☆31☆

23 2 0
                                    

- Cieszę się, że szczerze ze sobą porozmawialiście - oznajiła Stella. - Bo rozmawialiście szczerze, prawda?

- Tak, Stell. Chyba jeszcze nigdy w życiu z nikim nie rozmawiałem o tak ważnych osobistych sprawach - powiedziałem, przytrzymując telefon ramieniem i biorąc do ręki kubek kawy.

- Na pewno nie chcesz mi zdradzić, o czym dyskutowaliście?

- Po pierwsze: dyskusja to złe określenie, a po drugie: wiesz, co znaczy tajemnica, no nie? Tajne, poufne i tak dalej.

- Okej, okej - po drugiej stronie telefonu dało się słyszeć westchnięcie. - Obiecaj mi tylko, że jeśli stanie się coś istotnego, to od razu dasz mi znać, dobrze?

Tym razem to ja westchnąłem.

- Wiesz, że jesteś u mnie na pierwszym miejscu.

- Kurde koniec! Bo się zaczniemy rozczulać i na stówę zniszczę łzami swoje notatki na historię.

Prawie że oparzyłem się ciepłą cieczą.

- Właśnie! Jak na studiach? Radzisz sobie? Jesteś jedyną staruszką na roku?

- Bardzo śmieszne, Michael. Mogę oblać pierwszy test z historii.

- Pierwszy?

- No wiesz: na studiach jestem krócej niż reszta, bo dostałam się za pośrednictwem cioci Caluma, która prowadzi tutaj wykłady o sławnych muzykach. Wiesz przecież, że papiery złożyłam dopiero w grudniu. To cud, że mnie przyjęli.

- Faktycznie, masz rację. Powodzenia, trzymam kciuki, muszę kończyć, bo nie wiem, który to już raz, ale znowu jestem spóźniony - powiedziałem w zadziwiająco szybkim tempie i rozłączyłem się tuż po usłyszeniu "cześć" po drugiej stronie telefonu.

Szybkim krokiem poszedłem do salonu i wziąłem portfel, leżący na stoliku. Potem znów udałem się do kuchni, bo zostawiłem tam komórkę. Chwilę zastanowiłem się gdzie położyłem uniform. Okazało się, że leżał sobie spokojnie w łazience. Biegiem popędziłem do auta, sprawdzając, czy aby na pewno wciąż mam w kurtce klucze. Przy okazji, gdy już byłem przed samochodem, musiałem się cofnąć, bo zostawiłem otwarte drzwi.

- Co się ze mną dzieje? Ja tylko chciałem być mniej spóźniony niż kilka poprzednich razy. A pośpiech zamiast pomóc, wszystko spowalnia, no kurde!

Po (dłuższej) chwili siedziałem już w samochodzie i odkładałem wszystko, co do tej pory miałem w rękach, na miejsce pasażera.

Jadąc do "Laury" przypomniałem sobie o bilecie na mecz, który wciąż spoczywał w tylnej kieszeni moich jeansów. Wczoraj w nocy, a raczej dzisiaj nad ranem, jak wróciłem z "Vives", wpadłem na pewien pomysł, który postanowiłem dzisiaj zrealizować.

***

- Która godzina?! -wrzasnąłem, wbiegając zdyszany do sklepu.

- Piętnaście po ósmej - odpowiedziała Olivia, spoglądając z uśmiechem w moją stronę. - Leć się przebrać.

Zmęczonym krokiem poszedłem do łazienki na zapleczu. Przebrałem się i odruchowo odłożyłem rzeczy na moją szafkę. Przy okazji zrzuciłem torebkę Liv, z której wypadł telefon i tabletki. Właśnie odkładałem jej rzeczy na miejsce, gdy nagle zauważyłem coś błyszczącego na podłodze. Schyliłem się i podniosłem naszyjnik z zawieszką w kształcie klucza.

- Zdjęła go - wyszeptałem do siebie. - To znaczy, że kluczyk spełnił swoją rolę.

Już miałem przeczytać napis wygrawerowany na srebrnej zawieszce, gdy coś mnie powstrzymało. Coś, a dokładniwj taka myśl: "jeśli dane jest ci wiedzieć, co się tam znajduje, dowiesz się". I jakoś tak nagle cała ochota mi odeszła. Włożyłem naszyjnik do torebki Liv i wyszedłem z łazienki, a potem z zaplecza.

Na moje szczęście okazało się, że Austina jeszcze nie ma. Czasem wydaje mi się, że jest tu bardziej gościem niżeli pracownikiem.

Przy ladzie siedziała ciemnowłosa i kręciła się na krześle biurowym. Miała przy tym zamknięte oczy i szeroko uśmiechniętą buzię. Wyglądała tak niewinnie, bezbronnie. Chciałbym zobaczyć ją taką roześmianą poza pracą. Właśnie!

Szybko wróciłem do mniejszego pomieszczenia i wyjąłem z kieszeni spodni bilety na mecz. Popatrzyłem na nie i przez małą sekundę się zawachałem. Co jeśli odmówi? Co jeśli pomyśli, że lituję się nad nią przez jej chorobę?

- Uspokój się Clifford - mówiłem do siebie w duchu. - To zwykłe koleżeńskie zaproszenie na mecz. Tego nie da się spieprzyć.

Jeszcze chwilę postałem, pochylając się nad szafką. Jak się okazało, dłuższą chwilę. Poczułem na uścisk ma ramiemiu i aż podskoczyłem.

- Michael, wszystko dobrze? - odwróciłem się i zobaczyłem zaniepokojoną Olivię. Poczułem coś dziwnego. Wyglądała, jakby faktycznie się mną przejęła. To było miłe.

- Pójdziesz ze mną na mecz? - wypaliłem.

Dziewczynę zamurowało. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła.

Jednak można to spieprzyć...

- Fajnie byłoby się lepiej poznać. Tutaj praktycznie wogóle nie rozmawiamy. O dziwo, mamy ogromną ilość klientów i prawie zawsze któreś z nas jest zajęte.

- To nie taki głupi pomysł. - Olivia chwyciła za bilet, który jej podałem. - Miło mi, że o mnie pomyślałeś.

To mi miło, że się zgodziłaś.

- To nic wielkiego.

- Owszem, to coś wielkiego. - Zza drzwi dało się słyszeć czyjeś kroki. - A propo naszego bralu czasu - klienci przyszli.

Dziewczyna schowała bilet do torebki i razem udaliśmy się pomóc klientom.

###
tak krótko, bo mam dużo do napisania tutaj.

PRZEPRASZAM
ogromnie Was wszystlich przepraszam.
zawiodłam Was.
czuję się podle, bo wiem
jak to jest, gdy autorka znika
na długo, nie zostawiając NIC.
nie będę się tłumaczyć, bo nawet nie mam czym.
po prostu zawaliłam.
zawaliłam po całości.
najpierw obiecuję, że wracam z dużą ilością pomysłów, a potem znikam na miesiąc...

mam do Ciebie prośbę.
jeśli wogóle mogę jeszcze o coś Cię prosić.
napisz w komentarzu co robię źle.
bardzo o to proszę.
będę Ci ogromnie widzięczna.
chcę wiedzieć na pewno,
czy jest sens brnąć w to dalej.

tylko proszę, nie odbierzcie tej prośby jako użalanie się.
ja chcę po prostu wiedzieć.

jeszcze raz:
ogromnie Was przepraszam.

i dziękuję, jeśli jeszcze tutaj jesteś

autorka

Little Rose ||M. CliffordWhere stories live. Discover now