☆29☆

15 2 0
                                    

- Siema! Przyjechaliśmy wam trochę pomóc! - zawołał Jack, wchodząc do "Vives". Tuż za nim weszła wysoka szatynka, a całkiem na końcu Ben.

- Świetnie, że znaleźliście czas! - Asutin uradowany podbiegł do Hemmingsów i przywiatał się. - Nazywam się Austin Sky, jestem synem właściciela, ale mój ojciec prawie nic tutaj nie robi, więc... Rozumiecie. Jak miło, że przyjechaliście! To naprawdę fajne mieć takich znajomych jak wy!

Uśmiechnąłem się do Bena, który czuł się nieswojo i przywołałem go do siebie dłonią. Prawie od razu pojawił się koło mnie i dwóch ogromnych pudeł na śmieci.

- Żeby nie było, sam chciałem pomóc, Jack nie przywiózł mnie tu siłą ani do niczegonie nie zmuszał - oznajmił Hemmings i przeczesał włosy dłonią.

- Nie no, jasne - odpowiedziałem. - Do szarego folia, a do czarnego papier i kartonowe odłamki.

Oczy Bena w jednej chwili powiększyły się, wyglądając teraz jak dwie piłeczki pingpongowe. Jednak bez żadnego sprzeciwu zabrał się za szukanie i segregowanie śmieci.

- Michael! - usłyszałem za sobą wołanie Jack'a. Odwróciłem się i zabaczyłem przed sobą piekną, zakochaną w sobie parę, składającą się z najstarszego Hemmingsa i... - To moja narzeczona: Vivien. Vivien, to mój przyjaciel: Michael.

Z lekkim skrępowaniem podałem dziewczynie rękę, którą ona serdecznie uścisnęła. Z jej twarzy nie schodził ogromny uśmiech, dzięki któremu wyglądała bardzo sympatycznie. Kilka miesięcy temu sam pewnie bym się w niej zakochał.

- Miło mi cię poznać, Michael. Trochę o tobie słyszałam - szatynka ukratkiem spojrzała na swojego narzeczonego, jednak nie uszło to mojej uwadze. - Jak wytrzymujesz z tym małym rozrabiaką? Oj, przepraszam. Od kiedy cię poznała jest po prostu weselsza, radośniejsza. Długo nie widziałam Rosalin w takim stanie. A musisz wiedzieć, że jesteśmy z Jack'iem od zawsze...

- To prawda - przerwał dzieczynie najstarszy z Hemmingsów. - Ta laska lata za mną od przedszkola. Nawet mieszkamy na tej samej ulicy. Znaczy się: mieszkaliśmy. Dwa tygodnie temu kupiliśmy małe mieszkanko w pobliżu parku.

- Zmiany, wszędzie zmiany - powiedziała nostalgicznie Liv, która ni stąd ni zowąd zjawiła się koło nas.

- To jest Vivien, a to Jack - przedstawiłem parę koleżance z pracy.

- Liv jestem. Nie chcę być nieuprzejma - zaczęła cicho i skrępowanie ciemnowłosa. - Ale niestety robota czeka. Przepraszam, ja wiem, że głupio i chamsko to zabrzmiało, i że macie prawo porozmawiać, i że jesteście tu z własnej, nieprzymuszonej woli i...

- Kochanie, spokojnie! - Vivien złapała młodszą od siebie "koleżankę" za ramię. - Fakt to fakt, trzeba zacząć brać się do pracy. Nie zabrzmiałaś chamsko, nie myśl tak. No dobra! Wy zostańcie tutaj z tymi wszystkimi sprzętami, a ja i ta młoda kobieta zajmiemy się czyszczeniem - Vivien z pewnością zaczęła koordynować naszą pracę i po chwili razem z Liv udały się na zaplecze.

- Co ja widzę w tej kobiecie? - zapytał bardziej siebie Jack, po czym wziął do ręki bas i ustawił go na wystawie, tuż obok perkusji i dwóch gitar klasycznych.

- Fajnie to wygląda - pochwaliłem ustawienie instrumentów i sam wziałem się za przesuwanie szafki na pałeczki.

Austin w tym czasie włożył do odtwarzacza jakąś płytę i po chwili w całym sklepie rozległa się piosenka The Young And The Hopeless zespołu Good Charlotte. Miłym zaskoczeniem było dla mnie to, że wszyscy tutaj obecni znali tę piosenkę bardzo dobrze. Nic nie stało nam na przeszkodzie, żeby zacząć śpiewać.

Little Rose ||M. Cliffordحيث تعيش القصص. اكتشف الآن