#10

154K 7.4K 3.8K
                                    


-Ooo proszę, proszę- po twarzy blondyna przechodzi cień uśmiechu- Czyżby sam Pan Buntownik uraczył nas swoją obecnością?

Archer ściąga powoli okulary przeciwsłoneczne z nosa, i wiesz je na koszulce, sprawiając że pod ciężarem przedmiotu, materiał zjeżdża w dół. Jest wraz z trójką nieznanych mi chłopaków, chodź może to oni stali z nim na parkingu, kiedy upokorzył mnie przed znacznym gronem szkolnej społeczności. Przenoszę swoje spojrzenie na nietknięte jedzenie przede mną.
-Nie pochlebiaj sobie Cross- w jego głosie słychać irytację- Gdybym chciał oglądać Twoją parszywą gębę, dodałbym jej najpierw coś od siebie.
Spoglądam na przyrodniego brata, na twarzy którego maluje się obraz "Wiesz o co mi chodzi". Matthew zaciska usta, ale jak dotąd nie odwrócił się do swojego rozmówcy.

-Mógłbyś z łaski swojej pozwolić mi i Reed zjeść lunch?

Zielone oczy Archera leniwie przenoszą się na mnie. Nie mogę na niego patrzeć. Mam wrażenie, że wyczyta ze mnie, co robiłam w jego pokoju. Sięgam palcami po frytkę i wpycham ją sobie do buzi, żeby ukryć swoje zmieszanie. 

-Panna Di'Laurentis we własnej, jakże marnej osobie- mruczy, przeciągając ostatnie slaby.
Przechodzi mnie dreszcz.
 Czy w tej chwili może nas wszystkich pozabijać? Czy ma jeszcze jedną spluwę, ukrytą za paskiem dżinsów, przysłoniętą czarnym podkoszulkiem? Czy jego znajomi, posiadają broń. Przed oczami mam mroczki a w głowie pojawia się tępy ból.
-Archer- silę się na obojętny ton- Po prostu sobie idź.

Kącik jego ust unosi się ku górze.

-Nie będziesz mi mówić, co mam robić.
-Idź sobie- Matthew odwraca się i wstaje. W zaskakująco szybkim tempie znajduje się obok agresora. Są prawie tego samego wzrostu, ale mam wrażenie, że gdyby doszło do rękoczynów, to Mat wylądował by na intensywnej.

Nieznacznie potrząsam głowa odganiając od siebie nieprzyjemna wizję szpitala, bezwładnego i pokiereszowanego ciała w białej pościeli, cicho pikających maszyn i zapachu środka odkażającego.

-Bo co mi zrobisz?- pogarda przecieka przez to pytanie, a ja chwytam mocno blat stołu.
-Przepraszam, czy coś się stało?- wtrąca się kelnerka, która przy nich dwóch wygląda jak laleczka. Jej starannie zaczesane włosy błyszczą w świetle halogenów.
-Nic Jennifer- odpowiada mój o zgrozo, przyrodni braciszek i obdarza dziewczynę czarującym spojrzeniem- Mała, przyjacielska pogawędka.

-Na twoim miejscu, nie pochlebiał bym sobie, co do naszej przyjaźni- mówi Mat beztrosko, a ja parskam mimowolnym śmiechem.
Cała banda niebezpiecznych facetów, patrzy z ukosa na mojego znajomego, a sam Archer wydaje się być zaskoczony, lecz szybko odzyskuje swoją formę. Klepie Matthewa, po policzku mówiąc coś pod nosem, po czym wraz z ekipą, przechodzą na sam koniec sali. Wkrótce, pracownica odchodzi a Mat siada na swoim miejscu. W jego oczach tańczą dziwne iskierki.
-Jedz mała- zwraca się do mnie- Jedz, zaraz wracamy.

Nie dziwi mnie to, że namawia mnie do skończenia posiłku. Dziwi mnie, jak mnie określił.
W pośpiechu kończę frytki, chodź nie mam najmniejszej ochoty na jedzenie. Nietknięty hamburger wyląduje wkrótce w koszu. Kiedy wychodzę, czuję na sobie wzrok Archera, ale nie mam odwagi się odwrócić. Siadam do samochodu. Wracamy w ciszy, ponieważ ani ja ani on nie mamy najmniejszej ochoty wracać do tego tematu.


***

Po kolacji siedzę w swoim pokoju, próbując odrobić zadania domowe. Wcześniej, pan Hale wyjaśnił mi, gdzie znajdę bibliotekę. Będę zmuszona wybrać się tam w najbliższym czasie.
-Tylko nie radziłbym Ci, zapuszczać się w tamtą stronę, kiedy się ściemni- poradził- Tamtejsza okolica, robi się niebezpieczna po zmroku.

Kiedy zegar wybija 22, postanawiam wziąć prysznic. Staram się nie myśleć o niebezpieczeństwach, związanych z sąsiadem mojego pokoju. Będę musiała zamykać drzwi na klucz. Gorąca woda zmywa ze mnie, wszystkie koszmary dnia. Wpadam w lepszy nastrój i zaczynam cicho śpiewać, najgłupsze wersy piosenek, jakie znam. Potem, dokładnie wycieram swoje ciało i wciągam na siebie piżamę. Wypadam z łazienki w dobrym humorze. Kiedy mój wzrok napotyka Archera, z mojego gardła wydobywa się chichy krzyk. Mój przyrodni brat, ubrany tylko w czarne dresowe spodnie, opiera się o framugę drzwi, prowadzących do piekła. Czytaj: jego pokoju. Z założonymi rękami, lustruje moje ciało. Mam na sobie szaro różowe szorty i opinającą bokserkę. Nie podoba mi się jego wzrok.
-Całkiem ładnie wyjesz pod prysznicem- odzywa się po chwili.

Jego mięśnie napinają się pod wpływem najdrobniejszego ruchu. Ma piękne ciało.

-Taa..-mruczę- Co tu robisz?
-Mieszkam-odpowiada szybko- Nie przypominam sobie, żebyśmy posiadali koty. Kiedy usłyszałem ten przeraźliwy jazgot, uznałem, że ktoś zarzyna biedne stworzenie w łazience. Ale to tylko ty..
Patrzę na niego, jak na idiotę. Może nie mam wielkiego, białego głosu, ale nie brzmi on, tak jak to opisuje ten dupek. Chciałabym po prostu przejść i czmychnąć do swojego pokoju, ale nogi mam jak z ołowiu.
-Ciekawi mnie tylko- zastanawia się, a ton jego głosu jest aksamitny i cholernie seksowny- Jęczysz podobnie w łóżku?
Otwieram szeroko oczy ze zdumienia. Nie mogę uwierzyć, że powiedział coś takiego. Poruszam ustami, chcąc coś odpowiedzieć, ale nie mam pojęcia, co mam powiedzieć. Pewnie wyglądam jak ryba. Chłopak, pokonuje dystans między nami, i staje naprzeciw mnie. Cholera, moja ostatnia szansa ucieczki, przeminęła w tej chwili.
Chwyta delikatnie mój podbródek, unosząc go do góry. Jego dotyk odbiera mi resztki zdrowego rozsądku. Intensywnie wpatruje się w moje oczy. Wdycham jego oszołamiający zapach,  modląc się, żeby to nie był ostatni raz, kiedy wciągam powietrze.

-Mógłbym teraz zrobić z tobą wszystko-oświadcza szeptem- Mógłbym zrobić wszystko, na co miałbym ochotę, wiesz o tym prawda?

Przeraża mnie jego ton głosu. Mimo sensu tych słów, nie czuje w nich agresji, tak jak ostatnio.

-Świetnie- na jego twarzy widnieje arogancki uśmieszek- Powiedzmy, że nie zrobię ci krzywdy, skarbie.
Na dźwięk tego słowa, moje wnętrzności podjeżdżają mi do gardła.
-Jeśli chcesz być względnie bezpieczna, nie wchodź mi w drogę, nie zadawaj pytań, na które odpowiedzi nie chcesz znać- zniża się jeszcze bardziej- Nie węsz, skarbie. Nie warto.
Zastanawiam się czy coś wie. Oby nie. Jednak w tym samym momencie czuję, jego usta na mojej szyi. Składa krótki, delikatny i i pominąwszy okoliczności i całą resztę, bardzo przyjemny pocałunek na mojej nagiej skórze. Odsuwa się i nie patrząc na mnie, odwraca się i idzie do swojego pokoju. Obserwuję jego znikającą sylwetkę, dostrzegając na jego łopatce tatuaż. Jestem jednak zbyt oszołomiona, żeby zanalizować, co to jest.

I co do cholery, miało to wszystko znaczyć.



====

Trochę dłużej niż zwykle ;)

Zabawa dopiero się zaczyna! Pozdrawiam :*

I dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlenia ^^



Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz