Jeśli Reed jest w środku, powinni wzmóc ochronę. Ktoś powinien obserwować teren, aby reakcja była szybsza. W tym momencie, zacząłem się zastanawiać, czy dziewczyna może być tutaj. Są trzy opcje:

1.Jest, ale ci idioci próbują uśpić naszą czujność

2.Nie ma jej, a za wtargnięcie do tego budynku bez powodu, czeka nas mała jatka

3.Ona tam jest, ale nie wszyscy o niej wiedzą

Archer bez zbędnych ceregieli wtargnął do środka, a za nim podążyliśmy my. Diego, którego na akcjach nazywamy Hectorem, kiwnął głową na znak. Rozdzieliliśmy się. On i Will, zostaną tutaj, ja i Hale spróbujemy odstać się do podziemi a Mike i Carter przeczeszą górę. Przechodziliśmy ostrożnie przez kolejne zaciemnione pomieszczenia. Jeśli chcecie do czegoś to porównać powiem tak. Wyobraźcie sobie, że spacerujecie po budynku szkoły z naładowanym pistoletem w ręce, po lekcjach. Zabawnie, prawda? Na prawdę nie wiem, po co im ten stary budynek, ale nie mnie oceniać. W końcu, znaleźliśmy schody w dół. Do naszych uszu dobiegły odgłosy strzelania. Ktoś wykrył naszą obecność. Ruszyliśmy biegiem po krętych schodach. Korytarz miał kilka drzwi, które wyglądały dokładnie tak samo. Rozglądnęliśmy się. 
-Popierdoleńcy- mruknął Archer. 

Zgodziłem się. Wolę nie wiedzieć, co kryje się za tymi drzwiami. Ale to coś więcej, niż tylko piwnica. Strzały na górze ucichły, by po chwili znowu uraczyć nas kakofonią dźwięków. Hale, zaczął sprawdzać każde drzwi. Było tu bardzo cicho, więc zaczynałem wątpić w obecność ciemnowłosej. I wtedy, jakby na moje zamówienie, pomiędzy odgłosami strzałów, do naszych uszu dobiegł przerażony krzyk.  

Spojrzałem w tamtą stronę, nie wiedząc czy się cieszyć czy nie. Mój przyjaciel, zrobił to samo. Powoli, na jego twarzy malowała się furia i chęć zniszczenia. Nie byłem w stanie go pohamować, ale w moim ciele, również wzmógł się gniew. Ruszyliśmy w tamtą stronę a im bliżej tych konkretnych drzwi, tym wyraźniejsze stało się łkanie. Nawet jeśli to nie DiLaurentis, należy pomóc. 
Stanęliśmy przy drzwiach, odliczając cicho.
Raz.

Dwa.

Trzy.

Barkiem pchnąłem drzwi, celując pistoletem ku górze. Na równi z otwieranymi drzwiami, wystrzeliłem. Diego nauczył mnie, gdzie celować najlepiej, by wydać strzał ostrzegawczy. Należy unikać celowania w miejsca, które najczęściej zajmują lampy i ludzie. To nawet logiczne. Jeśli trafisz w lampy, zgaśnie światło. Twój przeciwnik jest górą, ponieważ zna teren lepiej niż ty. A ludzie...to wiadomo. Archer zrobił to samo zaraz po mnie. Dziewczyna pisnęła przerażona.

Obserwowałem, jak nad biedną, wystraszoną i spanikowaną Reed wisiał nie kto inny jak Evan Wood. Kawał drania. 

-Co jest, do cholery- warknął, oglądając się. 

Archer sprawnym ruchem, chwycił go za ubrania i podniósłszy, zrzucił na podłogę.

-Ty chory sukinsynu- splunął.- Jeszcze raz ja tkniesz, to przysięgam, powieszę cię za jaja. Zaczęła się szamotania, ponieważ  żaden z nich nie zamierzał odpuścić. Wyciągnąłem z kieszeni nożyk, którym przeciąłem sznury. Cholera. Przywiązał ją jak zapchlonego kundla, a co najgorsze próbował zgwałcić. Uwolniłem ręce dziewczyny, która wciąż była w szoku i tylko patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem.

-Nic ci nie jest?- zapytałem, dotykając czubka jej głowy. Chciałem ją pogłaskać, uspokoić, ale ona wzdrygnęła się. 

-Ż-żyję- wychrypiała, mrugając szybko. Spod jej powiek, wciąż leciały łzy. Była cała mokra, jej nadgarstki zostały mocno poranione a jeden z policzków był mocno zaczerwieniony. 

Jej klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, a ja dopiero teraz zauważyłem, że ten drań rozpiął jej cała koszulę a także zsunął spodnie. Co za kutas. 

-Ubierz się- powiedziałem cicho- Spadamy stąd. 

-Uważaj!- krzyknęła niespodziewanie. 

Poczułem przeszywający ból w głowie i mimowolnie poleciałem w bok. Evan, rzucił się na mnie, zanim zdążyłem się zorientować, co się dzieje. Okładając mnie pięściami, blokował każde moje niezdarne ruchy. W całej szamotaninie, gdzieś wyleciał mój pistolet, co rozzłościło mnie jeszcze bardziej. Reed krzyczała coś, ale nawet nie wiedziałem co dokładnie. Udało mi się wycelować w jego szczękę, co otumaniło ciemnowłosego. Skupiając w sobie całą złość, za skrzywdzenie Reed, celowałem w najbardziej wrażliwe miejsca, jakie posiadał. Wszystko, byle tylko bolało jak najmocniej. Gdzie do cholery jest Archer i czemu mi nie pomoże!? 

Nie mam pojęcie, gdzie Wood trenował ostatnimi miesiącami, ale zrobił się nie do zdarcia. Znów przeją kontrolę nad potyczką, chwytając mnie za szyję. Z jego nosa sączyła się krew, a rozwalona warga pulsowała od opuchlizny.
 Cholera. Odebrał mi dopływ tlenu, przypierając jeszcze mocniej do podłogi. 
Cholera. Cholera. Cholera. 

Próbowałem się wyswobodzić, spychając napastnika z siebie. I wtedy usłyszałem wystrzał. 
Evan w momencie zawył i puścił mnie, łapiąc się za rękę. Z całej siły, zepchnąłem go z swojej osoby, sprawiając że uderzył głową w ścianę. Spojrzałem w bok, a to co zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. 

Reed DiLaurentis. Drobna, mała, niepozorna, delikatna, piękna i inteligentna istota, stała na szeroko rozstawionych nogach, z niedopiętą jeszcze koszulą, mokrymi włosami przylepionymi do twarzy i wyciągniętymi rękami, w których trzymała pistolet.

Nie wierzę, że to ona strzeliła. Z mojego pistoletu.  
Gwałtownie wstałem, wymierzając solidnego kopniaka w brzuch Evana. Jęknął. 

W drugim końcu sali, coś poruszyło się. 

-Nawet nie waż się, jeszcze raz jej dotknąć- warknąłem.- Nie przewidziano dla ciebie, kolejnych strzałów ostrzegawczych. 

Z miłą chęcią, powtórzyłem wcześniejszy czyn. Ten pajac oduczy się kładzenia łapsk na dziewczynach. 

-Reed?- głos Archera stał się wyraźny. 

Spojrzałem katem oka, jak podchodzi do dziewczyny a jego twarz pokrywa krew. Musiał porządnie dostać od Evana. 
Ciemnowłosa, patrzyła przerażona na swoje ręce i z głośnym łoskotem, wypuściła broń z dłoni. Broda jej drżała a palce, trzęsły się jak galaretka.Po chwili z jej gardła wydobył się przerażający szloch. Wpadła w ramiona mojemu przyjacielowi, głośno płacząc. Ten, przytulił ją do siebie, w uspokajającym geście. 

W tym pomieszczeniu nie tylko Evan miał ranę. 

Nie tylko Archerowi, sączyła się krew. 


Moje serce pękło na tysiąc możliwych kawałków, kiedy usta Archera, odnalazły jej słodkie wargi, a ona przyjęła je z wdzięcznością. 



=====

Ta daaaam! :D
Rozdział pisałam trzy dni! Koniecznie chciałam, umieścić w nim jak najwięcej aby nie ciągnąć tego wątku w nieskończoność. 

Pozdrawiam! <3 

Do następnego! 



Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]Where stories live. Discover now