Prolog

76 9 1
                                    

-Uwierz mi... Tak... Tak będzie... Najlepiej...-powiedziała mama i wybuchnęła przeraźliwym płaczem.

Siedziałem naprzeciwko niej w naszej małej, przytulnej kuchni. Moja mama odwróciła wzrok i wpatrywała się w kuchenne kafelki. Chciałem do niej podejść, przytulić, ale coś w środku mówiło mi, że ona zrobiła mi największą krzywdę. Dlatego dalej z pozornym spokojem siedziałem na krześle i czekałem na dalszy ciąg rozmowy.

-Mamo... A co to znaczy "adopcja"?-zapytałem. Jako 6-letnie dziecko nie znałem jeszcze tego słowa.

-Michael...-powiedziała pomiędzy szlochaniem. Nic nie dodała.

Bałem się, że ta "adopcja" boli. Moja mama przecież płakała, gdy o niej mówiła. Po chwili podeszła do mnie i mnie przytuliła.

-Majki, uwierz... Tam będzie Ci lepiej... Przepraszam...-oderwała się ode mnie i dodała obojętnym głosem.-Spakuj swoje najważniejsze rzeczy do walizki i zejdź na dół.

Zrobiłem jak mi kazała. Do walizki, która już stała w moim pokoju spakowałem moje ulubione koszulki i spodnie. Dołożyłem swoją przytulankę w kształcie gitary i kostki do gry na gitarze. Miałem ich sporą kolekcję. Wszystkie były w kolorze czarnym. Najbardziej podobała mi się ta z dedykacją.

Dla Michaela,
mojego kochanego synka.
Aby spełniły się
jego marzenia.
Tata

To była jedyna rzecz, jaką od niego dostałem i jaka po nim została. Dostałem ją, gdy mój tata był chory i leżał w szpitalu. Zmarł dzień po wręczeniu mi tej kostki. Bardzo płakałem, ale mama mówiła, że taka jest kolej rzeczy, więc po jakimś czasie przestałem.

-Michael, jesteś gotowy?-z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy, stojącej w progu.

-Tak mamusiu. Dokąd wyjeżdżamy?-zapytałem, wstając z podłogi z walizką w lewej ręce.

-To nie takie proste, Majki...-powiedziała, po czym znowu zaczęła płakać. By zakryć łzy, wyjęła blond włosy zza uszu i delikatnie zarzuciła je na policzki.-Chodź do samochodu.

-Mamo?

-Tak, synku?

-Dlaczego Ty nie masz walizki?

-Wszystko wyjaśnię Ci w drodze. Proszę, chodź już.

-Dobrze, mamo.

Zszedłem ze schodów, trzymając w dłoniach walizkę. Była ciężka, ale nie przejmowałem się tym zbytnio. Mama szła za mną. Cały czas płakała. Gdy siedzieliśmy w samochodzie zapytałem:

-Dlaczego ciągle płaczesz? Czy jedziemy do tej "adopcji"?

-Tak, synku.

-Proszę, nie płacz już. Jak tata zmarł, powiedziałaś, że taka jest kolej rzeczy. Tak musi być, mamo. Skoro musimy jechać do "adopcji" to musimy.

-Jesteś mądrym dzieckiem, Michael. Prosiłeś w domu o wyjaśnienia. Do adopcji rodzice oddają swoje dzieci, kiedy nie mają środków na ich utrzymanie, kiedy już sami sobie nie radzą i gdy coś ich przerasta.

-Mamo? Czy Ty chcesz mnie tam oddać?-zapytałem ze łzami w oczach.

-Muszę, Michael. Nie mam innego wyjścia.

-Nie kochasz mnie już?-byłem bliski płaczu.

-Och... To nie tak, kochanie...-mama chciała pogładzić mnie po dłoni, ale się odsunąłem.

-Przestałaś mnie kochać po śmierci taty. Od tamtego czasu jesteś jakaś... inna...

-Kochanie, nie mów tak.

-Kiedy będziemy na miejscu?

-Jeszcze jakieś 3 minuty. Majki, tam będzie dla Ciebie lepiej.

Przez dalszą drogę siedziałem cicho. Nie płakałem. Nie chciałem. Tata by tego nie chciał

-Jesteśmy-powiedziała mama i wysiadła z samochodu. Poszedłem w jej ślady. Podała mi rękę, żebym razem z nią wszedł do wielkiego, szarego budynku, ale ja chciałem wejść tam sam.

-Dzień dobry! Pani Clifford, jak mniemam? Proszę za mną-przywitał się wysoki, starszy mężczyzna.

Bez słowa ruszyłem za mamą i za tym Panem. Szliśmy wzdłuż jakiegoś korytarza. Co jakiś czas widziałem kilka uśmiechniętych dzieci. Niektóre były w moim wieku, niektóre starsze. Większość jednak to 3-latki.

-Majki, poczekaj tutaj, dobrze? Muszę załatwić z tym Panem sprawy związane z... no wiesz...-powiedziała mama i weszła do biura za wysokim mężczyzną.

Grzecznie usiadłem na krześle, które znajdowało się blisko jakiegoś wejścia. Po chwili usłyszałem krzyki dzieci i szybki tupot. Nie lubiłem takich rzeczy. Wolałem posiedzieć w ciszy i pooglądać moje kostki do gry. Czułem się tutaj nieswojo.

-Już wszystko załatwione-usłyszałem głos mamy.-To Twój nowy dom-powiedziała, po czym się popłakała.-Muszę już iść. Pamiętaj, że Cię kocham.

-Przepraszam bardzo, ale musi Pani odejść. Takie przepisy. Chłopak nie jest już Pani dzieckiem-powiedziała jakaś kobieta do mojej mamy i zwróciła się do mnie.-Mama już odchodzi. Na zawsze.

-Nieprawda. Jeśli się kogoś kocha, ten ktoś nigdy nie odchodzi.* Zostaje tutaj-powiedziałem i pokazałem na swoją klatkę piersiową. A dokładniej na miejsce gdzie znajdowało się serce.

Mama nic nie powiedziała tylko się popłakała i wybiegła z budynku.


*kocham ten cytat...

###
hejka.
jak się podoba?
troszku smutne,
ale tak chciałam.
mam nadzieję,
że nie macie mi tego za złe.
p

rzepraszam
za słabą jakość
zdjęcia w mediach.
tak.
to mały Michael i Karen.
💗💗💗

Little Rose ||M. CliffordWhere stories live. Discover now