☆24☆

18 1 0
                                    

- A jaki to przyjaciel? I o jaką moją koleżankę ci chodziło? - zapytała Rose, gdy już na dobre rozsiadła się w samochodzie (dzisiaj wyjątkowo pozwoliłem jej siedzieć na miejscu obok kierowcy).

Nie chciałem odpowiadać jej na te pytania. Przecież Nina nie była już znajomą małej Rose. Tak szczerze, to nie wyobrażałem sobie ich konfrontacji...

Przy okazji zostawiłem Liv samą w "Vives". Zastrzegała się, że to nie problem, bo przecież często zostawała sama, gdy Austin brał wolne (a podobno robił to zawsze, gdy nadarzała się ku temu okazja). Miałem ją na sumieniu, ale pomyślałem, że ten "przerywnik" dobrze mi zrobi. W prawdzie nie pracowałem tam długo, ale wiadomo o co chodzi. Po prostu wolałem nie spotykać się dzisiaj z ciemnowłosą, a dzięki Ashtonowi stało się to możliwe.

- Jak będziemy na miejscu, to się dowiesz - odpowiedziałem wymijająco, na co blondynka delikatnie się zezłościła. Ale zaraz potem jej złość ustąpiła ekscytacji.

- A czy ten twój przyjaciel jest taki fajny jak ja? A ta "moja koleżanka" to jego córka? Ma żonę? Dlaczego dopiero teraz się z nim spotkasz? Długo się nie widzieliście? Jak ma na imię?

- Jesteś dużo fajniejsza od Ashtona.

Dziewczynka zaśmiała się.

- No co? - zapytałem, zdziwiony jej reakcją.

- Zabawne. Ten pan, który był z Niną w restauracji, gdy żegnaliśmy się ze Stellą, też miał tak na imię. I też co znałeś.

Mocniej zacisnąłem dłonie na kierownicy i utkwiłem wzrok w drodze. Rose zauważyła moje zdenerwowanie. Poczułem na sobie jej palące spojrzenie. Nienawidzę okłamywać ludzi.

- Michael... - zaczęła blondynkaz lecz nie dane było jej dokończyć, bo już staliśmy pod domem Irwina.

Wysiedliśmy. Uprzednio upewniłem się, czy na pewno mam przy sobie telefon. Jakoś tak wolałem mieć go gdzieś w pobliżu. Można powiedzieć, że to tak na wszelki wypadek.

Podałem rękę Rose. Ona po chwili wahania przyjęła ją i razem udaliśmy się do drzwi małego, jasnego domku.

- Dzień dobry, panu. Hejka, Rose - na moje nieszczęście, drzwi otworzyła Nina.

***

- Kawy, herbaty? - zapytała przyjaźnie Meredith. Siedzieliśmy właśnie w salonie, a żona Irwina próbowała jakoś załagodzić sytuację. Bo nie powiem, atmosfera była bardzo, ale to bardzo gorąca.

Rose siedziała koło mnie na dosyć długiej, burgundowej sofie.  Na przeciwko nas, na równie czerwonych fotelach, siedzieli Ashton i Nina.

- Może herbata, dziękuję - odpowiedziałem i posłałem dziewczynie ciepły uśmiech, który odwzajemniła, odwracając się w kierunku kuchni.

Sytuacja była niezręczna.

Za kilka chwil do pomieszczenia weszła Meredith, niosąc trzy filiżanki. Nina i Rose nie były spragnione, więc tylko chwyciły po jednym ciastku z czekoladą i, ze spuszczonym wzrokiem, zajadały się nim.

Sytuacja była bardzo niezręczna.

- Rose, do jakiego przedszkola chodzisz? - zapytała z nieudawaną ciekawością Meredith.

- Uczę się w domu, proszę pani.

- Proszę, tylko nie "pani". Mów mi po imieniu.

Little Rose ||M. CliffordWhere stories live. Discover now