-O co chodzi?- zapytałam szeptem, wiedząc że coś jest nie tak. Nigdy nie zachowywał się aż tak dziwnie. Zaczynało mnie to przerażać. 

-Za chwilę ci wyjaśnię- powiedział słabo, podciągając się kolejny raz. 

Obserwowałam, jak pokonuje kolejne stopnie z trudnością. Może coś go boli? I dlaczego nie chciał powiedzieć co się dzieje. 

Po paru minutach, kiedy zamykam za nami drzwi, Matt obraca się w moim kierunku. Nie wiem, czy powinnam złościć się na niego, o brak wiadomości czy może wycałować, że przyszedł. Zakładam ręce na piersi, czując się zagubiona. Kolejny raz. Zmrużyłam oczy, czekając aż się odezwie. 
-Reed- zaczął.- Przepraszam. 

Oblizałam powoli usta, myśląc nad odpowiedzią.

-Za co?- zapytałam.- Za to, że wyszedłeś stąd ostatnio wkurzony? Za to, że się nie odzywałeś? Czy może za to, że przychodzisz teraz jak gdyby nigdy nic? Hmmm..?

Wziął głęboki oddech. Jego oczy były przygnębione i zmęczone, ale spojrzenie utkwione we mnie odżywało. 
-Nie mogłam wczoraj się odezwać.

-Bo co?- syknęłam.- Martwiłam się. Zamartwiałam. Wyszedłeś stąd zdenerwowany, wściekły...cały dzień się nie odzywałeś. No co ja sobie miałam pomyśleć? Co!?
Podniosłam głos, jednak szybko się opanowałam. Liczy się to, że tu jest. Cały i zdrowy. Bezpieczny. 

-Nie mogłem Reed- powiedział twardo. Trzymał ręce wzdłuż tułowia, zaciskając lekko dłonie w pięści.- Byłem w szpitalu.

Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziałam co powinnam powiedzieć. 

-Gdzie byłeś?- zapytałam z niedowierzaniem. 
-W szpitalu- powtórzył spokojnie. 

Podeszłam do niego parę kroków. 

-Dlaczego? Coś się stało?- zaniepokoiłam się.- Coś nie tak, z Twoimi rodzicami? Może z rodzeństwem? Matt? Wszystko okej? 

Jego milczenie sprawiało, że poziom moich obaw nieustannie rosną. Chłopak delikatnie rozsuną szarą bluzę i ostrożnie zdjął z siebie. Pomogłam mu, choć nie rozumiałam czemu to robi. Bluza wylądowała na moim łóżku, a po chwili z wielkim trudem, Matt usiadł obok niej. 

-Pokażę ci coś- rzucił, chwytając swój podkoszulek. Podciągną go do góry i ostrożnie zdjął.

Moim oczom, ukazał się bandaż okręcony wokół jego tułowia oraz parę siniaków. Kiedy zorientowałam się, na co parzę o mało nie zemdlałam. Zatkałam usta dłonią, czując jedynie silne niedowierzanie. On jest ranny. Ja chyba śnię.

-Boże- wyszeptałam. Przyklękłam przy nim, przejeżdżając po śnieżnobiałym opatrunku opuszkiem palca. Jest prawdziwy. Nic mi się nie przyśniło. To nie jest sen.- Co ci się stało? 

Popatrzył na mnie spod rzęs, po czym oparł się rękami o łóżko. 
-Spadł na mnie metalowy regał- powiedział.- Przeciął mi lewy bok, musieli go zaszyć..- skrzywił się, jak gdyby samo wspomnienie tego momentu, przyprawiało go o dreszcze.- Dorobiłem się kilku siniaków i stłuczeń...

-Słodkie Dzieciątko Jezus- wyszeptałam, wyobrażając sobie olbrzymi sklepowy regał, lecący prosto na mojego chłopaka. 
-Straciłem przytomność- dodał, jak gdyby to był ważny element tej historii.- Na szczęście, pracowałem z mamą na zapleczu..od razu przyszła, gdy usłyszała hałas, zadzwoniła po karetkę... obudziłem się w ambulansie. 

Usiadłam obok niego, ujmując jego twarz w dłoń. Pogłaskałam go, wiedząc że nie mogę go przytulić. Sprawiłoby mu to niewyobrażalny ból. 
-Wszystko okej- zapewnił.- To tylko groźnie wygląda. 

Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz