☆15☆

27 2 1
                                    

- Majki? Chciałabym jeszcze z wami tutaj posiedzieć, ale jestem bardzo śpiąca - oznajmiła Rose, przecierając piąstkami zmęczone oczy. - Odprowadzisz mnie?

Spojrzałem pytająco w stronę Stelli. Nie chciałem zostawiać jej samej. Totalnie się rozkleiła. Ale ona tylko skinęła głową na znak, że wszystko w porządku, i że poczeka. Powiedziałem ciche "dziękuję" i razem z Rose udaliśmy się do domu.

Dziewczynka, owinięta kocem, ziewała przez cały czas. Wyglądała na naprawdę śpiącą.

- Stella jest fajna - powiedziała, gdy przechodziliśmy przez próg mieszkania. - Ładna też. Ciekawe jak wygląda ten Calum... Musi być przystojny, skoro Stell go lubi. Wyobrażasz sobie, gdyby zaręczyła się z rudym chłopakiem, dwadzieścia centymetrów niższym od niej, z wielkim nosem, odstającymi uszami, okularami i dziwnym imieniem. Na przykład... Gary!

- Hej! - roześmiałem się. - Wygląd nie jest najważniejszy. Czy gdybym wyglądał jak ten chłopak z twojego opisu i miał na imię Gary nie chciałabyś się ze mną przyjaźnić? - zapytałem, udając smutnego.

- Chciałabym. Bo ty jesteś inny. Nawet gdybyś wyglądał jak rudy Gary. Jesteś troszkę podobny do mnie - wyjaśniła Rose, zdejmując buty.

- Inny, to znaczy jaki? - blondynka zaintrygowała mnie swoimi refleksjami.

Przeszliśmy do mojego pokoju. Rose wzięła się za szukanie piżamy, a ja usiadłem na łóżko, czekając na wyjaśnienia.

- Samotny. Przepraszam, że tak to ujęłam, ale właśnie tak to widzę. U ciebie inny znaczy samotny. Tak jak u mnie - dziewczynka znalazła poszukiwane ubranie i udała się do łazienki zostawiając mnie w sypialni z rosnącą ciekawością.

Nigdy nie powiedziałbym, że Rose jest inna, a co dopiero samotna. Ma kochających rodziców i rodzeństwo. Dzieci z placu zabaw wołają ją do wspólnej gry. Codziennie chodzi uśmiechnięta. Widzi świat w kolorowych barwach. Jest zupełnym przeciwieństwem mnie...

Mój tata kochał mnie, ale zmarł, a matka oddała. Nie miałem innej rodziny. Na podwórku zawsze byłem odpychany od różnych zabaw. Prawie ciągle płakałem. Nie istniały dla mnie inne kolory niż szary i czarny. Jestem jej zupełnym przeciwieństwem...

- Gdy umyłam twarz zmęczenie mi przeszło, dziwne co nie?

Nawet nie zauważyłem kiedy Rose znowu znalazła się w pokoju. Miała na sobie kombinezon przypominający Pikachu. I masakrycznie poplątane włosy.

- Masz jakąś szczotkę?

- Aha. Ale nie chciałam rozczesywać moich włosów, bo szarpanie ich strasznie boli. I boję się, że mi wypadną - wyznała blondynka, wdrapując się na łóżko, a potem siadając na mnie.

- Pomogę ci. Gdzie ją masz?

- Tam na szafce - dziewczynka wskazała palcem na szafkę nocną. Znajdowała się na niej kolekcja czterech miniaturowych, pluszowych zwierzątek: pingwin, szczeniak, panda i kociątko.

- Nie wiedziałem, że w moim domu zamieszkało tyle zwierząt - powiedziałem, sięgając po szczotkę. - Cała piątka - dodałem ze śmiechem.

- Nie. Czwórka. Pingwin, kotek, panda i piesek - wyliczyła na palcach Rose. Dopiero po chwili złapała moją aluzję. - Ej!!!

- Nie złość się, mała. Teraz się odwróć, żebym mógł rozczesać ci te włosy.

- Dlaczego "mała"? - zapytała blondynka, siadając do mnie tyłem na łóżku.

- Bo fajnie to brzmi. Mała Rose...

- Słodko! Ale tylko ty możesz tak na mnie mówić, dobrze?

- Dobrze.

Przez kolejne kilkanaście minut męczyłem się ze splątanymi lokami dziewczynki. Gdy uznałem, że moja "praca" dobiegła końca, odłożyłem szczotkę na poprzednie miejsce, posadziłem Rose przodem do siebie i postanowiłem zadać kilka pytań.

- Jesteś bardzo zmęczona, czy mogę chwilę z tobą o czymś porozmawiać?

- Jeszcze chwilkę wytrzymam.

- Okej. Więc... - zupełnie nie wiedziałem, jak mam zacząć.

- Możesz mówić jak chcesz. Przecież wiesz, że zrozumiem.

- Twoja mama mówiła, że jesteś samotna. Dlaczego? Nie wydaje mi się, żeby...

- Wiem - przerwała mi Rose. - Wszyscy mówią, że jestem samotna. Ale to nie tak, jak oni myślą. Lubię po prostu być sama. Taka samotność jest mi na rękę, gdy chcę sobie porozmawiać z samą sobą. Nie mam schizofrenii. Chodzi po prostu o to, że nie jestem jak inne dzieci w moim wieku. Nie lubię głośnych zabaw, markowych ubrań, czy comiesięcznych wyjazdów do parków rozrywki. Wolę w ciszy poczytać książkę, zawinąć jakiś szal wokół ulubionej bluzki i tym samym dać jej, tak zwane, "drugie życie" i spotkania z tobą. Jestem inna. Ale nie samotna, tylko sama. Lubię pobyć sama, ale mama odbiera to jako moje zamknięcie się w sobie. Nie lubię dzielić się swoimi przeżyciami. Na przykład nikt nie wie o tych chłopakach z placu zabaw, którzy mnie straszyli, gdy byłam tam z tobą. Ani o tym, że... - Rose zawiesiła głos. - Że przyjaciółka się mnie wyrzekła. Kiedyś chodziłam do przedszkola jak wszystkie dzieci. Pewnego dnia Nina nie odpowiedziała na moje przywitanie. Myślałam, że mnie nie usłyszała. Podeszłam więc do niej i zapytałam, czy się pobawimy. Ale ona mnie odepchnęła i powiedziała, że ma teraz fajniejszą przyjaciółkę, i że nie powinnam z nią rozmawiać, bo źle przy niej wyglądam. Było mi smutno. Prawie cały dzień płakałam. Dlatego mama musiała po mnie przyjechać. Pani Casey nie potrafiła mnie uspokoić. Nikt nie wiedział, co się stało. Chyba od tamtego momentu jestem taka... inna... Sama. I to tego dnia mama wypisała mnie z przedszkola i zaczęła uczyć w domu. Według niej, przedszkole miało na mnie zły wpływ - zakończyła dziewczynka.

Jej wyznanie zwaliło mnie z nóg. Nie sądziłem, że Rose przeżyła coś takiego. Nie wygląda. Ale... Czy ja wyglądam na chłopaka oddanego do adopcji...

Przez jej opowieść zdałem sobie sprawę, że jesteśmy podobni. Chyba nawet bardziej niż to sobie wyobrażałem na początku...

Dopiero teraz zauważyłem łzy w oczach blondynki. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Tak swoją drogą zrobiłem to pierwszy raz z tak silnym uczuciem do tej małej istotki.

- Nie płacz. Taka fajna dziewczyna jak ty nie powinna płakać - wyszeptałem, gdy Rose się ode mnie odsunęła.

- Mogę się już położyć? - zapytała, przecierając mokre od płaczu oczy.

- Oczywiście - odpowiedziałem, wstając. Gdy blondynka ułożyła się wygodnie przykryłem ją kocem. Chciałem już odejść, gdy mała zapytała:

- Majki? Czy to może zostać między nami?

- Tak, Rose. Może i zostanie.

- Może to głupio zabrzmi, ale kocham cię! - uśmiechnęła się sennie, lecz szeroko dziewczynka.

Podszedłem do niej, pochyliłem się i... zawahałem. Czy mogę? Jednak zebrałem w sobie resztki odwagi i pocałowałem małą Rose w czubek nosa, na co delikatnie się uśmiechnęła i zachichotała.

- To zabrzmi głupio, ale też cię kocham! - zaśmiałem się i, gasząc światło, wyszedłem z pokoju.

###
hejka!
myślę, że wiecie,
o jaką miłość mi chodzi...

Little Rose ||M. CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz