☆6☆

49 7 3
                                    

***

- Dlaczego to robisz?

- Podoba mi się to.

Podszedłem do nastolatki i chwyciłem jej podbródek tak, aby teraz patrzyła w moje oczy.

- Co myślą o tym twoi rodzice?

- Nie kochają mnie, więc się mną nie przejmują. Ty też nie powinieneś!

- Posłuchaj...

- Nie! Odejdź! Zostaw mnie w spokoju!

Dziewczyna wyrwała mi się i pobiegła przed siebie. Ja nie biegłem za nią. Nie mogłem. Z moich ust wydobywało się ciche nawoływanie. Nie potrafiłem krzyknąć. Gdy dziewczyna skoczyła w przepaść, rozpłakałem się. To była moja wina.

***

Spojrzałem na zegarek. Wskazywał godzinę trzecią piętnaście. Nienawidziłem koszmarów. Nawiedzały mnie od jakiegoś czasu. Po nich zawsze budziłem się zlany zimnym potem.

Wiedząc, że już nie zasnę, wyciągnąłem z szafy czarne jeansy, białą koszulkę z logo Iron Maiden, szarą bluzę z kapturem i udałem się do łazienki.

Ubrałem się i zszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej wodę niegazowaną. Nie miałem ochoty na nic do jedzenia. Usiadłem na krześle i, popijając wodę, odblokowałem telefon. Zauważyłem pięć nieodebranych połączeń. Nie znałem tego numeru.

Zaciekawiony zadzwoniłem pod numer wyświetlony na telefonie.

Usłyszałem trzy sygnały po czym ktoś podniósł słuchawkę.

- Michael? Michael Clifford? - usłyszałem kobiecy głos.

- Tak. Dzwoniła pani.

- Tak... Dzwoniłam... Z tej strony Victoria, mama Vanessy. Pamiętasz ją?

- Tak! Jak miło znów panią słyszeć! Te lata, w których odwiedzała mnie pani z Vanessą! Najlepsze sąsiadki.

- Ja... Vanessa...

- Co się stało? - zapytałem wystraszony tonem kobiety.

- Vanessa popełniła samobójstwo.

- C-co!!! A-ale jak to?

- W szkole poniżali ją, a ona po prostu nie wytrzymała tej presji ze strony rówieśników. Przepraszam, muszę kończyć - powiedziała Victoria i odłożyła słuchawkę.

Nie mogłem uwierzyć. To nie mogła być prawda. Nie, nie, nie!

***

- Nigdy więcej, proszę... - wyszeptałem, wycierając kropelki potu z czoła.

Jeszcze chwilę leżałem w łóżku po czym wstałem i sprawdziłem telefon. Godzina piąta osiemnaście, zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. Kolejny koszmar.

- Muszę kupić jakieś tabletki nasenne - powiedziałem do siebie, szukając ubrań w szafie. Dla bezpieczeństwa wolałem założyć coś zupełnie innego niż w tym koszmarze.

Wyjmując z szafy burgundową bluzę i granatowe rurki przypomniałem sobie o spotkaniu z Rose. Nie miałem nastroju do zabawy, ale nie mogłem odmówić dziewczynce. Ta mała totalnie zawróciła mi w głowie.

***

- Majki! - zawołała blondynka, biegnąc w moją stronę.

Przytuliła się do moich nóg. Dopiero teraz zauważyłem, że sięga mi ledwo do połowy ud.

- Część Rose! - odpowiedziałem, czochrając dziecko po blond włosach.

- Dzień dobry, nazywam się Liz Hemmings i jestem mamą Rosie - przedstawiła się kobieta w średnim wieku.

- Miło mi. Jestem Michael Clifford.

- Córka dużo o panu mówi. Jest panem zafascynowana. Szczerze mówiąc, myślałam, że Michael jest chłopcem w jej wieku - odparła kobieta, uśmiechając się przyjaźnie.

- Mamo! Idź już! Chcę się pobawić z Majkim! - krzyknęła Rose.

- Rosalin, masz być grzeczna! Przyjdę po ciebie za kilka godzin.

- Emm... Jeśli to nie problem, mogę odwieźć małą do domu.

- To bardzo miłe z pana strony. Mówią, że tylko gwałciciele i pedofile biorą się za dzieci, ale pan wygląda na uczciwego. Madison i Luke również mówili o panu jako o zaufanej osobie.

Liz była kobietą szczerą. To można było zauważyć od razu. A słowa, które wypowiedziała przed chwilą tylko mnie w tym utwierdziły.

- Proszę - pani Hemmings podała mi swoją wizytówkę, na której widniał jej numer i adres.

- Dziękuję. O której mam zwrócić Rose?

- Czy pasuje panu godzina szesnasta?

- Oczywiście.

- W takim razie: miłej zabawy.

###
hejka.
przepraszam,
że rozdział dodaję dopiero dzisiaj,
ale naprawdę nie miałam
na niego weny.
co pewnie widać...
mam nadzieję, że
jeszcze jesteście,
i że nie
zniechęcam Was
do czytania.
do następnego!

Little Rose ||M. CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz