♦33♦

9 0 0
                                    

Dochodziła godzina czternasta. Spokojnym krokiem udałem się w stronę samochodu. W przedpokoju założyłem moje czarne Vansy i po raz setny sprawdziłem, czy na pewno wszystko mam. Portfel? Jest. Telefon? Jest. Bilet? Jest. Klucze do domu i do samochodu? Są. Ok, mogę ruszać.

Wsiadłem do auta i włączyłem GPS'a. Mieszkam w Sydney tak długo, a jeszcze nie za dobrze znam okolice. Okazało się, że Olivia mieszka kilkanaście metrów za parkiem, który tak dużo pozmieniał w moim życiu.

Po niespełna dwóch godzinach byłem przed domem, a dokładniej kamienicą Olivii.

Już miałem do niej dzwonić, że czekam na dole, jednak gdy tylko sięgnąłem po komórkę, zobaczyłem przed domem śliczną dziewczynę w ciemnych jeansach i fioletowej bluzie. To ona. Pomachałem jej i kilka razy nacisnąłem klakson. Ciemnowłosa odwzajemniła mój gest, podbiegła do samochodu od strony pasażera i z uśmiechem na twarzy usiadła obok mnie.

- Hejka, Michael! Długo czekasz? - zapytała, zapinając pasy.

- Nie, właściwie to dopiero co przyjechałem. Jesteś naprawdę punktualna.

- Ktoś musi. A poza tym: mam za mało czasu, żeby tracić go na spóźnianie się.

Wyjeżdżając z parkingu ukradkiem spojrzałem na Olivię. Byłem pewny, że na jej twarzy nie gości już beztroski uśmiech. Myliłem się. Nie mogę uwierzyć, że ta dziewczyna ma do siebie taki dystans. Ona jest niezwykła...

- Mogę cię o coś zapytać? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos ciemnowłosej.

- Jasne, pytaj.

- Czy to, że zabierasz mnie dzisiaj na ten mecz... Czy robisz to z litości, bo dowiedziałeś się o mojej chlrobie, czy po prostu...

- Raczej na pewno odpowiedź b.

Wnętrze samochodu zdawało wypełnić się dobrą atmosferą.

Dalsza rozmowa jakoś się potoczyła. Ku mojemu zaskoczeniu nie było między nami niezręcznej ciszy, która tak bardzo lubiła mieszać.

Gdy byliśmy już na miejscu spotkała nas niemała niespodzianka. Mianowicie przed nami przewijał się tłum rozwrzeszczanych kibiców z, jak się później domyśliłem, racami w dłoniach. W ułamku sekundy przez głowę przebiegła mi myśl, że lepiej jest się wycofać, niż być później w większych tarapatach.

- Ekhm... Olivio? Będziesz na mnie bardzo zła, jeśli teraz stąd odjedziemy?

- I już nigdy nie wrócimy - oznajmiła dziewczyna, po czym dodała - Wracajmy, błagam.

Nie spodziewałem się takiej reakcji z jej strony, jednakże nie protestowałem i posłusznie zawróciłem. Gdy byliśmy już w dosyć bezpiecznej odległości od tego całego zdarzenia, usłyszeliśmy cichy wybuch. Jak na zawołanie oboje się odwróciliśmy i zauważyliśmy, że przed areną zaczynają się bójki. W grę weszły race i noże. Zapowiadała się krwawa jadka.

- Przepraszam, że naraziłem cię na takie niebezpieczeństwo. Miało być przyjemnie, a wyszło jak zwykle. - Nawet nie spostrzegłem, że dziewczyna patrzy przez szybę, delikatnie się trzęsąc. - Olivia? Wszystko w porządku?

"Idioto, ona przez ciebie płacze" - skarciłem się w duchu.

- O matko, Olivia, przepraszam! Tylko proszę, nie płacz!

Dziewczyna odwróciła twarz w moją stronę. Spodziewałem się zobaczyć ją zalaną łzami, a ona tymczasem miała ubaw po pachy. Nie wiedziałem, o co chodzi.

- Michael - zaczęła ciemnowłosa, gdy już się uspokoiła. -  To ja przepraszam. Za ten wybuch śmiechu. Nie myśl tylko, że bawi mnie ludzkie nieszczęście. A po prostu...

- Ty po prostu co? - zapytałem z nieukrywaną ciekawością.

- Obiecaj, że się nie obrazisz.

- Obiecuję.

- Ja po prostu nie lubię tego typu rozrywek. Nie interesuje mnie, która reorezentacja wygra. A poza tym, to co jest w ogóle fajnego w oglądaniu grupy facetów uganiających się za piłką? Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale nie chciałam cię urazić. I chciałam również wyrwać się z domu.

Zatkało mnie. Olivia powiedziała to tak mega otwarcie i odważnie, że przez krótki moment pomyślałem, że to nie ona. Czyżbym zobaczył jej prawdziwe "ja"? Jeśli tak, to czy to nie wspaniałe, że się przede mną znów otworzyła?

- Przygotuj się na szok - tym zdaniem widocznie wybiłem dziewczynę z tropu - Ja też nie lubię piłki nożnej. Po prostu miałem już dosyć tego, że w domu dziecka traktowano mnie gorzej, bo byłem trochę młodszy od innych chłopaków.

Olivia patrzyła na mnie w osłupieniu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co jej właśnie wyznałem. W samochodzie zapadła cisza.

- Ch-chyba muszę się przewietrzyć... - oznajmiła Olivia i wyszła na zewnątrz. Po chwili podążyłem za nią.

Usiadła na ławce w głębi parku i spojrzała w czubki swoich butów. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, jednak od razu zniknął, gdy zobaczyłem, że ciemnowłosa płacze. Tym razem na poważnie.

Przykucnąłem przed Olivią i bez chwili wahania położyłem jej dłonie na moich i delikatnie przejechałem po nich kciukiem.

- Wychowywałam się w rodzinie zastępczej. Ojciec zostawił mnie i moją matkę, gdy najbardziej go potrzebowałyśmy. Pamiętam, jak w lipcowy dzień idę z mamą za rękę i cały czas dopytuję, gdzie idziemy. A ona tylko płacze i powtarza, że "tak musi być". Bałam się, bo myślałam, że mamy nigdy nie płaczą, a skoro teraz moja płacze, to musi być coś strasznego. Dokładnie panmiętam, jak wchodzimy do ogromnego apartamentowca i idziemy na trzecie piętro. Tam, w pokoju pod numerem trzysta dwanaście, mieszka moja nowa rodzina.

Olivia rozpłakała się na dobre. Nie wiedząc, co zrobić, zacząłem opowiadać swoją historię. Miałem wrażenie, że słysząc mój głos, dziewczyna powoli się uspokaja. Ale to pewnie znowu było tylko wrażenie.

Gdy skończyłem "opowieść", Olivia pociągnęła nosem i powiedziała:

- Wiesz, co tak naprawdę nas różni? Nic. Nic oprócz tego, że ty już nigdy nie nazwałeś Karmen "matką", a ja zawsze mówiłam do pani Caroline "mamo".

Szybkim ruchem wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i wybrałem numer Liz.

- Do kogo dzwonisz?

- Za chwilę zobaczysz.

Po drugim piknięciu, pani Hemmings odebrała.

- Witaj Liz. Czy zaproszenie na lasagne aktualne?



###
hejka.
równiutki miesiąc nie było rozdziału. nie ma się czym chwalić.
ale mam nadzieję, że właśnie teraz wracam i uda mi się doprowadzić to do końca.
bo w sumie to sama jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy ;)

Little Rose ||M. CliffordWhere stories live. Discover now