☆26☆

16 1 0
                                    

- Spóźniłeś się - oznajmiła sucho Liv, gdy wchodziłem do "Vives".

- Przepraszam. Musiałem zrobić coś ważnego. Sprawy... rodzinne - wyjaśniłem, idąc w stronę łazienki, by tam założyć uniform.

- Mogłeś zadzwonić.

Przystanąłem, zdenerwowany tonem dziewczyny.

- Dzwoniłem. Powiedziałem, że spóźnię się kilkanaście minut.

Ciemnowłosa spojrzała na mnie. Przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ jej oczy przykrywały duże, ciemne okulary przeciwsłoneczne.

- Faktycznie - powiedziała po chwili zamyślenia. - Sory.

Bez słowa poszedłem do łazienki, by się przebrać.

Gdy z niej wyszedłem, Liv już nie było.

Udałem się w stronę wyjścia z zaplecza. W sklepie panowałaby zupełna cisza, gdyby nie muzyka wydobywająca się z głośników, powieszonych pomiędzy ciemnym sufitem a ścianami.

Nagle zza perkusji usłyszałem głośny huk. Pobiegłem szybko w tamtą stronę. Na ziemi, obok bębnów, leżała ciemnowłosa. Okulary, które spadły z jej oczu w trakcie upadku, leżały dwa metry od niej. Sama dziewczyna nie wyglądała na zbytnio obolałą. Jednak coś w jej wyglądzie było nie tak. I przyprawiało mnie to o dreszcze.

Pomogłem Liv wstać z podłogi.

- Chyba oboje jesteśmy pechowcami! - zaśmiała się, gdy stała już o własnych nogach. - Raz upadasz ty, raz ja... I musimy sobie pomagać.

- Kto ci to zrobił? - zapytałem, ignorując słowa dziewczyny. Cały czas wpatrywałem się w nią.

Liv podeszła do miejsca, w którym leżały okulary, podniosła je i założyła z powrotem na oczy.

- Przecież widziałeś, że się przewróciłam. Przy okazji uderzyłam o talerz i teraz zsiniało mi to miejsce pod okiem. Bywa - powiedziała ciemnowołosa z udawanym uśmiechem i odeszła w stronę lady. Nawet nie usłyszałem, że do sklepu wszedł jakiś klient.

Gdy Liv obsługiwała kobietę, wziąłem się za ustawienie perkusji w bezpieczniejszym kącie. Zajęło mi to dobrą chwilę. W tym czasie miałem przed oczami twarz dziewczyny. Uderzone miejsce tak od razu nie sinieje. Chciałem dowiedzieć się, o co chodzi, ale nie chciałem na nią naciskać, więc postanowiłem, że poczekam.

- Michael, możesz mi pomóc? - usłyszałem wołanie Liv dochodzące z zaplecza. Udałem się za głosem i wszedłem do mniejszego pomieszczenia.

Tam, przy stercie papierów, stała dziewczyna. Podszedłem do niej i spojrzałem na zawalony stolik.

- Pomógłbyś mi powypełniać te gwarancje? Jest ich trochę dużo. Sama nie dam rady. Zostawię otwarte drzwi i jak ktoś przyjdzie to go usłyszymy - wyjaśniła ciemnowołosa, podając mi długopis.

Nigdy nie wypełniałem gwarancji. Mogło być ciekawie.

***

- Widzimy się jutro! Austin powinien już być - pożegnała się ze mną Liv, gdy wychodziliśmy z "Vives".

W trakcie pracy z gwarancjami przyszło może z siedem klientów, ale nie przeszkadzało nam to w rozmowie. Ponieważ takowej nie było.

Dziewczyna znowu zamknęła się w sobie i nie odzywała się do mnie aż do zakończenia pracy. Wtedy tak jakby nigdy nic uśmiecha się i radosna odchodzi.
W ciągu całego dnia zamieniamy ze sobą tylko kilka zdań i na tym koniec. Możliwe, że to ja robię coś źle. Albo przeszkadza jej to, że po prostu jestem. Nie wiem.

Little Rose ||M. CliffordTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon