Jego słowa mnie przerażały. Ale on, wypowiadał je tak, jakby to był chleb powszedni. Archer natomiast nabrał powietrza w płuca i powoli je wypuścił, jakby to pomogło mu w analizie zaistniałej sytuacji. Wiedziałam, że martwi go to, czy aby na pewno przyjaciele jego braci, są im wierni. Stawka była zbyt wysoka, aby móc dużo ryzykować. 

-Jeśli Evan wygra ten głupi wyścig, będę miała przekichane. Jeśli go przegra, zemści się na wszystkich- stwierdziłam sucho.- Sama nie wierzę, że to mówię, ale chyba faktycznie.. to się ma prawo udać. 

Nasze spojrzenie się skrzyżowało, a w oczach Archera zobaczyłam coś w rodzaju bólu. Nie wiedziałam, skąd to się bierze i co oznacza. 

-Evan musi żyć w przekonaniu, że wyścig się odbędzie. Ale on nie zdąży na niego dotrzeć- powiedział triumfalnie Cross- w międzyczasie wybuchnie jakiś magazyn i przypadkowo, zginą jego ludzie. 

To. Było. Straszne. 

-Porozmawiam o tym z Diego- zaręczył Archer, nad wyraz spokojnie.- Może wymyśli coś lepszego? Zobaczymy..

Nie wiedziałam, czemu nagle zmienił zdanie. Matt, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale nie odezwał się. Skinął tylko głową, po czym pożegnał się i wyszedł. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, nastała głucha cisza, która jednak po paru minutach przerwał mój przyrodni brat. 
-Wiesz, że to polega na tym- podszedł do mnie, siadając obok.- Życie albo śmierć. Tak to działa. 

Pokiwałam głową, zagryzając mocno wargę. 

-Nie chcę, żebyś brała w tym udział- założył za moje ucho, niesforny kosmyk ciemnych włosów. Jego palce przypadkowo musnęły skórę na moim policzku, przez co momentalnie poczułam lekki dreszcz. 

-Też nie chcę, żebyś brał w tym udział- uśmiechnęłam się delikatnie. 

Zaśmiał się cicho. Pachniał żelem do mycia ciała, miętową pastą do zębów i czymś niezidentyfikowanym, czym pachnie każdorazowo. 
-Biorę w tym udział już jakiś czas i nie mogę się wycofać- jego dłoń spoczywała na moim policzku, jednak palce gładziły lekko skórę za uchem.- Ale ty masz to cholerne szczęście, że nie wiążesz się z tym szjastwem. Dlatego wybierz mądrze.

-A jeśli...-zaczęłam, zacinając się.- Jeśli coś ci się stanie? Nie będę mogła siedzieć cicho i nie zareagować. 

-Reed, wystarczy że moje życie jest przejebane- jego usta znalazły się na czubku mojego nosa.- Twoje takie nie będzie. 

-Więc jakie będzie nasze życie?- zadałam to pytanie trochę pod wpływem emocji. Byłam ciekawa co mi odpowie. Przez jakiś moment, byłam nawet gotowa rozwalić ten ślub, nawet jeśli moje podejrzenia będą bezpodstawne. U jego boku, tak na prawdę nie będę mieć stabilnego życia. Więc czy warto?
-Nie wiem- mruknął.- Ale mogę ci obiecać, że nie pozwolę cię skrzywdzić. 

To mówiąc, złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. 


***

Chociaż starałam się nie myśleć o obecności swojego biologicznego ojca na ślubie, w nocy tuż przed tym, jak zasnęłam do głowy wbiła mi się pewna straszna myśl. Gwałtownie wstałam i usiadłam wśród miękkich poduszek. Zapaliłam nocną lampkę, nawinie łudząc się, że to rozgoni mój strach. Wszczepiłam zimne palce we włosy, głośno oddychając. Jeśli on przyjedzie na wesele, które rozwali się na parę minut przed ceremonią, będzie światkiem sromotnej porażki życiowej mojej rodzicielki. Zostanie upokorzona przed tym, kto sam ją zostawił parę lat temu. Czy mogę jakoś zapobiec tej katastrofie? Czemu Garet musiał odezwać się akurat teraz?! Dlaczego zależy mu na spotkaniu ze mną? Odrzuciłam kołdrę na bok, uważając aby nie obudzić śpiącego obok Archera. Sama się zdziwiłam, że mój wcześniejszy wyskok go nie obudził. Na palcach wyszłam z pokoju, zamykając cicho drzwi. Na końcu korytarza spała mama i Adam, pogrążeni i bezpiecznych snach, zsyłanych przez Morfeusza. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, kiedy pomyślałam, że Jennifer nie jest jedyna kobietą w jego życiu. Zeszłam po schodach, które wydawały raz po raz charakterystyczne skrzypnięcia. Zapaliłam światło w kuchni, a moim oczom ukazał się brązowy notatnik mamy. Liczyłam, że zostawiła go tu, gdzie wcześniej. Podeszłam do wyspy kuchennej siadając na barowym krześle. Przysunęłam notatnik do siebie, otwierając go. Były w nim głównie terminy i numery. Zaczęłam wyszukiwać dobrze znanego imienia. Po krótkich poszukiwaniach, odnalazłam rząd cyferek przy nazwisku takim jak moje. Westchnęłam cicho, długo wpatrując się w liczby. Dla pewności, jeszcze raz zerknęłam na listę gości. Niestety, mój "tatuś" potwierdził swoją obecność i wiedziałam, że muszę to zmienić, dla jej dobra. Chwyciłam telefon leżący na brzegu i wystukałam odpowiednie cyferki. Zanim jednak przycisnęłam zieloną słuchawkę, miałam wiele wątpliwości.  Przede wszystkim było już bardzo późno a po drugie, własnie miałam rozmawiać z ojcem, z którym nigdy nie zamieniłam nawet jednego słowa. Jak mam się zachować? Przełknęłam głośno ślinę. Zaczęło robić mi się zimno, więc zdecydowanym ruchem nacisnęłam przycisk i przyłożyłam aparat do ucha. Im szybciej, tym lepiej.  Najgorsze było oczekiwanie. W słuchawce, słychać było ten jednostajny, wkurzający dźwięk a moje wnętrzności skręcały się coraz bardziej, z każdym takim odgłosem. Powiedzieć że się stresowałam, to mało. Byłam przerażona. 

Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz