#83

101K 4.1K 2.9K
                                    

-O co chodzi?- zapytałam po raz setny tego wieczoru, kiedy samochód Aarona przemierzał ulice West Richmond Falls. 
-To tylko głupi telefon- mruknął mężczyzna. Jego twarz była wyprana z emocji, mięśnie na twarzy napięte a oczy nagle zaszły mgłą. 
Nie podobała mi się ta odpowiedź. Było w niej coś, co kazało mi wierzyć, że to jest bardzo poważna sprawa. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się jak dotrzeć do niego, żeby mi powiedział. Coś nie tak z Medertith? Z chłopakami? Przełknęłam głośno ślinę, wychylając się pomiędzy siedzenia. Natarczywie patrzyłam na mojego ochroniarza, licząc że coś mi powie. 

-Reed, odpuść- powiedział.- Nic ważnego. 
Wyprostowałam się, opierając plecy o oparcie. Cholernie mi się to nie podobało, bo byle jaka wiadomość, nie wywołuje takiej reakcji. Już miałam coś powiedzieć, próbować kolejny raz, kiedy usłyszałam znany szczęk metalu a moim ciałem szarpnęło. Aaron, nie zdążył nawet przekląć, kiedy nasz samochód zaczął tańczyć na środku drogi. Z mojego gardła wydostał się przerażający krzyk, auto wirowało a pasy boleśnie wpijały się w moje żebra. Przez krótkie sekundy, w mojej głowie pojawił się obraz wypadku sprzed lat. Tym, w którym omal nie straciłyśmy życia z mamą. 
Przez szyby, widziałam światła samochodu, który pojawił się znikąd i w nas uderzył. Mężczyzna, który wciąż nie odzyskał panowania nad wozem, mówił coś do mnie, ale kompletnie nie wiem co. Wszystko mnie bolało, uciekało sprzed oczu a najmniejszy ruch, który chciałam wykonać z własnej woli, był dla mnie bolesny. Niech się to skończy, błagam!
Kolejne mocne szarpnięcie, spowodowało, że ściemniało mi przed oczami. W tylne drzwi, od strony kierowcy wbił się metalowy słup. Wszystko ucichło, uspokoiło się, nic nie wirowało i cały świat zamarł.
A może, to po prostu ja nie żyję?



DIEGO POV


-Nawet mnie nie wkurwiaj- krzyknął William, kiedy po raz kolejny odmówiłem mu jakichkolwiek działań na własną rękę.- To moja dziewczyna i kurwa nie będę tu siedzieć, kiedy ktoś ją przetrzymuje!

Złość, jaka w nim siedziała rozsadzała mojego SUV'a. Jego policzki pobladły, ale w momencie kiedy zaczął się złościć nabrały czerwonego koloru. 

-To nie jest takie proste, Will!- odkrzyknąłem, modląc się aby metalowa puszka nie przepuszczała dźwięków na zewnątrz.- Mamy coś do roboty a poza tym, nie mogę puścić cię samego!

-Wali mnie to!- odparował, nachylając się do przodu. 

Chwycił moją koszulkę, przyciągając mnie bliżej siebie. Oddychał ciężko, oczy mu błyszczały a po czole spływały kropelki potu.  

-Jadę. Tam. Natychmiast. Rozumiesz? 

Stawka była wysoka. Życie i bezpieczeństwo kogoś kogo kocha. Świetnie to rozumiałem. Ale nie poślę go w nieznane, tylko dlatego, żeby mógł ją uratować. Tym bardziej wiem, że nie będzie tu z niego żadnego pożytku. Jest zbyt przejęty i wkurzony. Drzwi od mojej strony otwierają się. Momentalnie zerkamy na przybysza, którym okazuje się zziajany Matt. 
-Cholera, dostałem telefon...-wydyszał, opierając się dłońmi o dach. Nie wiem jak szybko biegł, ale musiał chyba przekroczyć prędkość światła, skoro nagle się tak zdyszał.- Jak widzę, wy też...

Ta sytuacja nie mogła być gorsza. 

-Haeven Park?- zapytałem, aby się upewnić. 

-Katt- odpowiedział, patrząc jak DeVitto zaciska pięści na mojej koszulce. 
-By to szlag- krzyknąłem wkurzony. 

Wiece jak to jest, kiedy misternie coś obmyślacie, planujecie i poświęcacie temu cały swój czas a w efekcie końcowym, nawet nie możecie zacząć działać? No właśnie. 

Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]Where stories live. Discover now