| 2.10 | Nowinka

901 118 16
                                    

Ze snu wybudza mnie Zack wbijający głośno do mojego pokoju z... Sadzonymi jajkami i bekonem na tacce?

- Zack? - mamrotam, patrząc na niego niezrozumiale. Nie wiem, co on tutaj robi o tej porze.

- Tak? - uśmiecha się i podchodzi z tacką, którą kładzie na pościeli w miejscu, gdzie jest mój brzuch.

- Czemu to musi tak dobrze pachnieć? - jęczę cicho i zaciągam się zapachem śniadania z przymkniętymi powiekami. Czuję okropne zmęczenie przez ostatnie przepłakane dni i krótki sen - Która godzina? - dodaję, odrobinę przysypiając.

- Po szóstej - mruczy pod nosem i siada przy mnie na łóżku, łapiąc moją dłoń i gładząc ją delikatnie kciukiem.

- To nawet zbyt wczesna pora na zabicie cię - wzdycham ciężko, po czym otwieram oczy, by znów przyjrzeć się śniadaniu - To dla mnie, prawda? - patrzymy sobie w oczy, aż w końcu Zack wybucha śmiechem.

- Dobre! - chichocze, wycierając łzy. Zawsze podziwiałem go za to, że umie je wymusić - Nigdy się tak nie uśmiałem!

- To co tu, do cholery, robisz? - unoszę brew.

- Mam dla ciebie coś innego - tłumaczy i zaczyna jeść bekon.

- Zaskocz mnie, patafianie.

- Powiem tak...Ruszaj się z wyra, bo za dwie godziny masz rozmowę o pracę.

Wytrzeszczam oczy i rozchylam wargi w zdziwieniu, patrząc wciąż na przyjaciela. Przetwarzam jego słowa przez co najmniej minutę, aż w końcu piszczę jak dziecko, siadając i mocno go przytulając.

- Naprawdę?!

Zack całuje mnie w skroń i wiem, że także się uśmiecha, ponieważ zawsze próbuje to zakryć w ten sposób.

- Jasne, promyczku - szepcze łagodnie do mojego ucha.

Wtulam się mocniej w ciało współlokatora, nie potrafiąc lepiej wyrazić swoje wdzięczności.

- Tak bardzo dziękuję, Zack - uśmiecham się lekko, po raz pierwszy od jakiegoś czasu.

- Jesteś moim ulubieńcem...Cóż, mimo wszystko tak jest i zrobię dla ciebie naprawdę dużo, Niall - odsuwa mnie od swojego ciała i patrzy mi ze szczerością w oczy - Ale tak jak mówiłem, wstawaj z wyra. Szefuńcio nie lubi spóźnialskich.

Chichoczę cicho, kiwając głową.

Wchodzę do wielkiej korporacji z szaleńczo bijącym sercem, które po prostu chce teraz wyskoczyć mi z piersi przez stres jaki aktualnie czuję.

Zack ostrzegał mnie przed wyjściem, żeby mówić przemyślanie i starać się nie robić z siebie durnia, jeśli rzeczywiście potrzebuję tej pracy. Szef tego gmachu jest podobno bardzo wymagający i dokładnie obserwuje ludzi, którzy przychodzą na rozmowy kwalifikacyjne.

Zależy mi na dostaniu się, jak na niczym w ostatnim czasie i w drodze na spotkanie ćwiczyłem to, co powinienem na początek powiedzieć.

Rozglądam się po przedsionku w poszukiwaniu recepcji, a kiedy ją widzę, podchodzę do niej z bladym uśmiechem na twarzy. Mam wrażenie jakbym zaraz miał zemdleć, ale staram się odrzucić tę myśl na bok, ponieważ jeśli to pozostanie w mojej głowie, to rzeczywiście stracę przytomność.

- Dzień dobry - mówię cicho, zaciskając mocno palce na piaskowej ladzie, które szybko bieleją. Wpatruję się w niebieskie oczy młodej kobiety po trzydziestce, ta wydaje się być znudzona i właściwie niemiła.

- W czym mogę pomóc? - pyta osowiale i unosi brew, na co zaciskam chwilowo usta w cienką linię, mrużąc przy tym oczy.

- Chyba nie chce pani bym panią zgłosił za takie zachowanie w miejscu pracy... - patrzę na plakietkę - panno Cadens - mówię wrednie, ledwo powstrzymując rozdrażnione warczenie. Dlaczego, do cholery, ma nazwisko jak kucyk pony?

Kobieta patrzy na mnie bez wyrazu z lekko rozchylonymi ustami, ale potem poprawia się na miejscu, prostując plecy i przybierając profesjonalną minę.

Wywracam oczami, nie potrafiąc nad tym zapanować i opuszczam ręce wzdłuż ciała, kręcąc nerwowo nadgarstkami.

- W czym mogę pomóc? - poprawia się miłym tonem.

- Od razu lepiej - burczę - Przyszedłem na rozmowę o pracę, panno kucyk pony.

- Imię i nazwisko, podrabiany Bradzie Pittie - podchodzi naprawdę młoda dziewczyna do recepcji z głupim uśmiechem na ustach. Ma brązowe, niemal czarne włosy, spływające w dół po jej ramionach oraz plecach.

Obserwuję ją uważnie i w końcu na moich ustach wita skopiowany uśmiech dziewczyny.

- Nawet nie jestem do niego podobny, kochanie - śmieję się cicho pod nosem.

- Tak jak ona do kucyka...Jestem Selena, Blondasku.

- Niall Horan - odpowiadam w końcu, a twarz Seleny rozświetla się jeszcze bardziej.

- Ah, Niall, Zack mi o tobie dużo opowiadał - mówi nagle, na co ja unoszę brew - Jego ojciec już czeka na ciebie w gabinecie.

Mrugam szybko, nie spuszczając z niej spojrzenia. Jestem zdziwiony, a tym bardziej zaskoczony. Dlaczego Zack nie powiedział, że jego ojciec pracuje w Nowym Jorku w tak dużym budynku?

- Och...Więc mnie do niego zaprowadź.

- Jesteś gotowy? - lustruje mnie spojrzeniem, mając skrzyżowane ręce na piersiach. Uśmiecham się na to szeroko, ale nieszczerze.

- Ani trochę.

----------------------------------------

Dzień dobry, miłego dnia 😊

Lost Boy ✔ | ZiallWhere stories live. Discover now