#5

162K 6.8K 4.9K
                                    


-Reed Jennifer DiLaurentis- usłyszałam zaraz po przekroczeniu progu domu. Głos należał oczywiście do mojej matki.
-Ciebie też miło widzieć mamo?- zaczęłam niepewnie ściągając buty.

W tym momencie wkroczyła na korytarz i zlustrowała mnie wzorkiem.

-Płakałaś?- zdziwiła się a ton jej głosu wyrażał troskę.
-Nie.

-Widzę twoje oczy..- zaczęła, ale gestem ręki nakazałam jej przestać drążyć temat. Wyminęłam ją i poszłam do kuchni.
-Co na obiad?- swoim starym nawykiem zaczęłam podnosić pokrywki, a z garnków dobiegał mnie cudowny i kojący zapach warzyw, mięsa i przypraw.
-Mieszanka wszystkiego co znalazłam w lodówce. Nie chciało mi się jechać do sklepu.
Zaczęłam nabierać na talerz wymyślnie przygotowaną potrawę.  Położyłam go na wyspie kuchennej, usiadłam na barowym krześle i znużyłam łyżkę w potrawie. Chyba nie jestem głodna..
-Co to za chłopak, który odprowadził cię do domu?

-Kolega. Poznaliśmy się na zajęciach- odparłam, mieszając bez entuzjazmu jedzenie.
-Boże kochanie!- wykrzyknęła. Nachyliła się nade mną z wyraźnym entuzjazmem- Pierwszy dzień w nowej szkole, a ty już poznajesz przystojnych kolegów! Jaki jest? Kiedy go poznam?
-Maaamooo..- jęknęłam, przeczesując czarne włosy palcami.
-Aha, czyli teraz będziesz zgrywać niedostępną córeczkę, która nie przedstawia swoich kolegów starej matce i wymyka się w nocy na randki?
-Tak dokładnie. Planuję również wagarować, zrobić sobie tatuaż na pupie i wygrać cating do magazynu Playboya.- zażartowałam starając się, aby mój głos brzmiał poważnie.

-A powiedz mi jeszcze jedno..-zaczęła, śmiesznie marszcząc brwi. Czyżby pomyślała, że na prawdę nad tym myślę?

-Może powiem, może nie- grałam swoją dziwną rolę, nieustannie bawiąc się jedzeniem.

-Najpierw zrobisz tatuaż czy rozbieraną sesję?

-Mamo!- krzyknęłam. Gdybym miała w ustach tą zupę, na pewno bym się zadławiła.- Jesteś niemożliwa.. i trochę obrzydliwa.

Roześmiała się szczerze, głaszcząc mnie po policzku. Kocham tą kobietę najbardziej na świecie. Życzę wszystkim, aby mieli takie matki.
-No co?- zapytała przewrotnie. Czułam się jak bym rozmawiała z rówieśniczką.

-Jaki dajesz przykład dziecku?- roześmiałam się a ona zawtórowała mi. Kiedy się uspokoiłyśmy popatrzyła na mnie poważnie, po czym powiedziała:
-Poznam go czy nie?

-Jejku..- przewróciłam oczami- To tylko Matt. Gadaliśmy trochę, odprowadził mnie żebym się nie zgubiła. To tyle.

-I tak go poznam.- stwierdziła, po czym zaszczyciła swoim spojrzeniem nietknięty obiad.- Musisz to zjeść, wiesz o tym?
Pokiwałam głową i zbliżyłam łyżkę z potrawą do ust. Była już chłodna, a zdecydowanie bardziej wolałam gorące.  Nie byłam głodna. Nie chciałam nic jeść. Nie miałam ochoty. Kiedy tylko moja rodzicielka wyszła, wylałam jedzenie do zlewu. Cóż, wiem że to nie jest dobre rozwiązanie.

****
Do późna próbowałam ogarnąć materiał. W mojej starej szkole, nie braliśmy jeszcze niektórych tematów, dlatego wieczór spędziłam z biologią i matematyką. Na szczęście miałam z głowy literaturę, ponieważ byłam do przodu a z historii będę na bieżąco. Koło godziny dziesiątej,  postanowiłam wziąć prysznic. Wyszłam na korytarz  i o mało nie dostałam zawału. Pod moimi drzwiami stał Archer. Wydał się lekko zaskoczony, że wyszłam, ale na jego twarzy szybko pojawił się złośliwy uśmieszek.

-Co ty tu robisz?- zapytałam lekko zdenerwowana

-A co ty tu robisz?

-Mieszkam tu- odpowiedziałam

-Jeszcze. Nie na długo.-  prychną

Wzruszyłam ramionami.
-Co ja ci zrobiłam, że tak mnie nienawidzisz?- usłyszałam swój głos.  Raczej nie spodziewałam się, że wypowiem te słowa na głos. Obym nie żałowała.
-Czekaj niech pomyślę..-udał że się zastanawia- Pojawiłaś się tutaj. Urodziłaś się.  Żyjesz.
-Nie uważasz, że powinniśmy dojść do porozumienia, skoro mieszkamy razem pod jednym dach..- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ gwałtownie złapał mnie za ramiona i przyszpilił do drzwi. Wystraszyłam się i z moich ust wydobył się niekontrolowany jęk. Jego dłonie były strasznie zimne, na co moja rozpalona skóra źle zareagowała.

-Słuchaj no laleczko- przybliżył twarz do mojej. Poczułam się jak bym była szykanowanym przez mięśniaka kujonem.- Nie mam ochoty na żadne porozumienia, ugody czy jak to tam nazwiesz!- jego głos był zachrypnięty a intensywnie zielone oczy wpatrywały się we mnie- Masz zniknąć z mojego życia, zapakować swoje rzeczy i wyjechać. Zabieraj się stąd, rozumiesz? Chcesz wszystko zniszczyć, prawda? Jeśli chcesz żeby twoja matka była na prawdę szczęśliwa, to to zrobisz! I najlepiej, zabierz ją ze sobą.

Patrzyłam na niego w osłupieniu. To najdłuższa jego wypowiedź w moją stronę. Z drugiej jednak strony on mnie straszył, a to mi się bardzo nie podobało.

-A jeśli..-zaczęłam niepewnie- Jeśli tego nie zrobię?

-Zrobisz.

-Nigdy w życiu się na to nie zgodzi.- odparłam- Poza tym, moja mama i twój ojciec się kochają. Będą ze sobą mieszkać i będą ze sobą razem żyć, czego ty nie rozumiesz!?- podniosłam głos lekko zirytowana. Zachowywał się jak rozkapryszona panienka. Całkiem przystojna rozpieszczona panienka. Boże, co ja wyprawiam!

Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę a intensywny kolor zielonych oczu onieśmielał mnie. Mimo wszystko starałam się utrzymać kontakt wzrokowy. Poczułam chęć odkrycia, co kryje się za tym spojrzeniem. Ostry zapach jego perfum drażnił moje nozdrza.

-Wynoś. Się. Stąd.- wycedził przez zaciśnięte zęby. Jego uścisk zaczynał być coraz bardziej nieprzyjemny.

-Puść mnie. To boli.

-Jeśli masz chodź odrobinę rozumu, to zrobisz to. Wyjedziesz stąd. Jak najszybciej.

-Bo co!?

Irytował mnie i miażdżył moje kości. Boże, ile on musi pakować!

Nachylił się jeszcze bliżej, tak że owiewał swoim oddechem moja twarz. Drgnęłam.

-Jeśli nie chcesz stracić życia..zrobisz to.

Ścisną mnie jak najmocniej, po czym gwałtownie puścił. Odszedł, a ja próbowałam odzyskać równowagę. Kiedy mi się to udało, potarłam delikatnie ramiona. Wciąż czułam jego uścisk. Zostaną siniaki. Na drżących nogach poszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic. Ciepła woda mieszała się z moimi łzami. Traktował mnie tak podle, tak strasznie..a przecież nic mu przecież nie zrobiłam.
Po okołu czterdziestu minutach wróciłam do pokoju przebrana w piżamę. Czułam w nim dziwny zapach. Taki, który poczujesz raz i już nigdy nie zapomnisz. Wskoczyłam pod kołdrę i przytknęłam twarz do poduszki. Zapach nasilił się, a ja wertowałam w głowie jego definicję.

O słodkie Dzieciątko Jezus!

Już wiem, co to jest.

Zapach perfum.

Archer.




Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz