Chociaż fakt, że wciąż żyję jest dla mnie na prawdę pocieszający. 

-Jesteś..jesteś..yggghhhh- zawyłam czując się bezsilnie. Nie wiedziałam nawet jak mam się wysłowić. 

-Nie skrzywdziłbym cię- powiedział zdecydowanym tonem. 

-Wcześniej twierdziłeś coś innego- mruknęłam. 

-Nie wszystko jest tym, na co wygląda- odpowiedział. Jego niski głos, idealnie pasował do tej nocy. 

-Znowu to powtarzasz..

A ja dalej nie wiem, dlaczego to mówi. 

-Pamiętasz tę noc, kiedy ktoś cie zaatakował?- westchną, opierając się o ścianę. Wyglądał na nieobecnego, słabe światło księżyca owiało jego twarz nadając niebieskawy odcień. Powtórzę to już któryś raz, ale cholerka... jest na prawdę przystojny. 

Pokiwałam tylko głową, choć pewnie mnie nie widział. Bawił się materiałem mojej bluzy, trzymając mnie blisko siebie. 

-No właśnie.. tez to pamiętam- wzruszył ramionami.- Mogło mnie tam nie być, prawda? Ale byłem. Mogłem Cię uratować... zrobiłem to- patrzył przed siebie, jakby odtwarzał tamto wydarzenie na nowo.- Ale gdyby mnie tam nie było... wiesz jakby się to skończyło- celowo nie kończy swoich myśli, nie chcąc bym jeszcze raz dokładnie przez to przechodziła.- Wiesz co? Zrozumiałem wtedy coś bardzo ważnego..
Skierował swój wzrok na mnie, po czym chrypliwie, powoli, akcentując każde słowo powiedział:

-Zależy mi na Tobie- jego oczy, wwiercały się w moje.- Na tym, żebyś była bezpieczna.

Nie potrafiłam w tamtym momencie wykrzesać z siebie, jakiegokolwiek sensownego zdania. Nawet zdanie pozbawione sensu, było dla mnie niemożliwe do wypowiedzenia. Gdybym nie siedziała, prawdopodobnie z wrażenia poleciałabym jak długa, za posadzkę.

-Dlatego... dlatego, nie skrzywdziłbym cię. Rozumiesz?
-R-rozumiem- zacięłam się.
Nie rozumiałam.

Tkwiliśmy tak, wpatrzeni w siebie czując, że nie powinniśmy tego robić. Przynajmniej ja tak czułam. Ale bardzo chciałam, rozczytać coś z jego twarzy. Chłopak, delikatnie chwycił mój podbródek w dwa palce, unosząc lekko ku górze. Zaczęło kręcić mi się w głowie, coś na ramieniu piszczało, żeby uciekać gdzie pieprz rośnie.

Tymczasem ja, Reed Jennifer DiLaurentis siedziałam w miejscu, czekając co będzie dalej.

 Archer był blisko mnie. Zdecydowanie za blisko. Nasze oddechy zmieszały się, ze sobą, kiedy rozchyliłam lekko usta. 

Boże Reed, nawet o tym nie myśl. 
Absolutnie nie wolno ci myśleć, o czymś takim.

Ale jego usta, były już tak blisko. Mimowolnie przymknęłam oczy, zastanawiając się czy całuje tak dobrze, jak wygląda. 

Do moich uszu w momencie dobiegł irytujący dźwięk telefonu komórkowego. 

Odskoczyłam jak oparzona. 

-Kurwa mać!- krzykną Archer, wyciągając telefon. Jego oddech przyśpieszył, kiedy nacisnął zieloną słuchawkę.

-Czego?- rykną do telefonu, na co podskoczyłam. W momencie z delikatnego i czułego, zmienił się w..no cóż. Siebie.- Nie kurwa..nie przeszkadzasz..no bo gdzie ty byś mi przeszkadzał...nie pierdol, tylko mów czego chcesz...nie...chyba cię pojeba...to nie jest możliwe... ja zwariowałem? To ty przeszkadzasz mi...chuj cię obchodzi, co właśnie robię, ważne że mi przeszkadzasz...spier...dobra...okej...nie ważne...będę za dziesięć minut.

Rozłączył się, po czym wrzucił telefon do kieszeni. Gwałtownie wstał, a z jego stoickiego spokoju nie zostało już nic. Również wstałam, chwytając się barierki. Wyminęłam chłopaka, wchodząc do pokoju. Czułam się tak dziwnie, jakbym dostała patelnią w głowę. Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje i co się stało.

Nawet nie pytam kto dzwonił i dlaczego. 

-Dobranoc Reed- mrukną w moją stronę.- Śpij dobrze.

-Ty też-odburknęłam.- Cokolwiek będziesz robił...

Popatrzył na mnie z boku. 
-Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda- powtórzył, chwytając za klamkę.- Przemyśl to. 

Po czym wyszedł. 
A ja zostałam sama, na środku pokoju z dziwnym poczuciem, że gdyby nie telefon, zdradziłabym kogoś kogo kocham.
Właściwie dwie osoby.

Matta i moją mamę.

=====

Wymodlony rozdział!

Wracamy do rzeczywistości...szkoła ;-;

Pozdrawiam ;*


Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora