| 1.6 | Był moją ostatnią deską ratunku

2.1K 173 31
                                    

Po wejściu do wielkiego domu Ricka, głośna muzyka techno uderzyła w moje bębenki, wywołując tym mały grymas na twarzy i mocne dudnienie w klatce piersiowej. Miałem wrażenie że te dzięki żyją pełną parą w moim ciele, jakby chciały nim zawładnąć. To był mój trzeci raz gdy byłem na imprezie, wciąż nie potrafiłem przyzwyczaić się do odczuwania czegoś takiego. Jasne, kocham muzykę całym sercem, jednak to, co się tu wyrabia jest całkiem trudne do ogarnięcia. Co chwilę puszczane na cały regulator głośności remixy sprawiały, że mój żołądek robił co chwilę fikołki, nie zawsze były one miłe. Starałem się to zbyć i spróbować dobrej zabawy, przecież po to tu jestem - by spędzić świetny wieczór w towarzystwie fajnych ludzi.

Louis złapał moją dłoń, kiedy prowadził mnie w głąb domu w nieznanym mi kierunku. Zerkałem co chwilę na tańczące osoby na środku pomieszczenia. Na końcu zauważyłem dwie spore kanapy obite czarną skórą - okupowały je zajęte sobą pary - oraz przeźroczysty kawowy stolik, na nim były porozwalane butelki po piwie i różnych innych alkoholach, tak samo jak na podłodze na tym terenie. To więc musiał być salon.

Przeszedłem z Tomlinsonem do kolejnego pomieszczenia, to także był pokój dzienny, tyle że większy od tamtego o co najmniej połowę. Ogarnęło mnie zdziwienie, gdy widziałem pełno ludzi wokół nas, ledwo starczało miejsca, osoby tańczące ocierały się o siebie i przeciskały, by choć trochę więcej zdobyć przestrzeni dla siebie. Miałem duży problem z przejściem dalej, zajęło mi dłuższą chwilę, nim wszedłem do jeszcze większej kuchni, która było drogo urządzona, jak salony i zapewne reszta domu. Skąd oni biorą tyle pieniędzy na to wszystko? Te rzeczy wyglądają na naprawdę bardzo drogie.

Louis zauważył gospodarza imprezy; palił papierosa wśród innych ludzi jego pokroju. Szatyn krzyknął radośnie, podchodząc do niego ze rozłożonymi ramionami. Rick spojrzał na niego, a wtedy uśmiech od razu wpłynął na jego usta. Podszedł do Tomlinsona i objął go po bratersku, zaraz potem inicjując rozmowę.

Westchnąłem cicho rozglądając się wokół, gdy stałem przy łuku drzwiowym. Większość ludzi była przy rozstawionych trunkach, pojedyncze osoby stały z dala, trzymając w dłoniach czerwony kubeczki zrobione z plastiku. Wszędzie pachniało alkoholem i ziołem, które paliło parę osób w kącie kuchni przy białej rzeźbie gołej kobiety. Dopiero teraz zauważyłem, że w tym domu było naprawdę wiele rodzajów sztuki - począwszy od obrazów, a kończąc po drogie rzeźby znanych twórców. Ten budynek to pieprzona galeria sztuki, osobiście bałbym się robić tu jakiekolwiek imprezy. Gdybym potłukł jakąś głupią figurkę, dostałbym manto od mamy.

Mój wzrok spoczął na Zaynie, który opierał się o blat od zlewu. Miał skrzyżowanie ręce, spoczywały na jego klatce. W dłoni trzymał ten sam, co u wszystkich czerwony kubeczek. Uniósł go i popił jego zawartość. Gdy to robił zobaczyłem, że w drugiej dłoni trzymał jonita i zaraz po napiciu się, zaciągał się nim mocno. Chwilę przytrzymał dym, a kiedy w końcu go wypuścił, to w moim kierunku.

Z grymasem na twarzy machałem dłonią, aby odpędzić szaleńcze opary zioła. Kaszlnąłem, co wywołało u mulata cichy śmiech.

- To wcale nie jest zabawne! - wykrztusiłem posyłając mu rozgniewane spojrzenie. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Znów zaciągnął się jonitem i posłał dym na mnie. Patrzyłem na niego z niedowierzaniem. A to złośliwa cholera.

- Gapisz się, barbie - mruknął niskim i seksownym głosem, który wywołał dreszcze w dół mojego kręgosłupa. Sapnąłem ciężko na to uczucie i na określenie, które wypowiedział do mnie.

- Nie mów tak do mnie - bąknąłem krzyżując ręce na torsie. Zmrużyłem oczy nie spuszczając z niego wzroku. Wywrócił oczami.

- Po prostu napij się, zapal i rozluźnij -

Lost Boy ✔ | ZiallΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα