczyć grać w szachy, a nie tego, jak się przegrywa.- mruknęła z niezadowoloną miną opierając się o tył krzesła. Nie mogłem się nie uśmiechnąć widząc jej naburmuszoną twarz i ręce zaplecione na klatce piersiowej ukazujące zdenerwowanie dziewczyny.

- Nie moja wina, że nie potrafisz w to grać.- stwierdziłem z powrotem ustawiając swoje czarne figury na odpowiednich miejscach szachownicy.

- A kto zawsze powtarzał: "dobry nauczyciel nauczy wszystkiego"?- przypomniała bogini również sprzątając swoje, srebrne pionki.

- Muszę być dobry we wszystkim?- zapytałem retorycznie, lecz uśmiech na mojej twarzy zastąpiło skrzywienie spowodowane okropnym odgłosem piszczałki. Spojrzałem w kierunku dźwięku natrafiając wzrokiem na bliźniaki bawiące się na kocyku rozłożonym w ich pokoju. Dzieci miały naprawdę dobrą zabawę, a ja nie miałem serca zabierać im tych wszystkich, hałasujących zabawek. Ciągle, gdzieś tam, w pamięci miałem opowiadania Frigi na temat tego, jak to ją denerwował drewniany młoteczek Thora, który był jego ulubioną zabawką. Zaskakujące, jak to ten blondwłosy tuman przewidział swoją przyszłość. Z tym, że ja nie jestem Frigg. A moje dzieci nie są Thorem. I dzięki bogom.

- Loki?

- Co?- zapytałem nagle wyrwany z zamyślenia

- Wszystko w porządku? Przez chwilę chyba gdzieś mi uciekłeś.- powiedziała fioletowowłosa patrząc na mnie ze skrywaną troską.

- Po prostu się zapatrzyłem.- wyznałem wracając spojrzeniem do Narviego i Hel. Wydawało mi się, jakby dzieci świetnie się ze sobą odgadywały dzięki swojemu własnemu językowi.

- Masz racje. Są urocze. Jak myślisz, będą miały jakieś zdolności magiczne?- zapytała bogini, więc skupiłem swoją uwagę na niej.

- Tak. Narvi odziedziczył zdolności po mnie, a Hel po tobie. Ale w jakim stopniu je rozwiną, to się okaże z czasem.

- Skąd to wiesz?

- Czuję.- wyznałem ze swoim tradycyjnym uśmieszkiem. Viv pokręciłam rozbawiona głową, ale prócz tego nie doczekałem się żadnej innej reakcji na te słowa.

- Wiesz... zastanawia mnie jedna rzecz. Co będzie, jak oni podrosną? Nie słyszałam o żadnej szkole dla młodych bogów, a trzymać ich w pałacu też nie powinniśmy. Chcę, aby poznali świat, mieli znajomych, jakieś wspomnienia...- żaliła się bogini przy okazji bawiąc się sznurkiem od sukni, co miała w zwyczaju robić.

- Masz racje.- przyznałem.- I w zasadzie ja znam... taką jedną placówkę.- dodałem niechętnie. Viv natomiast z błyskiem w oczach oczekiwała wyjaśnień. Nie pozostało mi nic innego, jak westchnąć i kontynuować swą opowieść.- Kiedyś władcy krain nie mieli ze sobą zbyt dobrych kontaktów. W zasadzie nie mieli żadnych. Nie znali się, więc wszystko, co wiedzieli o innych, brali z plotek, które nie zawsze były prawdziwe. W końcu postanowili stworzyć coś w rodzaju porozumienia między światowego. I tak powstała Akademia Królewska. Od wieków szkolili się w niej potomkowie władców. Sam się tam uczyłem. I choć nie lubiłem tej szkoły, muszę przyznać, że jest najlepszą z możliwych opcji.

Bóg w krainie cieni || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz