☆9☆

44 4 3
                                    

- Bardzo mi się u ciebie podobało, Majki! - wykrzyknęła dziewczynka na pożegnanie - Mamo? - zwróciła się do Liz - Czy będę mogła jeszcze kiedyś spędzić dzień z Michaelem?

- Jeśli się zgodzi to dlaczego nie?

Rose podskoczyła szczęśliwa, po czym przytuliła mnie i pobiegła na górę. Muszę przyznać, dom państwa Hemmings nie należał do najmniejszych.

Już miałem wychodzić, gdy zatrzymała mnie dłoń Liz.

- Michael... Dziękuję... Długo nie widziałem jej takiej szczęśliwej! - w oczach kobiety pojawiły się łzy - Rosalin jest typem samotnika. Dzięki tobie zaczęła się otwierać. Dziękuję...

- Ja też zdecydowanie wolę przebywać w samotności.

- Czy... Czy mogłabym cię przytulić? Tak jak matka przytula syna?

To pytanie mnie zaskoczyło. Tak naprawdę nie wiedziałem, jak matka przytula syna. Nie pamiętałem tego uczucia.

Ale nie zabroniłem jej tego zrobić.

Liz podeszła do mnie i przytuliła. Poczułem dziwne ciepło w środku, mniej więcej w okolicy serca...

- Dziękuję - powiedziała, kończąc uścisk.

- W sprawie Rose, jestem zawsze do usług - odpowiedziałem, wychodząc.

Wsiadłem do samochodu i wyjechałem z podjazdu. Całą drogę myślałem o dzisiejszym dniu. Rose jest wspaniałą dziewczynką. Oczywiście równie mądrą, jak na swój wiek. Ta mała blondynka kompletnie jest moją bratnią albo raczej siostrzaną duszą.

Pomyślałem też o zachowaniu Liz. Gdy mnie przytuliła poczułem to dziwne coś. Coś, czego Karen nie mogła mi zaoferować przez czas, w którym mnie wychowywała. Takie matczyne ciepło.

Rozmyślając tak, nawet nie zauważyłem, że już znalazłem się przed domem.

Wchodząc do mieszkania przypomniałem sobie o liście. Od razu udałem się na górę do sypialni i w stosie śmieci, które uzbierały się na biurku odnalazłem tę kartkę i skreśliłem kolejny punkt.

Postanowiłem również, że na mecz zabiorę Rose. Ale przed tym chcę dowiedzieć się, dlaczego mała blondynka jest samotna...

***

- Co!?! - wykrzyknąłem spoglądając na wyświetlacz telefonu. Ku mojemu zdziwieniu zegar wskazywał godzinę siódmą piętnaście.

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Dzisiejsza noc była pierwszą nocą, którą przespałem. Nie męczyły mnie żadne koszmary. Wręcz przeciwnie: przyśniła mi się Stella. Wyglądała na szczęśliwą. Machała do mnie i śmiała się. Gdy do mnie podbiegła, przytuliła mnie i się rozpłakała. Mówiła, że to z radości. Usiedliśmy na ławce i dziewczyna zaczęła opowiadać. Powiedziała mi, że dostała się na wymarzone studia psychologiczne, zaadoptowała szczeniaka i że zamierza wziąć ślub z Calumem. Dziewczyna pokazała mi nawet złoty pierścionek zaręczynowy z wygrawerowanym "S+C". Bardzo się ucieszyłem z tych wiadomości. Szczęście brunetki było dla mnie bardzo ważne.

Wstając z łóżka myślałem o tym, jak wiedzie się mojej przyjaciółce w Brisbane. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Odblokowałem telefon i sprawdziłem, kto sobie o mnie przypomniał.

Nadawcą wiadomości była Stella.

Dziwnie się poczułem. Jakoś tak nieswojo, ale zacząłem czytać.

Little Rose ||M. CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz